Na wokandzie: Pokusy trzeciej władzy

sądownictwo| sędziowie| Trzecia władza| urzędnik sądowy

Na wokandzie: Pokusy trzeciej władzy

Władza dana sędziom to władza ogromna. Nie oznacza ona jednak przyzwolenia na brak szacunku wobec stron i innych uczestników postępowania. Szacunek dla innych jest wyrazem kultury i mądrości, a także sztuki panowania nad samym sobą, pisze Teresa Romer w XIV numerze kwartalnika "Na wokandzie" wydawanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości.

Sędzia decyduje o życiu drugiego człowieka. O jego wolności, prawach rodzicielskich, o bycie lub niebycie małżeństwa, o tym, czy ktoś pozostaje w stosunku pracy i czy ma prawa do świadczeń z ubezpieczenia społecznego. To przykładowe wyliczenie uprawnień sędziego wskazuje na jego szczególną pozycję w społeczeństwie. Czy ta pozycja, czy ta władza nad ludzkimi losami usprawiedliwia lekceważący nieraz czy wręcz arogancki stosunek sędziów do uczestników postępowania? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale niestety nie dla wszystkich.

Na pytanie, czy sędzia jest panem społeczeństwa czy też służy społeczeństwu, dawno znaleziono już odpowiedź. Bez wątpienia, rolą sędziego jest służba. Jak tę służbę przełożyć na zachowanie sędziego w sali rozpraw, a także na traktowanie urzędników sądowych, którzy pełnią wobec niego rolę pomocniczą?

Bycie trzecią władzą rodzi pokusy przekładające się na czasami aroganckie czy lekceważące traktowanie stron i świadków. Takim postawom sprzyja trochę polska procedura, szczególny rytuał procesu, a także zagubienie podsądnych, spowodowane ich brakiem zorientowania nie tylko w zagadnieniach prawnych, ale po prostu w tym, jak w sali sądowej zachować się należy. Sędzia powinien sobie z tego zdawać sprawę i zamiast karcić – w zrozumiały sposób wskazywać stronom i świadkom elementarne zasady uczestniczenia w procesie.

Procedura nakazuje np. osobie, która zwraca się do sądu, zachowanie pozycji stojącej. A przecież samo „stanie na baczność” nie gwarantuje sądowi autorytetu... Uczestniczyłam kiedyś w rozprawie toczącej się przed sądem holenderskim. Sądy i sędziowie cieszą się tam wielkim szacunkiem i nikt nie dopatruje się uchybienia temu szacunkowi spowodowanego tym, że wszyscy uczestnicy postępowania w czasie rozprawy siedzą i w takiej pozycji składają wyjaśnienia czy zeznania. W sprawie, w której uczestniczyłam, oskarżony, doprowadzony z więzienia, odpowiadał za zdemolowanie baru, pobicie barmanki i jeszcze kilku gości. Kiedy w asyście policji został wprowadzony do sali rozpraw, sędzia poprosił go o zajęcie miejsca i z tego miejsca, na siedząco, oskarżony składał wyjaśnienia. Tak samo było ze świadkami i pełnomocnikami.

Warto może pochylić się nad problemem sposobu składania zeznań w polskim sądzie? Znana była przed laty, nie tak znowu bardzo odległymi, sytuacja, w której jeden z cenionych merytorycznie sędziów przesłuchiwał świadka – kobietę w zaawansowanej ciąży. Sędzia nie zaproponował, by usiadła, co przecież w niczym nie uchybiłoby powadze sądu. I przesłuchanie zostało przerwane, bo świadek... zasłabł.

A stosunek sędziów do urzędników sądowych? Także powinien być nacechowany zwykłą uprzejmością. Niestety, w sekretariatach sądowych ciągle zdarzają się sytuacje, które nie powinny mieć miejsca, choćby wydawanie przez sędziów urzędnikom, nieraz bardzo doświadczonym, poleceń w sposób władczy, nierzadko podniesionym głosem. Zdarzają się też sędziowie , którzy nie szczędzą nieprzyjemnych komentarzy odnośnie kompetencji urzędników. Tymczasem, wbrew temu, co czasem wydaje się nowomianowanym sędziom, od urzędnika sądowego, szczególnie tego z długoletnim doświadczeniem, można się wiele nauczyć. Poza tym, po prostu tak jak każdemu człowiekowi, należy mu się szacunek.

Kiedyś, przed wielu, wielu laty, jako asesor w sądzie powiatowym w Sopocie, odebrałam od urzędniczki sądowej lekcję na całe życie. Była to pani w wieku mojej babci, przed wojną kierowniczka sekretariatu w sądzie apelacyjnym w Wilnie. Przynosiła mi różne pisma, a ja krępowałam się w jej obecności czytać je przed podpisaniem. Pewnego razu pani kierowniczka opowiedziała mi, jak to w sądzie apelacyjnym w Wilnie był sędzia, który „automatycznie” podpisywał przyniesione z sekretariatu pisma. I pewnego dnia urzędnicy podsunęli mu wyrok na niego samego. Podpisał. Do tej opowieści nie było żadnego komentarza, ale od chwili, gdy ją usłyszałam, do dziś nie podpisuję niczego, czego bym wcześniej nie przeczytała.

I jeszcze jedna autentyczna historia, którą opowiedział mi mój ojciec adwokat. Rzecz działa się przed 1939 rokiem, ojciec w sali rozpraw czekał na swoją sprawę, tymczasem poprzednia jeszcze się nie zakończyła. Sędzia akurat pouczał świadka, że na każde pytanie ma odpowiadać „tak” lub „nie”. W pewnej chwili świadek zapytał sędziego, czy to aby na pewno zawsze jest możliwe. Kiedy usłyszał kategoryczne potwierdzenie, zapytał: „To czy pan sędzia już przestał brać łapówki?”.

To prawda, jesteśmy trzecią władzą w państwie. Władzą, która ma za zadanie rozstrzygać ludzkie spory i osądzać ludzkie czyny. Musimy jednak stale pamiętać, dla jakich celów dostaliśmy tak olbrzymie prerogatywy w zakresie ludzkich losów. Sprawowana przez nas władza przede wszystkim ma służyć społeczeństwu. Służba innym wyklucza takie zjawiska jak brak uprzejmości, bezwzględność, pogarda czy ironia.

Sprawowanie „trzeciej władzy” musi się łączyć nie tylko z wiedzą profesjonalną, ale ze świadomością szczególnej roli sędziego – z tym, że „szlachectwo zobowiązuje”, a nie uwalnia od szacunku dla innych oraz próby zrozumienia ich zachowań. Uważajmy ze zbędnymi uwagami wobec uczestników postępowań i liczmy się z urzędnikami, którzy pomagają nam w rodzimych sądach.

Autorka jest sędzią Sądu Najwyższego w stanie spoczynku

Na wokandzie

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.