TK



Bodnar. Powiedzieli, napisali... (Odcinek 70)

włącz czytnik

Dr Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich

Z powodu kryzysu konstytucyjnego będziemy mieć dwa porządki prawne. Ale zwykły obywatel może powiedzieć: a ja tam nie widzę żadnej zmiany, to zamieszanie mnie nie dotyka.

- Niestety, obawiam się, że obywatele szybko odczują to na własnej skórze. Do tej pory sądy nie musiały decydować, który przepis obowiązuje, a który już nie, bo np. zakwestionował go Trybunał Konstytucyjny, ale to się będzie zmieniać. Weźmy przepis dotyczący prawa jazdy, które policja może odebrać, gdy przekroczymy prędkość o 50 km na godz. w terenie zabudowanym. Zaskarżyłem tę ustawę do TK (chodziło nie o prędkość, ale o podwójne karanie) i w którymś momencie Trybunał się tym zajmie. Załóżmy hipotetycznie, że Trybunał zdecyduje o wygaśnięciu tego przepisu. A rząd tego wyroku nie opublikuje, i policja nadal będzie zabierać prawo jazdy. I mamy wielkie zamieszanie. Sądy powszechne będą musiały każdorazowo ten spór rozstrzygać według własnego uznania.

Inny przykład: w związku z zapytaniem naszego Trybunału Konstytucyjnego 14 czerwca odbędzie się rozprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotycząca VAT na e-booki, którego stawka jest wyższa niż na zwykłe książki. Następnie już w Polsce Trybunał wyda orzeczenie w tej sprawie. I wyobraźmy sobie, że wyrok nie będzie opublikowany. Grozi to poważnymi konsekwencjami finansowymi branży wydawców, jak również dalszym chaosem typu: urzędy skarbowe kontra Trybunał i wyroki sądów powszechnych.

To dlatego chociażby, dla dobra państwa i obywateli, rząd powinien zacząć publikować wszystkie wyroki TK. (…)

„W Polsce jest cały archipelag małych królestw, księstw, dyktatur. W gminach, zakładach pracy, na uczelniach. Tam ludzie się boją mieć inne poglądy. Na to się nie możemy zgodzić. Musimy zlikwidować ten archipelag” – powiedział Jarosław Kaczyński. Jeździł pan ostatnio bardzo dużo po Polsce. Podziela pan zdanie prezesa PiS?

- Ja tej diagnozy nie lekceważę, chociaż sformułowałbym ją inaczej. Faktem jednak jest, że frustracja obywateli na poziomie lokalnym jest w wielu miejscach widoczna. (…)

Poczucie rozgoryczenia i bezradności możemy dostrzec w wielu środowiskach. Zwłaszcza w kontaktach z władzą, gdy trzeba rozwiązać konkretny lokalny problem. Dotyczy to różnych dziedzin: od inwestycji drogowych, energetycznych przez problemy osób niepełnosprawnych, rynek pracy i brak wsparcia w poszukiwaniu zajęcia, np. przez osoby starsze. W czasie moich spotkań obywatele skarżą się, że nikt ich po prostu nie chce wysłuchać.

Podam przykład dotyczący inwestycji energetycznych: jest specustawa, która przewiduje szybką ścieżkę budowy linii energetycznej, ale nikt nie fatyguje się, aby ludziom wytłumaczyć, jaki jest sens tej inwestycji i jakie korzyści z niej płyną dla regionu. Nikt nie próbuje rozwiać lęków tych ludzi, porozmawiać z nimi, przekonać, że jest to bezpieczne i opłacalne. Po prostu stawia się ich przed faktem dokonanym. (…)

A przecież można by było każdy proces legislacyjny zacząć od rozmowy z tymi, których to prawo będzie dotyczyć. (…)

Jakość władzy nie bierze się znikąd. Potrzebne są silne organizacje pozarządowe, które by ją kontrolowały, a jak trzeba – doradzały i wspomagały.

I tutaj polskie samorządy są bardzo zróżnicowane. Jeśli weźmiemy Konin, to tam organizacje pozarządowe funkcjonują bardzo dobrze. Widać np. efekty ekonomii społecznej, nastawionej nie tylko na zysk. Chodzi mi zwłaszcza o spółdzielnie socjalne, które zatrudniają osoby wykluczone. Aby taka spółdzielnia dobrze funkcjonowała, nie wystarczy dobry pomysł i lider, potrzebne jest wsparcie lokalnych władz, które np. mogą przekazać grunt czy nieruchomość.

Niestety, mamy także duże miasta powiatowe, gdzie nikt nie słyszał o spółdzielni socjalnej.

A na organizowane przez nasz urząd spotkanie przychodzi kilka wąsko wyspecjalizowanych organizacji o charakterze wyłącznie pomocniczym. I jak tu wprowadzać standardy społeczeństwa obywatelskiego i skutecznie kontrolować lokalną władzę?

To spróbujmy opisać, jakie mamy instrumenty, których można użyć na poziomie lokalnym i dlaczego one działają albo nie działają.

- Ważnym instrumentem mogłyby być lokalne media. Jednak na tym poziomie często mieszają się role. Jednego dnia ktoś jest dziennikarzem, drugiego dnia radnym, trzeciego - działaczem organizacji pozarządowej. Na dodatek wydawcami lokalnych gazet często są same samorządy.

Władza nie powinna wydawać czasopism. Nie chodzi tylko o to, że w takiej gazecie na co drugiej stronie mamy burmistrza, który otwiera drogę, przecina wstęgę lub głaszcze dzieci po głowach. Takie wydawnictwo zabiera przestrzeń czytelniczą i biznesową redakcjom niezależnym, prywatnym, zdolnym do krytyki władzy.

Te redakcje mają kłopoty, gdy tylko próbują pokazać np. powiązania ważnego biznesmena z miejscową władzą. Są straszone sądem, kosztami, konsekwencjami personalnymi. Jeżeli gdzieś odbywa się prawdziwa walka o wolność słowa, to właśnie na poziomie lokalnym. (…)

Mamy też inne dwa ważne mechanizmy działania demokracji lokalnej. Pierwszy to prawo do informacji publicznej, drugi – to prawo do petycji. Niestety, w większości miast, w których byłem, petycja jest instrumentem praktycznie nieznanym. (…)

Na szczęście są już i dobre przykłady, weźmy Radom. Są tam świetni aktywiści zajmujący się dostępem do informacji publicznej. Życzyłbym wszystkim spółkom skarbu państwa, aby były tak dobrze prześwietlane jak spółki miejskie w Radomiu.

Te nowe obyczaje wprowadzają także sami samorządowcy. Zwłaszcza ci, którzy wywodzą się z organizacji pozarządowych albo ruchów miejskich. Oni wiedzą, co to jest budżet partycypacyjny czy rejestr umów cywilno-prawnych. I nie mam na myśli tu tylko prezydenta Słupska Roberta Biedronia.

Szczególnie ważny jest rejestr umów cywilno-prawnych. Chodzi o to, by wszystkie umowy, które zawiera samorząd lub spółki miejskie, były jawne. Tak jak jest na stronie resortu minister ds. cyfryzacji Anny Streżyńskiej. Każdy może sprawdzić kto, komu, za ile i co dokładnie zlecał. Dziś to nie jest obowiązkowe. Być może Sejm zajmie się wkrótce projektem ustawy, która taki obowiązek wprowadzi i tym samym zagwarantuje większą przejrzystość.

Mamy dobrze działającą na skalę krajową organizację zajmującą się kontrolą przejrzystości władzy – nazywa się Watchdog Polska. Zastanówmy się, jak lepiej wykorzystywać jej doświadczenia na poziomie lokalnym. Spotykam się z włodarzami miast, którzy najpierw przeklinają takie organizacje, ale potem dostrzegają, jak dobroczynne skutki ma ich działalność, bo wymusza reformy w funkcjonowaniu urzędów. Właśnie dzięki temu, że wysyłają wczesne sygnały alarmowe, zanim jakaś patologia przybierze zastraszające rozmiary.

To samo z uchwalonym dwa lata temu prawem do petycji – daje ogromne możliwości. Na przykład: chcę, aby powstał zielony skwerek w mojej okolicy, więc składam petycję. Urząd nie może wyrzucić jej do kosza, tylko musi się do tego racjonalnie ustosunkować. Jeśli tego nie zrobi, to możemy pójść do sądu. Jestem za tym, by powstawały rejestry petycji.

Lokalna, budząca się do życia demokracja i aktywne społeczeństwo obywatelskie są dla mnie źródłem optymizmu. Nie wiem, ile to zajmie czasu, przez jakie próby i zagrożenie będziemy przechodzić, ale wierzę, że ci dzielni ludzie będą walczyć o swoje prawa obywatelskie do skutku. W każdym razie ja zawsze będę ich do tego namawiał i im pomagał.

Obywatela władza musi wysłuchać, rozmawiała Dominika Wielowieyska, Gazeta Wyborcza 9.06.2016

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.