Mazowiecki o konstytucjach - majowej i współczesnej

Konstytucja| Konstytucja 3 maja| kultura prawna| preambuła| Tadeusz Mazowiecki| tożsamość narodowa| Trybunał Konstytucyjny| Unia Europejska

Mazowiecki o konstytucjach - majowej i współczesnej

Czuję się zaszczycony zaproszeniem do wygłoszenia przemówienia otwierającego to spotkanie. Mówię o tym bez okolicznościowej przesady. Trybunał Konstytucyjny jest tą instytucją naszego demokratycznego państwa, która zyskała powszechnie uznawany autorytet. Bodaj największy pośród innych instytucji naszej odzyskanej demokracji. Ten autorytet wynika nie tylko z rangi, jaką mają orzeczenia Trybunału, zwłaszcza z konstytucyjnego postanowienia, które sprawiło, że od niedawna są one ostateczne. Jest autorytetem nie tylko nadanym. Wynika on z postrzegania tego, że Trybunał - choć jego skład jest wyłaniany przez Sejm, instytucję na wskroś polityczną i choć jego rozstrzygnięcia wkraczają w materię, która często nie jest wolna od politycznych sporów - potrafił stać się instytucją ponadpolityczną, instytucją spoza gry politycznej. Można by powiedzieć po prostu, że taka jest rola Trybunału. Jednakże jeśli zważy się, że innym, podobnie co do charakteru pomyślanym i podobnie powoływanym instytucjom, to się mniej udało - to wówczas widać wyraźniej, że ten autorytet został w ciągu lat przez sam Trybunał, jego prezesów i sędziów zapracowany i w postrzeganiu społecznym utrwalony.

Jeśli więc ta ponadpolityczną instytucja zwraca się do polityka, aby mówił na organizowanym przez nią spotkaniu, to można sobie to dwojako wytłumaczyć. Z jednej strony - i jest to właśnie zaszczytne dla mnie i zobowiązujące zarazem - czyni tak zapewne w przekonaniu, że ani wybór osoby, ani to, co polityk ten powie, tego jej ponadpartyjnego charakteru nie naruszają i nie naruszą. Z drugiej strony - i to jest z pewnością ważniejsze - oznacza to, że Trybunał, choć niejako odświętnie, ale przecież merytorycznie podejmując problemy polskich tradycji konstytucyjnych jako dziedzictwa współczesnego państwa prawnego, chce uczestniczyć w kształtowaniu świadomości politycznej i prawnej społeczeństwa, a w każdym razie jego elit (choć nie lubię tego słowa). I że docenia związek, jaki istnieje między kulturą prawną a kulturą polityczną w ogóle.

Zastanawiałem się co miałbym powiedzieć na tym spotkaniu nie wchodząc ani w rolę historyka, ani też konstytucjonalisty. Chciałbym nawiązać do czasu tworzenia naszej obecnej Konstytucji z 1997 roku i do niej samej. Nie stanowi ona już kości niezgody. Spory toczone wokół niej już zamilkły, zwolennicy i przeciwnicy jej uchwalania nie stają już przeciw sobie z samego tego powodu, że ona obowiązuje. Ale czy w społeczeństwie nastąpiła jej interioryzacja, zwłaszcza przyswojenie sobie tego co stanowi jej warstwę - jeśli wolno tak rzec - ideową i co mogłoby nadawać kierunek wysiłkowi kształtowania dzisiejszej kultury politycznej. Z pewnością niezmiernie ważne jest w jakiej mierze polska tradycja konstytucyjna, zwłaszcza związana z Konstytucją 3 maja, znajduje w naszym stosunku do współczesnego państwa prawnego swoją kontynuację. Ci którzy marzą o swego rodzaju patriotyzmie konstytucyjnym - jak marzyła nieżyjąca sędzia Trybunału prof. Janina Zakrzewska, której pamięć chciałbym na tej sesji przywołać - muszą uzbrojeni w cierpliwość, sięgając do historii, działać długofalowo na rzecz polskiego państwa prawa, jako państwa obywatelskiego.

Znajdzie to z pewnością wyraz w referatach przygotowanych na to spotkanie. Nie mogę sobie jednak i ja odmówić nawiązania do Trzeciomajowej Konstytucji. We wstępie do niej padają słowa, którym tylko chwila historyczna nadaje brzmienie. Bo oto gdy twórcy Ustawy Rządowej z 3 maja 1791 roku mówią o "chwili, która nas samym sobie wróciła", nie sposób dziś nie myśleć o roku 1989-tym, także tej chwili, która nas samym sobie wróciła. Mieliśmy to poczucie w 1989 roku i dlatego był to czas tak intensywny, liczący się potrójnie, czy nawet bardziej.

Konstytucja majowa, wskutek obcej i rodzimej interwencji, nie weszła w życie. Przez następne półtora wieku wywierała natomiast wpływ na polską świadomość i poprzez to na polskie losy. Jej wielkość wyrażała się zarówno w postanowieniach naprawy Rzeczypospolitej, jej instytucji publicznych, jak i w tym, co można nazwać procesem uobywatelnienia. Była pierwszą na kontynencie europejskim, a drugą po amerykańskiej nowożytną konstytucją. Ten fakt, na który nieraz z dumą wskazywano, nabiera dziś szczególnej wymowy. W obliczu dążeń integracyjnych podkreśla - podobnie jak wiele innych faktów z naszej historii i kultury - że do struktur europejskich nie przychodzimy znikąd, że mamy swój udział w nowożytnej historii europejskiego konstytucjonalizmu.

Ten europejski wątek stanowić by mógł osobny przedmiot rozważań odnoszących się do racji, jakie przemawiały za koniecznością uchwalenia konstytucji w naszym czasie, w prawie osiem lat od owej "chwili, która nas samym sobie wróciła". Polsce, bez konstytucji, bez wykazania zdolności do jej uchwalenia, trudno by było aspirować do euroatlantyckich struktur bezpieczeństwa i do europejskich struktur wspólnego rozwoju. Jeśli zaś podkreślamy w debacie o tym, czym jest i czym będzie Unia Europejska - ten sui generis związek państw i społeczeństw - że wejście do niej (choć wiąże się z przekazaniem pewnego zakresu wykonywania suwerenności w zamian za udział w suwerenności szerszej, wspólnotowej) nie może zakwestionować naszej państwowej niepodległości i narodowej tożsamości, to przecież nie sposób nie zauważyć, że uchwalenie konstytucji stało się faktem stabilizującym państwo, stabilizującym odzyskaną demokrację i wytyczony kierunek rozwoju.

Nie oznacza to, iż uważam, że wszystko w obecnej konstytucji rozwiązano najlepiej. Chciałbym jednak - i mam nadzieję, że zostanie to przyjęte jako naturalne z mojej strony - nawiązać do tych racji, które zwłaszcza w debacie o preambule konstytucyjnej mną kierowały.

Potrzeba odniesienia się w konstytucji do najwyższych wartości bywa traktowana czysto deklaratywnie, jako pewien wyraz odświętności, jako trybut składany uroczystej formie aktu konstytucyjnego. Głębiej jednak biorąc, prawo konstytucyjne, a nade wszystko sama konstytucja, wymaga zakotwiczenia w porządku wartości. Totalitaryzmy współczesne ukazały jak ważne jest czy prawa obywatelskie i ludzkie traktowane są tak jakby wynikały z nadania państwa, czy też opierają się one o to, że wynikają z przyrodzonej ludzkiej godności.

Od tego zależy w konsekwencji czy społeczeństwo. Naród, jest przedmiotem czy podmiotem życia publicznego.

Zarazem - i to z kolei stanowi trudność demokratycznego i pluralistycznego społeczeństwa współczesnego - to odniesienie do najwyższych wartości nie może dzielić, bowiem konstytucja ma być odczuwana jako prawo słuszne, w równym stopniu obejmujące wszystkich, których dotyczy.

Na sposób rozwiązywania tego problemu nakładają się zawsze i historyczne doświadczenia, i aktualne kontrowersje. W naszym przypadku - znaczenie tysiącletniego chrześcijańskiego dziedzictwa, ale i dziedzictwa polskiej kultury w ogóle, roli Kościoła w życiu narodu, ale także i polskiej tradycji tolerancji, do której się również nie bez chluby odwołujemy. Tyle że słowo tolerancja nie wydaje się wystarczające. Raczej właściwe wydaje się słowo szacunek, czy wzajemne poszanowanie różnych sposobów pojmowania tego odniesienia do najwyższych wartości. Poszanowania bez przemilczeń i bez narzucania.

Głębszy sens sformułowaniu preambuły nadało, jak myślę, właśnie to, co ten szacunek wyraża. Szacunek wobec odniesienia się do Boga jako źródła owych przyrodzonych praw oraz szacunek do odczytywania ich w samej tylko historii i kulturze.

Poświęciłem temu uwagę, ponieważ sądzę, że nie jest to tylko kwestia debat, które minęły, czy nawet sporów, które dziś występują, lecz problem, który odnosi się do kształtowania kultury politycznej na długą metę. Pytanie czy demokracja jest tylko demokracją proceduralną, czy jej znaczenie polega na tym, że reguluje ona procedury uchwalania i egzekwowania praw, czy też ma również służyć realizowaniu wartości, czy je z samej swej natury "wypłukuje" czy też sprzyja ich ugruntowaniu - czy i na ile - jest pytaniem otwartym, ale ważnym. Nikt zresztą nie może przewidzieć jakie zagrożenia dla przyrodzonej godności ludzkiej może stworzyć przyszłość, by wspomnieć o inżynierii genetycznej, eutanazji, uniformizacji kultury. Inaczej mówiąc, będąc dalekim od wszelkich fundamentalizmów, nie wierzę w społeczeństwo przyszłości, w którym problemy światopoglądowe stałyby się martwe. Chciałbym raczej zawierzyć na przyszłość takim rozumieniom konstytucyjnych praw i takiemu kształtowaniu kultury w ogóle, dla których mocną kotwicą jest owa przyrodzona godność człowieka i wzajemny szacunek w odczytywaniu jej źródeł.

Tadeusz Mazowiecki wygłosił to przemówienie 3 maja 2000 rok w Trybunale Konstytucyjnym podczas uroczystej konferencji „Polskie tradycje konstytucyjne dziedzictwem współczesnego państwa prawnego”.

Trybunał Konstytucyjny

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.