USA: Ciche zwycięstwo równości

Antonin Scalia| Barack Obama| John Roberts| Robert Shelby| Ruth Bader Ginsburg| rząd federalny| Sąd Najwyższy USA| Stany Zjednoczone

USA: Ciche zwycięstwo równości
Foto: TheAgency (CJStumpf), Wikimedia Commons

Równego traktowania ludzi wobec prawa nie można zatrzymać!

Amerykański Sąd Najwyższy – jak ostatnio wyraził się dość złośliwie jeden z moich znajomych – jest jedyną gałęzią rządu federalnego, która wciąż działa poprawnie, ale tylko i wyłącznie dzięki temu, że jeden sędzia (Kennedy) wciąż zmienia zdanie: raz jest demokratą, raz republikaninem.

Jak co roku, pod koniec września i na początku października Sędziowie ogłaszają – zazwyczaj bez opinii – którymi sprawami się zajmą w tym roku, a którymi nie (również bez sugestii swoich poglądów na nie). Choć w późniejszym okresie mają prawo dobrać więcej spraw, to w sprawach, w których odrzucili odwołanie (tzw. certiorari), prawomocne i ostateczne stają się wyroki federalnych sądów apelacyjnych. Wystarczy zaś głos 4 z 9 sędziów, żeby sprawa została przyjęta do rozpoznania.

Otóż jeszcze dziś rano – przed ogłoszeniem listy spraw, które sąd przyjął do rozpoznania – większość komentatorów przypuszczała, iż na tej liście znajdzie się choć jedna sprawa dotycząca małżeństw jednopłciowych. Od czerwca 2013 roku, kiedy to w sprawie Windsor v. United States Sąd uznał stosunkiem głosów 5:4, że rząd federalny nie może dyskryminować par jednopłciowych, przez amerykańskie sądy przetoczyła się istna lawina pozwów takich par, które próbowały obalić stanowe konstytucje, zakazujące dyskryminacji par nieheteroseksualnych.

Na próżno, w zdaniu odrębnym, prezes sądu John Roberts, ostrzegał, że decyzja większości (z którą się nie zgadzał) jest „wąska i dotyczy tylko i wyłącznie kwestii prawnej przed nami”. Dużo więcej racji i wizji miał jego konserwatywny kolega, sędzia Scalia, który dowodził, że po tym orzeczeniu (którego argumentację prawną określił jako „pitu-pitu“), sędziowie zaczną obalać podobne, stanowe przepisy.

Sędzia Scalia miał rację. Pierwszym był sędzia federalny z nominacji Baracka Obamy, republikanin i były żołnierz Marines, Robert Shelby w Utah, który 20 grudnia 2013 uznał stanowy, konstytucyjny zakaz par małżeństw jednopłciowych za niezgodny z amerykańską konstytucją i jej gwarancją równych praw. W swoim orzeczeniu dość przewrotnie powoływał się na sędziego Scalię. Jeden z komentatorów nazwał to nawet „pokazaniem środkowego palca sędziemu Scalii”. Zdominowany przez mormonów i republikanów stan odwołał się natychmiast od decyzji i zażądał jej tymczasowego wstrzymania, na co Sąd Najwyższy ostatecznie się zgodził.

Sędzia Shelby był pierwszym z wielu. Od tego czasu ponad 40 sędziów, w tym cztery sądy apelacyjne uznały stanowe zakazy małżeństw jednopłciowych za niekonstytucyjne. Szczególnie wymowna była decyzja federalnej sędzi z Wirginii, Arendy Allen. Porównując zakaz małżeństw jednopłciowych do podobnego stanowego zakazu małżeństw różnych rasowo, zmasakrowała argumentację prawniczą i logiczną zwolenników tzw. „tradycyjnego małżeństwa”. Po jej orzeczeniu zarówno gubernator stanu jak i prokurator generalny odmówili obrony konstytucji stanowej przed Sądem Najwyższym. W Północnej Karolinie, mój ewangelicko-reformowany Zjednoczony Kościół Chrystusa (UCC) pozwał tamtejszy stan, twierdząc, że zakaz udzielania takich małżeństw narusza prawo do praktykowania religii. Moje wyznanie pozwala mi udzielać takich ślubów od 2004 roku.

Paradoksalnie, im więcej zwycięstw zwolenników małżeńskiej równości w sądach apelacyjnych, tym bardziej niepewne były ich losy przed Sądem Najwyższym. Do niedawna bowiem nakazywał on wstrzymanie wykonania wyroków aż do dzisiejszej sesji. Z prośbą o zajęcie się sprawą zwróciły się stany Wisconsin, Virginia, Utah, Indiana oraz Oklahoma. Ale na początku września liberalna sędzia Sąd Najwyższego Ruth Bader Ginsburg zwróciła uwagę, że jeśli sądy apelacyjne nie podzielą się w swojej opinii, Sąd Najwyższy tymi sprawami się nie zajmie, bo nie będzie takiej potrzeby. Wielu przypuszczało, że to jej pobożne życzenie i że Sąd Najwyższy podejmie jednak tak ważną i budzącą emocje sprawę. Aż do dziś.

Zgodnie z prawem, wcześniejsze postanowienia Sądu Najwyższego, wstrzymujące wejście w życie wyroków, tracą moc w ciągu 48 godzin. Demokratyczny gubernator stanu Wirginia, chwaląc orzeczenie Sądu, nakazał lokalnym urzędom stanu cywilnego zacząć wydawanie aktów ślubu i udzielanie ich natychmiast. Pierwsze odbyły się już o godzinie 13.00 w poniedziałek. Republikański gubernator stanu Utah przyjął orzeczenie „ze smutkiem“, ale nakazał wszystkim agencjom i urzędom stanowym podporządkowanie się decyzji i rozpoczęcie udzielania takich ślubów.

Cicha decyzja Sądu Najwyższego ma poważne konsekwencje. Do dzisiejszych 5 stanów dojdzie bowiem wkrótce 6 innych, znajdujących się w jurysdykcji sądów apelacyjnych, których orzeczenie utrzymano w mocy. Chodzi tu m.in. o Południową i Północną Karolinę, Kolorado, Kansas i Zachodnią Wirginię. Tym samym w ciągu kilku dni liczba mieszkańców USA żyjących w stanach, gdzie małżeństwa jednopłciowe są dopuszczalne, przekroczy 65 proc. populacji i 30 stanów. Co więcej, jest to także wskazówka dla pozostałych sądów apelacyjnych, gdzie podobne sprawy wciąż czekają na rozpatrzenie.

Równego traktowania ludzi wobec prawa nie można zatrzymać. I słusznie – jak to dyskretnie, ale zdecydowanie uznał dziś amerykański Sąd Najwyższy.

*Autor jest prawnikiem, pastorem kalwińskim, absolwentem Uniwersytetu Yale, współpracownikiem Instytutu Obywatelskiego, członkiem redakcji Pisma er; mieszka w USA.

Instytut Obywatelski

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.