Prosto z buszu: Afryka nad Wisłą

Andrzej Kowalski| GMO| Monsanto| pasze| soja| Stanisław Butra

Prosto z buszu: Afryka nad Wisłą
Strączki soji. Foto: Wikimedia Commons.

Jak podał w dniu 24 lipca br. portalspożywczy.pl[1], po wcześniejszym przyjęciu projektu rządowego ustawy o zmianie ustawy o paszach, Senacka komisja rolnictwa zatwierdziła projekt, co w praktyce oznacza, że paszami genetycznie zmodyfikowanymi będzie można karmić zwierzęta do roku 2016. Z tą ustawą to było tak: w roku 2006 wprowadzono zakaz używania tych pasz, ale od roku 2008. Zanim ustawa weszła w życie, dokonano jej nowelizacji, która przedłużyła jej niebyt do roku 2012. Aktualna nowelizacja przedłuża „uśpienie” ustawy do roku 2016. Za cztery lata Sejm i Senat, na wspólnym posiedzeniu, będą mogły obchodzić uroczyście dziesięciolecie ustawy, która nie weszła w życie.

portal spożywczy.pl relacjonuje skrótowo przebieg senackiej dyskusji. „Dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej Andrzej Kowalski przekonywał, że zrezygnowanie z pasz wytwarzanych na bazie soi spowoduje wzrost kosztów produkcji drobiu, jaj i trzody, a także ograniczy eksport mięsa. Podkreślił, że nie ma naukowych publikacji, które jednoznacznie mówiłyby o szkodliwości stosowania organizmów genetycznie modyfikowanych. Wiceminister rolnictwa Stanisław Butra stwierdził, że resort jest przeciwny GMO, ale uwzględniając sytuację ekonomiczną w hodowli i niedobór komponentów białkowych w żywieniu zwierząt popiera ustawę. Dodał, że w żadnym kraju UE nie ma zakazu stosowania pasz genetycznie modyfikowanych.”

Zaintrygowała mnie ta wypowiedź wiceministra. Listę krajów, które zakazały lub ograniczyły import, dystrybucję, sprzedaż , utylizację, eksperymenty w terenie i komercjalną uprawę GMO znaleźć można na wielu witrynach, głównie podejmujących kwestie zdrowego żywienia. Np. „pure” wylicza następujące kraje europejskie: Austria, Francja, Grecja, Hiszpania, Luksemburg, Norwegia, Portugalia, Wielka Brytania i Unia Europejska. Poza Norwegią, wszystkie wymienione państwa należą do Unii Europejskiej. Pewne ograniczenia dotyczą wszystkich jej członków.

Z kolei examiner.com.au[2] podaje, że zakaz jakichkolwiek upraw GMO wprowadzono w 2009 r w Irlandii. Zakaz produkcji i sprzedaży tych produktów obejmuje także Bułgarię i Węgry. Zakaz uprawiania i sprzedaży jakichkolwiek produktów GMO wprowadziły Austria, Bułgaria, Grecja, Luksemburg i Węgry. Jakichkolwiek, to znaczy paszy również. Resortowi najwidoczniej nie udostępniono Internetu. Minister Butra mgliście się zna na temacie albo mija się z prawdą. A do tego, jaki asekurancik. Jest przeciw, a nawet za.

Prof. dr, jak najbardziej habilitowany, Andrzej Kowalski stwierdził, że „nie ma naukowych publikacji, które jednoznacznie mówiłyby o szkodliwości stosowania organizmów genetycznie modyfikowanych.” Zdumiewające, skoro ja, kompletny ignorant, czytałem omówienia kilku publikacji naukowych stawiających jednoznacznie taką tezę. Do tej sprawy jeszcze wrócę. Dziwi mnie również fakt, iż dyrektor Instytutu przekonywał, że rezygnacja z GMO spowoduje wzrost kosztów produkcji drobiu, jaj i trzody, a także ograniczy eksport mięsa, nie poświęciwszy nawet słowa manipulacjom rynkiem żywnościowym. A jest on ustawiany nie gorzej niż „casino capitalism”, czy cena ropy naftowej. Szef głównego instytutu ekonomiczno-żywnościowego w Polsce mówi, mniejsza z tym, czy słusznie, o tym, jaka będzie krótkoterminowa konsekwencja zakazu korzystania w Polsce z pasz genetycznie modyfikowanych. Nie powiedział jednak niczego o tym, jaka będzie długoterminowa konsekwencja przejęcie rynku pasz w Polsce przez globalne koncerny, głównie Monsanto.

Od obu ekspertów, reprezentujących rząd i główny państwowy ośrodek badawczy, zajmujący się tą tematyką, senatorowie mieli prawo oczekiwać szerszego tła, przede wszystkim rzetelnej informacji o tym, jak sobie radzą z GMO inne kraje, kto miałby tę paszę do Polski wprowadzać i na jakich zasadach, jakie konsekwencje ponieśliby miejscowi producenci pasz naturalnych (wzbogaconych trującymi chemikaliami) i jak się ma taka decyzja do bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Jeśli przyjąć, że redakcja „portalspożywczy.pl” wiernie oddała przebieg obrad i w cytowanych wypowiedziach podała to, co było w nich najważniejsze, to aż dziw bierze, że nikt z senatorów nie zapytał o więcej.

Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne, to zarówno minister jak i dyrektor powinni wiedzieć, że rząd amerykański subsydiuje koncerny produkujące żywność. Dzięki tym subsydiom mogą one produkować żywność taniej niż indywidualni farmerzy w Stanach Zjednoczonych (podatki, jakie płacą farmerzy, idą w części na wspomniane subsydia dla gigantów - konkurentów). Jest to również żywność tańsza niż w krajach Trzeciego Świata. Efekt jest taki, że indywidualni rolnicy bankrutują w USA. Z każdym rokiem farmerów jest coraz mniej. Podobny proces ma miejsce np. w Afryce, gdzie państwa nie dotują producentów żywności. Taniej jest sprowadzić wyprodukowaną w państwie dotującym. Obszary rolnicze można przeznaczyć na wysypiska trujących śmieci, wyprodukowanych tam, gdzie dotują. Ten, kto eksportuje żywność do Afryki może w każdej chwili dostawę wstrzymać i spowodować śmierć milionów ludzi. Może zdarzyć się i tak, że żywności zabraknie na całym świecie i wówczas ci, którzy ją produkują, złamią wszelkie kontrakty, bo w pierwszej kolejności będą starali się zapobiec przed zamieszkami we własnym kraju. Oczywiście, dotyczy to w takim samym stopniu paszy dla zwierząt jak i dla ludzi. Rezygnowanie z produkcji własnej żywności i uzależnienie się od obcych dostaw to oczywiście znakomity przykład troski o bezpieczeństwo żywnościowe kraju. Na witrynie Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej znajduje się zestawienie obecnie realizowanych tematów badawczych rozbitych na zadania. Wśród zadań znaleźć można „Bezpieczeństwo żywnościowe Polski” realizowane przez prof. dr. hab. B. Gulbicką. Czy jest ono możliwe w sytuacji uzależnienia się od dobrej woli i polityki zagranicznego producenta pasz?

Jak do tej pory, skutki odżywiania się ludzi (i zwierząt, które zostaną przez nich zjedzone) wywołują mniej krytyki i mniejsze protesty niż straszne konsekwencje wprowadzania upraw GMO i eksportu żywności po cenach niższych od kosztów własnych. Roślinność genetycznie modyfikowana jest agresywna. Przenosi się ona na zlokalizowane nawet w niemałej odległości uprawy, które zamieniają się w uprawy roślin zmodyfikowanych, czyli opatentowanych. Jeśli w następnym roku rolnik chciałby kontynuować ten rodzaj produkcji żywności, to – zgodnie z patentem – musiałby zakupić ziarna od ich wynalazcy, czyli genetycznego modyfikatora. Film „Food, Inc.” pokazuje najazdy agentów i prawników właściciela patentu, który w wielu przypadkach doprowadza do bankructwa farmerów, wciągając ich w kosztujące miliony dolarów procesy. Jeśli chcą nadal pozostać w branży, to tylko na warunkach dyktowanych przez firmę. Czy ten rodzaj analizy ekonomicznej został przeprowadzony przez placówkę badawczą, której dyrektor promuje GMO, w trosce o ceny żywności w Polsce.

Obecnie, kiedy polskie ciała ustawodawcze dyskutują nad projektem ustawy, niemal całe Stany Zjednoczone przechodzą przez okres potwornej suszy. Temperatury biją historyczne rekordy. Meteorolodzy sygnalizują, że susza może stać się trwałą cechą tego kraju. Ocenia się, że na Zachodnim Wybrzeżu może ona trwać sto lat. Ceny niektórych produktów paszowych, np. kukurydzy już podskoczyły o 50%. W Australii pisze się o podobnym wzroście cen drobiu i jajek. Jeśli państwo o znaczącym dla całego świata potencjale żywnościowym utraci możliwości jej wytwarzania na swoim terenie, to jaka będzie strategia koncernów dysponujących miliardowymi kapitałami, wyposażeniem technicznym i tajnym zapleczem naukowo – badawczym, które przygotowuje modyfikacje? Jaka rola w tejże strategii zostanie przypisana Polsce, także Australii i w zasadzie wszystkim podporządkowanym krajom? I jak to będzie się miało do kosztów i bezpieczeństwa żywnościowego?

Dominującym koncernem żywnościowym, produkującym m. in. pasze, jest Monsanto. Ostatnio dr Joseph Mercola poświęcił mu obszerny artykuł zatytułowany „Dlaczego Monsanto zawsze wygrywa?”[3]. Autor stawia pytanie: jakim sposobem koncernowi, który publicznie twierdzi, że jego celem jest władanie światowymi zasobami żywności, poprzez opatentowane, genetycznie wyprodukowane ziarna, udaje się uniknąć narzuconego innym producentom obowiązku informowania konsumentów o rodzaju produktu i ich pochodzeniu. W filmie „Food, Inc.” przedstawicielka Monsanto powiedziała, że charakter produktu ukrywa się ze względu na dobro konsumenta. Dr Mecola ma inną odpowiedź: „Jeśli chcesz wiedzieć, to prześledź, jaką drogę odbywają pieniądze z ich kasy do kieszeni i fundacji kampanii wyborczych właściwie ustawionych polityków oraz przedstawicieli rządu odpowiedzialnych za przepisy.”

Mercola powołuje się na publikację Russa Chomy pt. „Głębokie korzenie Monsanto w Waszyngtonie”, zamieszczoną 12 maja 2012 r. w Open Secrets[4], która zawiera informację, że zysk Monsanto wyniósł w ubiegłym roku 11,8 mld. dol. Natomiast w wydatkach firma uwzględniła 5,3 miliona na lobbowanie parlamentarzystów, co jest mizernym wydatkiem. Swego czasu pisałem o korupcji polityków w Waszyngtonie, wynoszącej średnio ok.1,5 tys. dol. od ustawy. Autor tekstu, na który się powoływałem, nie dziwił się, że brali. Dziwił się natomiast, że za takie grosze można kupić polityka. Oczywiście, to nie są duże pieniądze, ale istnieją przecież większe możliwości. Każda firma może np. zatrudnić kogoś z rodziny, wesprzeć kampanię wyborczą lub umożliwić zakup jej akcji, za symboliczną opłatą. Jeśli dany polityk ma dodatkowo udział w biznesie lub odpowiednie kwalifikacje, to warunki do wzajemnie korzystnej, perspektywicznej współpracy są znakomite.

Monsanto na swej własnej witrynie4) informuje, że posiada Fundację Dobrego Rządu (Monsanto Good Government Fund), która wspiera polityków zgodnie z prawem, które dopuszcza finansowanie polityków w niektórych stanach. Dotacje są oparte na promowaniu najlepszych interesów Monsanto i jej akcjonariuszy. Firma posiada również Fundację Obywatelską Monsanto (Monsanto Citizens Fund), która dotuje polityków, zgodnie z przepisami. Jak napisano na witrynie „przyznawane przez Fundację dotacje biorą się całkowicie z dobrowolnych wkładów uprawnionych pracowników Monsanto”. Tak tam stoi.

Dr Mercola zamieszcza interesujące zestawienie polityków federalnych, którzy przed lub po administracyjnej karierze pracowali również w Monsanto, bezpośrednio lub za pośrednictwem innej firmy. Lista ta zawiera kilkadziesiąt liczących się nazwisk, niektórych bardzo ważnych, począwszy od obecnej ministry spraw zagranicznych Hilary Clinton (doradca Monsanto z ramienia firmy Rose Law Firm), byłego ministra obrony Ronalda Rumsfelda (były dyrektor wykonawczy firmy Searle, która połączyła się z Monsanto – w tym czasie załatwił legalizację aspartame, dodaje Mercola), byłego ministra handlu Michaela Kantora (członek rady nadzorczej i prawnik reprezentujący Monsanto), sędziego sądu najwyższego Clarence Thomasa, (który walnie przyczynił się do „zwycięstwa” G.W. Busha, wcześniej prawnik Monsanto) i tak dalej. Lista jest długa. Ta zdolność przemieszania uprawnień ustawodawczych, wykonawczych i badawczych z interesami Monsanto, to bezkonkurencyjny atut firmy, z ambicjami podbicia całego świata podobną metodą. Pytanie, komu to wychodzi na zdrowie? Chyba tylko Monsanto, które pewnie własnej produkcji nie spożywa.

Janusz Rygielski (Australia)http://www.portalspozywczy.pl/zboza-oleiste/wiadomosci/ustawa-o-paszach-zwierzeta-bedzie-mozna-karmic-paszami-gmo-do-konca-2016-r,73467.html

http://www.portalspozywczy.pl/zboza-oleiste/wiadomosci/ustawa-o-paszach-zwierzeta-bedzie-mozna-karmic-paszami-gmo-do-konca-2016-r,73467.html

  1. http://www.examiner.com/article/what-countries-have-banned-gmo-crops
  2. http://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2012/07/31/monsanto-powerful-influence.aspx?e_cid=20120731_DNL_artNew_1
  3. http://www.opensecrets.org/news/2012/05/monsantos-deep-roots-in-washington.html
  4. www.monsanto.com/whoweare/pages/political-disclosures.aspx

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.