Czy Organizacja Narodów Zjednoczonych niczego nie może zrobić w sprawie Ukrainy?

Bangladesz| Ireneusz C. Kamiński| Namibia| ONZ| Procedura „Zjednoczeni dla pokoju”| Rada Bezpieczeństwa| Rosja| RPA| Ukraina| Zgromadzenie Ogólne

Czy Organizacja Narodów Zjednoczonych niczego nie może zrobić w sprawie Ukrainy?

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w sprawie Ukrainy Organizacja Narodów Zjednoczonych nie podejmie działań, mimo iż doszło do ewidentnego i niezwykle poważnego złamania prawa międzynarodowego przez Rosję  agresji wobec sąsiada i naruszenia jego integralności terytorialnej.

Podjęcie decyzji jest bowiem uzależnione od zgody Rady Bezpieczeństwa. Rosja jest zaś  obok Chin, Francji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii  stałym członkiem Rady i ma prawo weta. Dlatego w czasie trzech zwołanych w trybie pilnym posiedzeń Rady Bezpieczeństwa, które dotyczyły sytuacji na Ukrainie (1, 2 i 3 marca), nie próbowano nawet proponować przyjęcia jakichkolwiek rezolucji. Było jasne, że Moskwa je zablokuje.

Paraliż decyzyjny Rady Bezpieczeństwa wynikający z prawa weta stałych jej członków nie pozbawił jednak Organizację Narodów Zjednoczonych możliwości działania. Trzeba pamiętać o rezolucji „Zjednoczeni dla pokoju” (Uniting for peace), przyjętej 3 listopada 1950 r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. W kluczowym fragmencie oznajmia ona, że „we wszystkich wypadkach, które zdają się stanowić zagrożenie pokoju, złamanie pokoju lub akt agresji, a Rada Bezpieczeństwa z powodu braku jednomyślności stałych członków przestaje ponosić odpowiedzialność za utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, Zgromadzenie Ogólne powinno zająć się sprawą niezwłocznie, celem skierowania odpowiednich zaleceń do swych członków odnośnie środków zbiorowych, wliczając w to, w przypadku złamania pokoju lub aktu agresji, użycie sił zbrojnych, jeżeli będzie to niezbędne do utrzymania lub przywrócenia międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”. W dalszej części rezolucji określono, że jeśli Zgromadzenie Ogólne nie obraduje, o zwołanie jego nadzwyczajnej sesji może się zwrócić siedmiu członków Rady Bezpieczeństwa (liczącej łącznie 15 członków) lub większość państw ONZ (jest ich 193). Taka nadzwyczajna sesja ma zostać zwołana w ciągu 24 godzin.

Dotychczas z możliwości określonej w rezolucji „Zjednoczeni dla pokoju” skorzystano 10 razy. Pierwszy przypadek był związany z izraelskim atakiem oraz desantem francuskim i brytyjskim w Egipcie, dokonanym w celu przejęcia strefy kanału sueskiego (1956 r.). Kolejne dotyczyły sowieckiej interwencji na Węgrzech (1956), kryzysu libańskiego (1958), sytuacji w Kongu (1960), wybuchu wojny na Bliskim Wschodzie (1967), indyjskopakistańskiego sporu o Bangladesz (1971), sowieckiej interwencji w Afganistanie (1980), sytuacji w Palestynie (1980), okupacji Namibii przez Republikę Południowej Afryki (1981), sytuacji na arabskich terytoriach okupowanych i Wzgórzach Golan (1982, izraelskich działań we wschodniej Jerozolimie i na terytoriach okupowanych (1997).

Uruchomienie działania Zgromadzenia Ogólnego prowadziło do przyjęcia rezolucji o różnej treści. Były takie, w których zwracano się do Sekretarza Generalnego ONZ o stworzenie międzynarodowych sił pokojowych (kanał sueski), a do państw członkowskich o udzielanie pomocy humanitarnej (Węgry) lub powstrzymanie się od dostaw broni (Kongo). Najdalej idące rezolucje wzywały jednak do izolacji Izraela (1982) i nałożenia sankcji na RPA (1981). W najnowszym przypadku, dotyczącym izraelskich działań we wschodniej Jerozolimie i na terytoriach okupowanych, postanowiono zwrócić się do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o wydanie opinii doradczej w sprawie prawnych konsekwencji budowy muru na terytoriach palestyńskich (MTS wydał opinię w 2004 r.).

Procedura „Zjednoczeni dla pokoju” prowadzi do umiędzynarodowienia sprawy. Nawet jeśli rezolucje podejmowane przez Zgromadzenie Ogólne ONZ prawnie nie mają mocy wiążącej, kreują pewną międzynarodową reakcję i nierzadko prowadzą  pośrednio lub bezpośrednio  do potwierdzenia, że doszło do poważnego złamania prawa międzynarodowego.

Gdy sytuacja na Ukrainie i wokół niej ulega dalszej eskalacji, nie tylko pożądane, ale wręcz konieczne staje się skorzystanie z procedury „Zjednoczeni dla pokoju”. Ukraina już utraciła kontrolę nad Krymem. Ponadto Rosja sabotuje działania podejmowane w ramach Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, nie wpuszczając obserwatorów organizacji do Krymu (tylko naiwny będzie w tej decyzji dopatrywał się „suwerennego aktu” krymskich władz).

Uruchomienie procedury „Zjednoczeni dla pokoju” nie powinno się okazać formalnie trudne; wystarczy spojrzeć na listę obecnych członków Rady Bezpieczeństwa. W Radzie są, poza jej stałymi członkami (USA, Francja i Wielka Brytania), także Litwa i Luksemburg. To te kraje powinny wziąć na siebie przekonanie do pomysłu pozostałych państw. Ale zasadne byłoby też poszukiwania jak najszerszego wsparcia dla inicjatywy, które nie byłoby ograniczone do krajów Zachodu. Dlatego wariant wniosku składanego przez większość państw ONZ byłby bardziej pożądany.

Należy też pamiętać, że rezolucje Zgromadzenia Ogólnego zapadają po uzyskaniu poparcia dwóch trzecich obecnych i głosujących państw. Każdy kraj ma jeden głos. Także te, które są określane mianem „państwowego planktonu”. Podczas ostatniego użycia procedury Izrael starał się przekonać, stosując różne środki perswazji, by takie małe państwa nie głosowały przeciwko niemu. Ostatecznie się to udało w ograniczonym stopniu. Rosja wszak to większy i bardziej wymagający oraz dyplomatycznie sprawniejszy gracz.

I jeszcze jedno. Użycie procedury „Zjednoczeni dla pokoju” oraz siła i jednoznaczność późniejszych rezolucji zależy od poparcia społeczeństw dla kroków podjętych przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Międzynarodowe i krajowe organizacje pozarządowe są określane mianem piątej władzy, która kształtuje poglądy obywateli, ale i wpływa na decyzje rządów. Już najwyższy czas, by wspólną koalicję takich organizacji pilnie wokół Ukrainy budować.

*Autor jest profesorem w INP PAN i ekspertem prawnym Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
HFPC

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.