Stokłosa: Z brzytwą na Ockhama

Brzy­twa Ockhama| ekonomia myślenia| hipoteza alternatywna| katastrofa pod Smoleńskiem| omnipotencja Boga| racjonalizm| statystyka| teoria Darwina| teoria względności| William Ockham

Stokłosa: Z brzytwą na Ockhama

William Ockham (1285 – 1349) był śre­dnio­wiecz­nym fran­cisz­kań­skim teo­lo­giem i filo­zo­fem. Na owe czasy miał na tyle nowa­tor­skie poglądy, że dopro­wa­dziły go do kon­fliktu z ofi­cjalną dok­tryną Kościoła. Twier­dził na przy­kład, że uzna­wa­nie, iż Bóg może dzia­łać tylko zgod­nie z ludzką logiką, pozba­wia go atry­butu wszech­wła­dzy.

Temat to rów­nie cie­kawy, jak para­doks omni­po­ten­cji: „czy Bóg jest w sta­nie stwo­rzyć kamień tak ciężki, że nawet on nie będzie w sta­nie go pod­nieść”. Jed­nak nie o para­dok­sach chcę tu pisać, lecz o bar­dziej zna­nej i przy­pi­sy­wa­nej temu myśli­cie­lowi kon­cep­cji, nazy­wa­nej „brzy­twą Ockhama”.

Defi­ni­cję wspo­mnia­nego poję­cia brzmi nastę­pu­jąco: „Brzy­twa Ockhama (nazy­wana także zasadą eko­no­mii lub zasadą eko­no­mii myśle­nia) to zasada, zgod­nie z którą w wyja­śnia­niu zja­wisk należy dążyć do pro­stoty, wybie­ra­jąc takie wyja­śnie­nia, które opie­rają się na jak naj­mniej­szej licz­bie zało­żeń i pojęć. (…) Zasada ta jest uży­tecz­nym narzę­dziem wspo­ma­ga­ją­cym two­rze­nie modeli teo­re­tycz­nych zja­wisk oraz ogólną wska­zówką pozwa­la­jącą oce­nić praw­do­po­do­bień­stwo tego, która z dostęp­nych teo­rii nauko­wych może oka­zać się bliż­sza rze­czy­wi­sto­ści w przy­szło­ści.” (źró­dło: Wiki­pe­dia).

Wyja­śnijmy tę defi­ni­cję na pro­stym przy­kła­dzie. Pan X spo­koj­nie czyta sobie w salo­nie gazetę, gdy nagle sły­szy docho­dzący z kuchni rumor. Zrywa się więc z fotela i pędzi do pobli­skiego pomiesz­cze­nia, gdzie zauważa otwartą szafkę i roz­trza­skaną na pod­ło­dze stertę tale­rzy. W tym samym momen­cie panu X włą­cza się wykształ­cony przez setki tysięcy lat ewo­lu­cji mecha­nizm, któ­rego zada­niem jest ocena zagro­że­nia i pod­ję­cie sto­sow­nych dzia­łań defen­syw­nych. Przez głowę bły­ska­wicz­nie prze­la­tują mu dzie­siątki kon­cep­cji wyja­śnia­ją­cych zaist­niałe zda­rze­nie – obe­rwała się szafka; kot wsko­czył na półkę; tale­rze krzywo stały; ktoś obcy wszedł do kuchni i strą­cił je celowo; było trzę­sie­nie ziemi; dmuch­nął wiatr od otwar­tego okna. Lecz już po kilku sekun­dach w gło­wie pozo­stają tylko naj­bar­dziej praw­do­po­dobne sce­na­riu­sze, zaś ich wybór poparty jest wie­dzą i doświad­cze­niem boha­tera naszej histo­rii.

Ten przy­kład dowo­dzi, że czło­wiek racjo­nalny nie­świa­do­mie sto­suje brzy­twę Ockhama na co dzień, odci­na­jąc nią zbędny balast hipo­tez, które mogłyby skom­pli­ko­wać jego postrze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści i mieć nega­tywny wpływ na pod­jęte na tej pod­sta­wie decy­zje. Piszę „czło­wiek racjo­nalny”, ponie­waż osoba o sil­nej wie­rze w ist­nie­nie zaświa­tów, będzie raczej skłonna przy­pusz­czać, że dał o sobie znać duch zmar­łej przed dwu­dzie­stu laty ciotki, zaś wiel­bi­ciel teo­rii spi­sko­wych z góry założy, że miał do czy­nie­nia z nie­udaną próbą zama­chu na wła­sną osobę. (Przy oka­zji rodzi się tu cie­kawe pyta­nie: czy praw­do­po­do­bień­stwo zama­chu staje się więk­sze, jeżeli pan X prze­by­wał w tym cza­sie w kuchni? Para­noik na pewno odpo­wie, że tak).

Brzy­twa Ockhama ma zasto­so­wa­nie rów­nież do ogól­nych zasad dowo­dze­nia sta­ty­stycz­nego. W dużym uprosz­cze­niu: for­mu­łuje się tak zwaną hipo­tezę zerową, którą albo odrzu­camy (na pod­sta­wie wyli­czo­nego praw­do­po­do­bień­stwa), albo stwier­dzamy brak moż­li­wo­ści odrzu­ce­nia, który jed­nak nie jest rów­no­znaczny potwier­dze­niem stu­pro­cen­to­wej praw­dzi­wo­ści tej hipo­tezy. Brzmi skom­pli­ko­wa­nie, ale w kon­tek­ście tych roz­wa­żań istotny jest nastę­pu­jący wnio­sek – nigdy nie mamy pew­no­ści co do praw­dzi­wo­ści bada­nej hipo­tezy i przyj­mu­jemy ją zawsze z ogra­ni­czo­nym do pew­nego stop­nia zaufa­niem (defi­nio­wa­nym przez tak zwany poziom ufno­ści). Nie ozna­cza to jed­nak, że mało praw­do­po­dobne (acz­kol­wiek wciąż moż­liwe) hipo­tezy alter­na­tywne powin­ni­śmy trak­to­wać na równi z hipo­tezą naj­bar­dziej praw­do­po­dobną.

Ana­lo­giczne rozu­mo­wa­nie doty­czy teo­rii nauko­wych pod­le­ga­ją­cych wery­fi­ka­cji w prak­tyce. Cho­ciaż ist­nieją dzie­siątki eks­pe­ry­men­tów, któ­rym nie udało się zaprze­czyć (sfal­sy­fi­ko­wać) danej teo­rii, to nigdy nie mamy pew­no­ści, że jest ona w 100 pro­cen­tach praw­dziwa, bo być może ktoś jesz­cze nie wymy­ślił spo­sobu, by tę teo­rię oba­lić lub przy­najm­niej zmo­dy­fi­ko­wać. Dla­tego mię­dzy innymi mówimy wciąż o teo­rii względ­no­ści a nie o „praw­dzie względ­no­ści”, o teo­rii Dar­wina a nie o „praw­dach Dar­wina” itp. Jed­no­cze­śnie jed­nak, cho­ciaż zakła­damy, że każda z tych teo­rii może zostać oba­lona po przed­sta­wie­niu fal­sy­fi­ku­ją­cego ją przy­kładu, to jed­nak nie dajemy przy­zwo­le­nia na rów­no­prawne trak­to­wa­nie hipo­tez alter­na­tyw­nych, dla któ­rych mate­riał dowo­dowy jest nikły lub pra­wie żaden.

Dla tych, któ­rzy wciąż nie rozu­mieją, jak ważna jest brzy­twa Ockhama, jesz­cze jeden przy­kład. Cof­nijmy się do cza­sów, gdy Koper­nik ogła­sza swoją teo­rię doty­czącą obro­tów sfer nie­bie­skich. Teo­ria ta zostaje zwe­ry­fi­ko­wana doświad­czal­nie (obser­wa­cje innych astro­no­mów) i teo­re­tycz­nie (obli­cze­nia prze­wi­du­jące ruchy pla­net). Jed­nak wciąż wystę­pują w niej pewne nie­do­kład­no­ści (na przy­kład z powodu zakłó­ceń powo­do­wa­nych przez nie­znane jesz­cze pla­nety). Co wię­cej, teo­ria Pto­le­me­usza, oparta na tzw. epi­cy­klach, pozwala o wiele dokład­niej obli­czać ruchy ciał nie­bie­skich. W rezul­ta­cie wciąż działa grupa „naukow­ców” twier­dzą­cych, że Koper­nik się myli, i że teo­ria geo­cen­tryczna jest słuszna, no bo prze­cież „każdy widzi”, że to Słońce krąży wokół Ziemi, a nie odwrot­nie. Gdyby nie brzy­twa Ockhama, taka teo­ria, jako obda­rzona szcząt­ko­wym — ale jed­nak — praw­do­po­do­bień­stwem (przy­najm­niej do pierw­szych lotów w kosmos), będzie trak­to­wana na rów­nych pra­wach z teo­rią helio­cen­tryczną. O obu teo­riach będą się uczyć dzieci w szko­łach, z zazna­cze­niem, że każda jest jakoś tam praw­do­po­dobna, więc żad­nej nie można z góry odrzu­cić.

Dzi­siaj (zaznaczmy, że nie wyłącz­nie w Pol­sce) coraz czę­ściej pod­waża się te ele­men­tarne metody naukowe, na któ­rych zbu­do­wana została nie tylko współ­cze­sna wie­dza o świe­cie, ale w zasa­dzie cała zachod­nia cywi­li­za­cja. Bo prze­cież zasadę eko­no­mii myśle­nia sfor­mu­ło­wali już Pla­tona i Ary­sto­te­les a Ockham jedy­nie dopre­cy­zo­wał i zra­dy­ka­li­zo­wał jej sens. Eko­no­mia myśle­nia pozwa­lała nam przez wieki odrzu­cać teo­rie mało praw­do­po­dobne i wybie­rać te bar­dziej wia­ry­godne. Dzięki temu nastę­po­wał roz­wój naukowy i cywi­li­za­cyjny.

W histo­rii nowo­żyt­nego świata zawsze ist­niał pewien pro­cent popu­la­cji, który nie akcep­to­wał takiego modelu rozu­mo­wa­nia i przed­kła­dał wiarę nad dowody, prze­świad­cze­nie nad eks­pe­ry­ment czy dok­trynę nad rozu­mo­wa­nie. Jed­nak „main­stre­amowe” reguły postrze­ga­nia i bada­nia świata mimo wszystko two­rzyli ludzie racjo­nalni. Dzi­siaj, w ramach fał­szy­wie poj­mo­wa­nej demo­kra­cji i wol­no­ści wypo­wie­dzi, coraz czę­ściej stwier­dza się, że każdy ma prawo gło­sić swoją „prawdę” i bro­nić jej, choćby była ona zupeł­nie irra­cjo­nalna. Efek­tem tego jest na przy­kład umac­nia­nie się ruchu kre­acjo­ni­stycz­nego w USA. Przy­po­mnijmy, że to ludzie, któ­rzy wie­rzą, że świat powstał kilka tysięcy lat temu a dino­zaury żyły w cza­sach histo­rycz­nych, czego dowo­dem są legendy o smo­kach.

Efek­tem wypar­cia się ducha racjo­nal­nego myśle­nia jest rów­nież rosnąca siła teo­rii zama­chu w Smo­leń­sku, oparta na twier­dze­niach, że „jesz­cze nie wyja­śniono wszyst­kiego”, że „było dużo błę­dów”, że „pewne fakty prze­mil­czano a nawet ukry­wano”, że „samo­loty z pre­zy­den­tami nie roz­bi­jają się w Euro­pie ani w innych cywi­li­zo­wa­nych czę­ściach świata” i że „nie­stety, nikt nie udo­wod­nił mi jesz­cze, że pan pre­zy­dent zgi­nął przy­pad­kowo”. Co z tego, że z nauko­wego punktu widze­nia cały mecha­nizm został z dużym praw­do­po­do­bień­stwem wyja­śniony (już sły­szę głosy: „sam przy­zna­jesz, nie ma pew­no­ści!”), to prze­cież wciąż ist­nieją inne teo­rie, w przy­padku któ­rych w stu pro­cen­tach NIE UDOWODNIONO, że są błędne, a więc w mnie­ma­niu gło­szą­cych je osób są rów­nie praw­do­po­dobne jak teo­ria kata­strofy. Nie dzi­wią więc sfor­mu­ło­wa­nia nie­któ­rych poli­ty­ków, że dopóki nie zosta­nie jed­no­znacz­nie dowie­dzione, że nie było zama­chu, dopóty trzeba twier­dzić, że jed­nak był.

Dzi­siejsi „naukowcy” z pod­ko­mi­sji smo­leń­skiej swoje bada­nia pro­wa­dzą pod hasłami obiek­ty­wi­zmu, co nale­ża­łoby jed­nak spa­ra­fra­zo­wać starą aneg­dotą z cza­sów komu­ni­stycz­nych, w któ­rej nauczy­cielka każe dzie­ciom napi­sać wypra­co­wa­nie pod tytu­łem „Kto był naj­więk­szym wodzem ludz­ko­ści, i dla­czego wła­śnie Lenin” a więc w dosłow­nym tłu­ma­cze­niu: „Jak doszło do tra­ge­dii w Smo­leń­sku, i dla­czego był to zamach”. Jed­no­znaczne dowody kata­strofy będą igno­ro­wane, nato­miast poszlaki, błędy i nie­do­mó­wie­nia wyol­brzy­miane, by w końcu w bla­sku fle­szy wyło­niła się oczy­wi­ście oczy­wi­sta, z góry znana i zapo­wia­dana prawda.

I tak oto wykształ­cone przez stu­le­cia zasady pozy­ski­wa­nia mate­riału dowo­do­wego, poszu­ki­wa­nia wie­dzy oraz jej przed­sta­wia­nia roz­sy­pują się powoli w gruzy i nawet brzy­twy Ockhama nie można się chwy­cić, by nie uto­nąć w morzu absurdu.
Studio Opinii

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.