Prawo Gogola: Artykuł IX. O lichwiarskich odsetkach

lichwa| lichwiarz| Mikołaj Gogol

Prawo Gogola: Artykuł IX. O lichwiarskich odsetkach
Quentin Massys, Lichwiarz i jego żona, olej na desce, 1514, Luwr

Odniesienia do lichwy w literaturze są niezwykle liczne, poprzestanę więc tylko na czterech autorach.

W starożytności Arystoteles podważył w „Polityce” sens odsetek w ogólności (pieniądz nie może dawać owocu, bo – jako środek wymienny – jest niezdolny do owocowania). Że ojca filozofii nie posłuchano, nie muszę dowodzić… W średniowieczu Dante w „Boskiej komedii” usadził lichwiarzy w siódmym kręgu piekła. Że Italia była ojczyzną europejskich banków, o tym uczą już podręczniki szkolne... W XX wieku amerykański poeta Ezra Pound poświęcił lichwie jedną ze swoich „Pieśni”, winiąc ją za całe społeczne zło. Że w USA są największe instytucje finansowe na świecie, wie chyba każdy… Tym czwartym autorem „od odsetek” będzie Gogol. Że miał niemało do powiedzenia na ten temat, postaram się ukazać na przykładzie jego opowiadania „Portret”.

Jednym z jego bohaterów był malarz nazwiskiem Czartkow, biedujący – bez żadnych zamówień – w podrzędnej dzielnicy Petersburga. Kiedy zawisła nad nim groźba eksmisji, w akcie beztroskiej obojętności wydał ostatnie kopiejki kupując na pchlim targu podniszczony portret nieznanego starca. Zaniósł go do swojej nory, oczyścił, i, powiesiwszy na ścianie, dostrzegł żywe oczy wpatrujące się nań z portretu. Czując przeszywający lęk, ułożył się do snu za parawanem, by tylko nie widzieć nabytku. Na nic się to zdało: przez szpary zasłony zobaczył, że „starzec poruszył się i nagle oparł się obydwoma rękami o ramę”. Gdybyż tylko to! Już po chwili tamten „uniósł się na rękach i wysunąwszy obie nogi wyskoczył z ram”. Malarz struchlał z przerażenia. Na szczęście „straszliwe widmo, wysokie, odziane w jakiś azjatycki strój” zajęło się… liczeniem pieniędzy, nieznany gość wyjął bowiem spod swych obfitych szat mnóstwo rulonów w niebieskich papierach, rozwijał je jeden po drugim i oglądał słupki złotych monet. Był tym tak pochłonięty, że nie zwrócił uwagi na zwój, który potoczył się pod łóżko zmartwiałego ze strachu Czartkowa. Finał nocy był już spokojniejszy: starzec skończył rachunki i wrócił z pieniędzmi do środka obrazu, a w rękach malarza został rulon najprawdziwszych złotych rubli. Los młodego artysty uległ natychmiastowej odmianie: przeniósł się do wytwornych komnat na Newskim Prospekcie i tam masowo portretował bogaczy. Zapomniawszy o radzie profesora z czasu studiów („Uważaj, żebyś nie stał się modnym malarzem”), rychło rozmienił swój talent na drobne, malując bez serca, szybko i byle jak. Do bogactwa doszła rosnąca pycha i „zazdrość granicząca z szaleństwem”, objawiająca się w tym, że – nie bacząc na cenę – wykupywał w galeriach i na aukcjach dzieła innych twórców po to tylko, by samemu je niszczyć, tnąc na strzępy i depcząc. Popadłszy w obłęd, zmarł podczas ataku furii.

Tak się kończy historia Czartkowa, ale zarazem potem poznajemy wcześniejszą historię obrazu, którą Gogol pomieścił w drugiej części utworu. Oto ona… Sportretowanym mężczyzną był lichwiarz, który do perfekcji opanował sztukę zwodzenia swoich klientów. Rekrutowali się oni najczęściej pośród miejskiej biedoty, tam, gdzie żyje „ten nieszczęsny osad ludzki, dla którego najbardziej dobroczynny ekonomista polityczny nie wynalazłby środków, by polepszyć ich byt”. Jaka była jego metoda? Ano najzwyklejsza, całkiem podobna do dzisiejszych ogłoszeń na słupach: „Pożyczał chętnie, rozkładając, jak się zdawało, bardzo dogodnie terminy płatności” I choć miewał też petentów z wyższych sfer, przyjeżdżających doń karetami, jego podstawowym środowiskiem (dzisiaj się powie: targetem) byli ludzie żyjący z biedzie – drobne sumy były dawane pod zastaw, a potem następowało „śrubowanie wysokich procentów […] przy pomocy jakichś dziwnych arytmetycznych kombinacji”. Tenże lichwiarz, w przededniu śmierci, zapragnął mieć swój portret, i tak też się stało. Ponieważ do dzieła wdarła się cała niegodziwość, i osoby, i profesji, po śmierci modela obraz rozpoczął coś na kształt samodzielnego bytowania: przynosił nieszczęście każdemu, kto tylko się z nim zetknął. Smutny los jednego z jego posiadaczy, Czartkowa, już znamy. Podczas licytacji rzeczy po zmarłym malarzu obraz został przez kogoś skradziony i wyniesiony. Pewno gdzieś sobie krąży…

Nie muszę dodawać, że napisany w 1843 roku „Portret” jest niezmiennie uważany za jedno z najbardziej tajemniczych opowiadań Gogola; dzieje się to z uwagi na mnogość pobłyskujących w nim infernalnych ogni o różnym stopniu natężenia. Przykłady? Zacznijmy choćby od samego nazwiska bohatera części pierwszej: Czartkow nie brzmi bynajmniej anielsko. Spójrzmy też na rysy lichwiarza – „smagła, szczupła, miedziana twarz i jakiś niepojęty, straszny jej koloryt, wielkie, niesamowicie błyszczące oczy, nawisłe gęste brwi”. Jeden z jego dłużników, krótko po wzięciu pożyczki, stał się tak podejrzliwy, że począł pisać donosy na samego siebie. Z innymi było podobnie: mamy w opowiadaniu całą listę podobnych nieszczęśników…

Miało być o odsetkach, a skończyło się na ludzkich losach. Kto wie, czy nie tego właśnie należało się z góry spodziewać...

*Marian Sworzeń, ur. 1954, prawnik, pisarz, członek PEN Clubu, ostatnio wydał „Opis krainy Gog”

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.