Skojarzenie historyczne, ale zdaje się uprawnione, bo oto według rozpowszechnionej opinii polski rząd zamierza uczynić krok na miarę Cezara. Rzuca rękawicę i chce ograniczyć wolność Internetu. Podpisując owo ACTA, czyli umowę dotyczącą zwalczania obrotu towarami podrobionymi.
Dobry to moment, by postawić pytanie o sprawę natury ogólnej. O kwestię świadomości prawnej użytkowników sieci. Przeciwnicy ACTA posługują się najczęściej – jak słychać – argumentami o naruszeniu wolności słowa, o cenzurze Internetu. Twierdzą, że proponowane regulacje to zagrożenie dla nieskrępowanej wymiany informacji, poglądów.
Tymczasem – rzecz podstawowa. Wolność słowa, wyrażania opinii – obejmująca prawo poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania wszelkich informacji i poglądów, bez względu na granice państwowe, ustnie, pismem lub drukiem, w postaci dzieła sztuki bądź w jakikolwiek inny sposób według własnego wyboru – w naszym kręgu cywilizacyjnym nie charakteru nieograniczonego. Tak Europejska konwencja praw człowieka jak i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych podkreślają, że ich realizacja niesie ze sobą specjalne obowiązki i odpowiedzialność, może więc podlegać ograniczeniom. Owszem, prze-widzianym przez ustawę i niezbędnym dla – między innymi – poszanowania praw i wolności innych osób czy też by zapobiec przestępstwu.
Z kolei Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych przyznaje każdemu prawo do udziału w życiu kulturalnym, korzystania z osiągnięć postępu naukowego. Zarazem jednak zapewnia możliwość ochrony interesów moralnych i materialnych, wynikających z wszelkiej twórczości naukowej, literackiej lub artystycznej autorów dzieł.
Tak więc prawo własności intelektualnej jest jednym z tych „praw osób trzecich” ze względu na które wolność słowa, wolność opinii mogą być ograniczone.
I nie jest to wymysł ostatnich lat. Podstawową regulacją międzynarodową w tej dziedzinie pozostaje przecież Konwencja berneńska o ochronie dzieł literackich i artystycznych z 1886r. wraz z Aktem paryskim z 1971 r.
Świadomy i odpowiedzialny użytkownik sieci na naszym polskim podwórku powinien zatem przyswoić sobie, że przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, prze-znaczenia i sposobu wyrażenia. Twórca natomiast ma prawo do ochrony swego utworu niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności. Polska ustawa zawiera naturalnie szereg wyłączeń oraz regulacje dotyczące tzw. dozwolonego użytku. Warunek minimum: należy podać imię i nazwisko twórcy oraz źródło. Poza tym warto wiedzieć, że kto rozpowszechnia bez podania nazwiska lub pseudonimu twórcy cudzy utwór bądź czyni to bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom narusza, krótko mówiąc, karne przepisy ustawy.
Także w Internecie, bo sieć nie stoi ponad prawem.
Takie przeświadczenie to raczej przejaw nieświadomości tego, z czym może wiązać się auto-matyczne kliknięcie dość powszechnego tekstu „akceptuję postanowienia regulaminu”. Bo zazwyczaj regulamin ten zawiera odpowiednie zapisy dotyczące praw autorskich. Pytanie, ile osób do tych postanowień dociera.
Odnosząc się wszakże do rzeczonego ACTA, to jeśli w oficjalnym stanowisku Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego czytamy, że unijne oraz polskie standardy przewidziane w przepisach prawa w tym zakresie są już obecnie wyższe, to rzeczywiście rodzą się obiekcje co do sensu tej umowy. Doświadczenie uczy bowiem, że nadmiar regulacji nie rozwiązał jesz-cze żadnego problemu.
Ale znajmy umiar. Indonezja chce karać za wpis na Facebooku o treści „Bóg nie istnieje”, Egipt za wątpliwości co do pozytywnej roli armii w rewolucji 2011r. Chiny, Arabia Saudyjska i parę innych ciekawych państw kontrolują dostęp do sieci. Rosyjscy (i nie tylko) blogerzy opozycyjni nader często trafiają do aresztu. Na tym tle krzyk, że broniąc praw autorskich narusza się wolność szerokiej rzeszy internautów jest dość żenujący.
Magdalena Jungnikiel, studio opinii.pl
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.