Cztery dni w Kijowie

Batkiwszczyna| janukowycz| Kijów| Kliczki| Partia Regionów| Tymoszenko| Ukraina

Na Ukrainie wszyscy mówią o zbliżających się wyborach. Ich wynik jest już wiadomy. Wygra je Partia Regionów i nawet bez fałszowania wyborów zdobędzie ponad 50%. Ponadto jednak wszystko jest dalece niejasne.

Legenda Pomarańczowych wyraźnie ma się ku końcowi. Ponieważ Julia Timoszenko siedzi w więzieniu - wielu jej broni, panuje jednak przekonanie, że nie jest ona dużo lepsza od Wiktora Janukowycza. Zdołał on przekonać niemal wszystkich, że nie ma ona czystych rąk.

Na tłumnie odwiedzanych targach książki przysłuchuję się dyskusji, w której mówi się o poszukiwaniu „nowego forum protestu”. Niespodzianką może być partia Witalija Kliczki  „Udar”. Dysponuje ona atutem, jakim jest to, że w polityce jej ludzie są całkiem nowi i nie skompromitowani. W badaniach mają kilkanaście procent. Niektórzy rokują nawet ponad 20%. Wyprzedzić więc mogą pomarańczowych z „Bakcziwszczyny” i stać się największą siłą opozycyjną w parlamencie. Nie wiadomo jednak, czy sam Witalij Kliczko jest zwierzęciem politycznym; walczyć na ringu to nie samo co walczyć w polityce. Polityka jest znacznie bardziej brutalna od boksu, nawet zawodowego.

Janukowycz jest niepopularny i poparcie dla niego nie sięga 20%. Wedle niektórych analityków może mieć trudności z utrzymaniem się do końca kadencji. Z drugiej jednak strony dokonała się ogromna koncentracja władzy. Wolność mediów (przede wszystkim TV) została poważnie ograniczona. Niepopularna władza może się jednak utrzymać metodami dyktatorskimi. Gdyby miało to iść w tym kierunku wybory będzie trzeba sfałszować, bowiem te trochę ponad 50% nie wystarczy. Trzeba mieć 2/3 miejsc w parlamencie, aby w razie potrzeby móc „poprawić” konstytucję.

Czy jednak W. Janukowycz istotnie stanie się dyktatorem? Też można mieć wątpliwości. Ukrainą rządził on na spółkę z oligarchami, którzy pewnie nie chcieliby dyktatury, nad którą straciliby kontrolę. Wolą dzisiejsze status quo, dzięki któremu w niemal nieograniczony sposób mogą się bogacić.

Prawdziwych oligarchów pierwszej rangi jest zaledwie kilkunastu. Pozostali są oligarchami pomniejszymi i pozostają klientami tych największych. O stosunkach na Ukrainie wiele mówi też to, że Wiktor Janukowycz, który na początku swojej kariery do bogatych nie należał, dziś zaliczany jest już - dzięki majątkowi swego syna Aleksandra - do pierwszej dziesiątki, a nawet piątki tych najpotężniejszych. I takiego majątku dorobił się w dwa lata!

Oligarchowie mogą mieć też różne strategie na przyszłość. Mają wybór. Pierwszy polega na tym, by status zachować quo (tzn. stan bałaganu) i dalej bogacić się na dotychczasowych warunkach. Jak powiedział mi ktoś, „na Ukrainie jest jeszcze wiele do rozkradzenia”. Chodzi między innymi o ziemię , która wciąż nie jest prywatyzowana, można więc jeszcze dorobić się wielkich latyfundiów.

Druga strategia polegałaby na tym, by zyskawszy miliony, a nawet miliardy (w hrywnach z pewnością miliardy), móc  je zalegalizować. Najlepszym sposobem byłoby  - paradoksalnie – ustalenie reguł gry, stworzenie zrębów państwa prawa i wejście do Unii Europejskiej. Zbić na Ukrainie gigantyczną fortunę i uchodzić na koniec za uczciwego  byłoby niewątpliwie wielkim sukcesem.

Jaką strategię wybiorą oligarchowie nie wiadomo. Żaden zresztą z rozmówców nie potrafi przypisać poszczególnych oligarchów do jednej czy do drugiej strategii. Wszyscy oni mogą też obawiać się, że otwarcie na Zachód oznaczać będzie wejście na rynek ukraiński potężnych i sprawnych konkurentów.

Polityka zagraniczna Ukrainy związana jest z retoryką, która wydaje się być wyrazem tych dylematów. Deklaruje się oficjalne chęć wejścia do Unii,  zarazem powtarza się nieustannie o balansowaniu między Unią a Rosją. Takie balansowanie ma dawać Ukrainie największe korzyści i czynić z niej poważnego gracza. 

Owe gadanie o balansowaniu świadczyć może również o niemal zupełnym braku przemyślanej polityki i braku dokonywania jakichkolwiek wyborów. Zasadnie można pytać, czy Ukraina nie zapada się w polityczna próżni i czy grozi jej rozpad państwa. Kraj może, oczywiście, przez pewien czas tkwić w takiej próżni, tzn. balansować między Moskwą a Brukselą. W istocie Ukraina jest za słaba, aby taką politykę na dłuższą metę prowadzić ze swoim jakże wrażliwym położeniem geopolitycznym, gdzie krzyżują się interesy globalne.

Z pewnością słabości Ukrainy chce wykorzystać Moskwa wciągając ją do euroazjatyckiej wspólnoty. Neoimperialne marzenia Putina nie mogą być spełnione bez Kijowa w rosyjskiej sferze wpływów. Rosja, to prawda, czyha na ukraińską niezależność, brak jej jednak najpewniej dość siły, by takie ambicje zrealizować. Zresztą oligarchowie najmniej życzą sobie, aby Moskwa mogła ich kontrolować i narzucać swoją wolę. Jeden jednak z zachodnich dyplomatów mówi mi z przekonaniem, że Ukraina wybór euroazjatyckich już odrzuciła. Wahanie dotyczy jedynie tego, czy integrować się z Zachodem czy też dalej próbować owego balansowania.

Jeśli wybory ocenione będą jako poprawne, pozwoli to ustalić ostatecznie status stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. Zawarta Umowa stowarzyszeniowa ma formalnie wyjątkowo wysoki status – najbliższy szczebel przed członkostwem - a preambuła głosi (chyba trochę na wyrost), że „Ukraina podziela europejskie wartości”. Dodajmy, że w takim wypadku Partnerstwo Wschodnie tracić będzie dla Ukrainy na znaczeniu, bowiem obejmuje ona wszystko, co w nim jest obecne. Poprawnie przeprowadzone wybory pozwolą też na umowę handlową. W ten sposób obie strony – Kijów i Bruksela – będą mogły odnotować pewien sukces, choć po obu stronach rozumiany w różny sposób. Dla Brukseli przyniesie to pewne uspokojenie, że Kijów nie wpadnie w ręce Moskwy, dla Kijowa będzie to przekonywującym dowodem, że między Moskwą a Brukselą można wciąż balansować.

Pytanie zasadniczej wagi dotyczy tego, czy procesy polityczne biegną na Ukrainie w tym samym kierunku, co procesy społeczne.

Młodzież jest coraz bardziej proeuropejska, podkreślają socjologowie na podstawie badań. Media są stłumione, nikt jednak nie obawia się wyrazić własnego zdania. Działają NGO-sy, których energię i inwencję w wielu wypadkach można podziwiać. Na to wskazują ci, którzy są jeszcze optymistami i nie tracą nadziei.

Nie jest takim optymistą mój rozmówca, z którym jem znakomite ‘wareniki’ na Padole. Padół to dzielnica Kijowa położona nad samym Dnieprem. Liczne restauracje i bary czynią z Padołu atrakcyjne miejsce, gdzie chętnie zaglądają też turyści. Jego zdaniem społeczeństwo ukraińskie jest całkowicie zatomizowane w tym sensie, że niemal wszyscy (poza nielicznym i mało zwartym środowiskiem inteligenckim) myślą wyłącznie o własnych interesach. I to bardzo egoistycznie. Ci, którzy się choć trochę wzbogacili (choć nie stać na wille na lazurowym wybrzeżu), marzą o wyjeździe zagranicę i znalezienie tam dla siebie miejsca. Nie ma prawie wcale myślenia o dobru wspólnym, identyfikacji z państwem, poza pokrzykiwaniami paru nacjonalistów (nota bene opłacanych,  aby straszyć wschodnią Ukrainę).

Trzeba też koniecznie dodać, że sytuacja demograficzna Ukrainy stanowi niezwykle istotny czynnik. Społeczeństwo bardzo szybko się starzeje. Około roku 2040 liczba ludności w Polsce i Ukrainie się wyrówna, mimo że jeszcze nie tak dawno Ukraińców było o 10 mln więcej, a sytuacja demograficzna Polski, też jak wiadomo nie jest najlepsza. Nie wykluczone więc, że do Unii dostaną się już przede wszystkim ukraińscy emeryci.

Wybór, jaki stoi przed Ukrainą – jeśli wierzyć moim  rozmówcom - to wybór między Unią a status quo. Status quo może jednak trwać długo. Wątpliwe jest, by obecne wybory parlamentarne wyznaczyły jakąś istotną cezurę polityczną. Następne wybory prezydenckie są w roku 2015. Mogą okazać się bardziej istotne od obecnych.

Kazimierz Wóycicki

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.