TK



Jak Polak z ekonomistą

autorytet| deficyt zaufania| ekonomiści| Jacek Rostowski| Leszek Balcerowicz| Marek Belka| PBS| świadomość ekonomiczna| Zyta Gilowska

włącz czytnik
Jak Polak z ekonomistą

Deficyt zaufania do autorytetów z dziedziny gospodarki to nie pierwszy sygnał, który pośrednio lub wprost obnaża problemy społeczeństwa obywatelskiego nad Wisłą.

Większość z nas nie ufa rodzimym ekonomistom. Taki wniosek wyłania się z sondażu przeprowadzonego na początku lutego przez agencję PBS dla „Pulsu Biznesu” („Najbardziej krytykowany z największym zaufaniem”, 14.02 br.). W badaniu zapytano obywateli powyżej 15 roku życia, któremu ze znanych ekonomistów ufają najbardziej. Jak się okazuje, przeszło połowa respondentów odparła, że nie ufa żadnemu – 57 proc. odpowiedzi.

Ranking zaufania otwiera Leszek Balcerowicz z wynikiem 11 proc. wskazań. Drugie miejsce przypadło Markowi Belce (7 proc.), zaś trzecie Zycie Gilowskiej (5 proc.). Co ciekawe, Jacka Rostowskiego wspomniało tylko 3 proc. badanych.

Niepokojące wyniki

Ten niepozorny sondaż daje zaskakująco wiele do myślenia. Wiadomo nie od dziś, że Polacy generalnie są bardzo podejrzliwi wobec innych. Tym razem jednak zadano im pytanie nie o ogólne zaufanie do abstrakcyjnych „rodaków” czy „obcych”. Wzięto pod lupę ich stosunek do autorytetów z kluczowej dziedziny życia społecznego, jaką jest gospodarka.

Jeśli w kwestiach ekonomicznych Polacy nie ufają ekspertom, profesorom i uznanym praktykom, to komu? Czyjego głosu słuchają, gdy nadchodzą wybory? Jaki stosunek mają do reform, których wprowadzenie postulują najtęższe głowy w kraju?

Przypomnijmy, że poziom świadomości ekonomicznej w polskim społeczeństwie jest zatrważająco niski. Jeśli jeszcze do tego większość obywateli nie ufa żadnemu z rodzimych autorytetów, sytuacja maluje się naprawdę poważnie.

Trudno w tym miejscu nie spytać, ilu Polaków w ogóle interesuje się losami gospodarczymi kraju? Słabe zaufanie do ekonomistów może pośrednio dowodzić, że takich osób nie ma zbyt wiele. Jeśli ktoś regularnie śledzi doniesienia gospodarcze, nazwiska pewnych osób prędzej czy później stają się mu znane. Jeżeli natomiast nawyku zainteresowania tematyką ekonomiczną nie ma, wtedy nawet najwięksi eksperci pozostają anonimowi. Stąd już prosta ścieżka do braku zaufania, bo jeśli ktoś jest nam obcy, z reguły od razu jesteśmy w stosunku do niego podejrzliwi – zwłaszcza w Polsce.

Inna obserwacja, jaką można wyłowić z wyników sondażu polega na tym, że Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego, oraz Jacek Rostowski, minister finansów, to ekonomiści cieszący się największym zaufaniem bardzo niedużego odsetka badanych (łącznie zaledwie 10 proc.). Jest to o tyle niepokojące, że trudno wskazać instytucje ważniejsze dla portfeli obywateli oraz – szerzej – całej gospodarki. Mówiąc pół żartem, pół serio, na usta samo ciśnie się pytanie, ilu Polaków gotowych byłoby pożyczyć parę złotych szefowi NBP-u czy ministrowi finansów?

Na skromny wynik Marka Belki i Jacka Rostowskiego wpływ mógł mieć fakt, że wielu mieszkańców Polski po prostu nie utożsamia się z państwem i nie ufa jego organom. W przypadku ministra finansów przypuszczalnie dużą rolę mogło także odegrać kojarzenie go z podatkami, fiskusem lub głośną ostatnio sprawą fotoradarów. A, jak wiadomo, nie są to popularne tematy.

Wzajemne wyobcowanie

Czy jednak przyczyny słabego zaufania wobec ekonomicznych autorytetów tkwią tylko po stronie obywateli? Czy choćby część problemu nie leży przypadkiem też po drugiej stronie? Spójrzmy, jak licznym ekonomistom – również tym wybitnym – ciężko komunikować się z resztą społeczeństwa. Nie tylko z tego powodu, że duży odsetek zwykłych ludzi nie interesuje się gospodarką, ale także dlatego, że objaśnienie zagadnień gospodarczych laikom wymaga nie lada zręczności.

Brak wspólnego języka między ekonomistami a resztą obywateli w naturalny sposób prowadzi do wzajemnego wyobcowania. Taka sytuacja może z jednej strony rodzić nieufność, z drugiej zmniejszać poparcie społeczne dla propozycji refom wysuwanych przez grona eksperckie. Jak bowiem zaufać komuś, kogo się nie rozumie? I jak popierać pomysły kogoś, komu się nie ufa?

Podręczniki do ekonomii i prasa fachowa pękają w szwach od recept na każdą gospodarczą bolączkę. Tymczasem wiele koniecznych reform latami nie może się doczekać realizacji. Innymi słowy, brakuje nie pomysłów, lecz ich wdrożenia. Jedno z wytłumaczeń tej sytuacji sprowadza się do tego, że w demokracji wygrywa nie rozwiązanie najlepsze w ujęciu absolutnym, lecz takie, wobec których udaje się zbudować kompromis lub poparcie. W sytuacji, gdy wybitni ekonomiści dla większości obywateli tak naprawdę autorytetami nie są, konsensus społeczny wokół wysuwanych przez nich przepisów na gospodarkę dużo trudniej osiągnąć, na czym w końcowym rozrachunku cierpią wszyscy.

Niewykluczone, że wielu doktorów czy profesorów ekonomii tego problemu nie jest nawet świadoma. Gdy gospodarce coś się przydarzy, niejeden z nich stwierdzi: „uprzedzałem o tym zagrożeniu wielokrotnie, ale politycy jak zwykle nic nie zrobili”. Tyle, że taki komentarz to w gruncie rzeczy marna satysfakcja.

Trudny problem

Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że wyniki pojedynczego sondażu nie upoważniają do wysunięcia zbyt daleko idących wniosków. Sęk jednak w tym, że deficyt zaufania do autorytetów z dziedziny gospodarki to nie pierwszy sygnał, który pośrednio lub wprost obnaża problemy społeczeństwa obywatelskiego nad Wisłą.

Jak zmienić tę niekorzystną sytuację? Wyzwanie jest ciężkie i wymaga podejścia długofalowego. Kluczem do sukcesu wydaje się być szeroko zakrojona edukacja ekonomiczna, zwłaszcza w szkołach powszechnych. Potrzebne są także kroki zmierzające do zwiększenia zasobu kapitału społecznego w Polsce, tj. poziomu zaufania i umiejętności współpracy między obywatelami. Tu też na pierwszy plan wysuwają się działania, które można prowadzić w toku edukacji. Z ich podjęciem nie wolno zwlekać. Jeśli nie będziemy ufać ani wybitnym ekspertom, ani państwu, ani nawet sobie nawzajem, to jak daleko zajdziemy?

Na koniec zwróćmy jeszcze uwagę, że w kraju rozpoczęła się w ostatnich tygodniach debata o przystąpieniu Polski do strefy euro. Ile osób zainteresuje się tą tematyką? Kogo będą słuchać? Jaki język i sposób argumentacji wybiorą ekonomiści? Czy zdobędą zrozumienie i uznanie w oczach obywateli? Te pytania pozostają otwarte, ale już dziś pewne jest, że debata o euro to jeden z najpoważniejszych sprawdzianów zaufania do ekonomistów ostatnich lat.

Instytut Obywatelski

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.