Czy regulacje prawne mogą zabezpieczać przed oszustami?

Amber Gold| Donald Tusk| Marcin P.| parabanki| zaufanie

Czy regulacje prawne mogą zabezpieczać przed oszustami?

Złe funkcjonowanie prawa może mieć wiele różnorodnych przyczyn.  .Atmosfera kampanii medialnych rzadko sprzyja ich ustaleniu. Afery takie jak Amber Gold są groźne, bowiem podkopują społeczne zaufanie do prawa i państwa. Ich skutkiem jest to, że zaczynamy wierzyć, że życie społeczne jest żywiołem anarchii.  Aby przywrócić zaufanie warunkiem koniecznym jest, aby oszusta spotkała kara. Jest to jednak zaledwie cząstka problemu.

Mam nadzieję, że afera Amber Gold zakończy się odpowiednim wyrokiem sądowym. Nie chodzi jednak o jednorazową satysfakcję, gdy jakiś oszust trafi już do więzienia. Powinna ona natomiast pobudzić do  poważniejszej refleksji na temat roli regulacji prawnych, umiejętności ich stosowania a także naszego rozumienia prawa – rozumienia w społeczeństwie, a nie tylko wśród samych prawników.

Skądinąd zrozumiałe jest, że opozycja usiłuje obciążyć aktualnie rządzących każdą większą aferą. Tym niemniej należy zwrócić uwagę, że Marcin P. – bohater afery Amber Gold - był oszustem od wielu lat, za czasów kilku rządów i jakoś zawsze wychodził z tego cało. Jeśli coś więc szwankuje, to w całym naszym systemie kontroli, ścigania i sprawiedliwości, a nie tylko w  pojedynczej wadliwej jdecyzji. Pytanie zatem: „co jest winne aferze” jest ważniejsze od pytania: „kto jest aktualnie winny?”.

Z całą pewnością zawiedli jacyś urzędnicy.  Posypały się więc dymisje. Strona rządowa stara się pokazać, jak szybko i skutecznie działa. Obawiam się tylko, czy decyzje jej są sprawiedliwe i czy nie szuka się kozła ofiarnego, aby zaspokoić media. Pospieszność decyzji trochę mnie niepokoi. Jeśli wady są systemowe, to czy pomoże zwolnienie jednego czy drugiego dyrektora? Skoro Marcin P. popełniał oszustwa od lat, to zwalniać się będzie tych urzędników, którzy już dawniej dopuścili  się zaniedbań, pozwalających oszustowi pozostawać na wolności.

W dyskusji tej, moim zdaniem, opozycja całkowicie zawodzi. Chce głowy premiera. Pomijając już pytanie, czy premiera można bezpośrednio obciążyć taką aferą, w niczym nie pomaga to w ustaleniu przyczyn. Brzmi zaś mniej więcej tak: jeśli huragan zerwie dachy, to winny będzie premier, nie zaś chroniczny od lat brak zabezpieczenia się przed zmianami pogody i coraz częstszymi burzami. Ogólnikowa krytyka premiera w niczym nie pomaga konkretnym ludziom, nie rozwiązuje ich problemów.

Premier Tusk zareagował stwierdzeniem o potrzebie nowych regulacji prawnych dotyczących parabanków. Tu również dręczą mnie wątpliwości. Czy nowe regulacje prawne pomogą i czy istotnie są potrzebne?

Dyskusja o aferze Amber Gold ledwie muska zachowania samych oszukanych, których okradziono. Przyjmuje się, że są oni ofiarami. Oczywiście, jest to w jakiś stopniu słusznie. Ale w jakim stopniu? Czy jednak nie są sami sobie trochę winni? Czy skutkiem afery Amber Gold winny być nowe regulacje prawne, masowe zwolnienia urzędników czy może jej prawdziwym wynikiem winna być  lekcja  dotycząca rozsądku i pytanie, jak buduje się zaufania społeczne?

Nie ma, oczywiście, prostych odpowiedzi na to pytanie. Zaufanie jest ogromną społeczną wartością, Bez niego nie ma handlu, nie ma umów itd. Pozostaje natomiast sprawą otwartą, jak dalece zaufanie budują formalne regulacje prawne. 

W jakim stopniu państwo i prawo mają mnie zabezpieczać przed oszustami? Z całą pewnością wymagam tego od państwa w jakimś stopniu. Jak dalece mogą ingerować w tę sferę? Czy mogę żywić zaufanie absolutne do wszystkich? Jeśli wpuszczam złodzieja do domu, to czy mogę się skarżyć na policję, że mnie przed nim nie uchroniła?

Gdy lokuję pieniądze na rynku akcji, ponoszę zrozumiałe przez wszystkich ryzyko. Jeśli kurs akcji przedsiębiorstwa, które kupiłem, spadnie, nie mogę mieć do nikogo pretensji, prócz siebie samego. Jeśli jednak bank, w którym złożyłem moje oszczędności, nie jest w stanie mi ich wypłacić, to mam prawo czuć się poważnie pokrzywdzonym.

Kim więc byli klienci-ofiary Amber Banku? Czy inwestorami, którzy ulokowali swoje środki w akcjach, z myślą o nadzwyczajnym zysku (obiecanym w reklamach Amber Gold)? A może skromnymi ciułaczami, którzy chcieli pomnożyć swoje ciężko zarobione pieniądze, by zabezpieczyć przyszłość swoją i swoich dzieci?

Myślę, że byli ludźmi pozbawionymi rozsądku. Co zresztą w niczym nie usprawiedliwia samych oszustów, jak i tych, którzy takiemu oszustwu mieli z urzędu zapobiegać, lecz obowiązek zaniedbali. Jeśli jednak choć część odpowiedzialności spada na  tych, którzy dali się oszukać, to pytanie o środki zaradcze wydaje się znacznie poważniejsze.

Powtórzmy pytanie: Czy zaufanie społeczne da się zapewnić samymi regulacjami prawnymi? Czy gdy wybucha afera taka, jak z Amber Gold, to należy wołać o nowe regulacje prawne, czy raczej pytać o przestrzeganie dotychczasowych regulacji? Przecież można i należy wyobrazić sobie sytuację, gdy regulacje prawne są jak najwłaściwsze, nie są jednak właściwie stosowane przez konkretnego niestarannego urzędnika. Powodem może być nie tylko zaniedbanie lub korupcja, ale też brak szkoleń, złe  wykształcenie urzędników itd. Zaufanie społeczne może więc doznawać szwanku z wielu przyczyn.

Kiedy zaś jest więcej zaufania społecznego? Moja odpowiedz brzmi. Na pewno nie w wyniku samych regulacji prawnych. Zaufanie jest owocem powszechnego rozsądku. Jest go tym więcej, im więcej ludzi czuje swoją odpowiedzialność za własne postępowanie.

Przed mniej więcej dziesięciu laty Lipsk i Niemcy żyły aferą finansową, której bohaterem był niejaki Herr Schneider. Otóż ów pan zaczął od remontu jednego domu. Gdy już go wyremontował, wziął na ten dom pożyczkę i kupił pięć kolejnych zrujnowanych budynków by też je wyremontować. I tak dalej, aż wykupił i wyremontował parę kwartałów. Problem polegał na tym, że wszystko było na kredyt, więc zbankrutował, bowiem w wyludniającym w tamtym czasie Lipsku mało kto chciał mieszkania kupować albo wynajmować. Pieniądze więc skutecznie pożyczał (oszukując banki), ale nie miał przychodów. O aferze było głośno, bowiem mieszkaniowa „piramidka” pana Schneidera sięgała paruset milionów ówczesnych niemieckich marek, a ponadto dotyczyła przebiegu procesu transformacji w byłej NRD. Przedsiębiorczy Niemiec zbankrutował i poszedł na długie lata do więzienia. A to wszystko – podkreślmy ten fakt -  zdarzyło się w Niemczech, kraju znanym ze swego rozbudowanego prawodawstwa oraz wysokiej kultury prawnej. Nie było w tej sprawie debaty w Bundestagu ani w Landtagu, ani nie żądano dymisji premiera landu, ani – tym bardziej – kanclerza federalnego. Na oszustów nie ma więc być może metody gdy szukają oni (i znajdują) naiwnych – ludzi bez rozsądku.

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.