Publicystyka



Prawo Gogola: Artykuł XL. O zastawie

"Martwe dusze"| Cziczikow| Mikołaj Gogol| plenipotent| prawo zastawu

włącz czytnik

Człowiekiem od przeprowadzenia tej operacji był Paweł Cziczikow. Sam obrót ludźmi, co do tzw. zasady, nie wzbudzał u nikogo najmniejszych wątpliwości, jądrem sprawy było coś całkiem innego – mianowicie liczba głów (czytaj „dusz”) – gdyż to właśnie od niej zależała wysokość państwowego kredytu. Wstępne biurokratyczne przeszkody, w postaci szeregu zaświadczeń i potwierdzeń, zostały przez pana Pawła z powodzeniem pokonane wedle ryczałtowego przelicznika „po butelce madery w każde gardło”. Następnie nasz plenipotent udał się do ministerialnego biura, by tam właśnie, u samego źródła, zasięgnąć informacji, na ile rubli jego klient może ostatecznie liczyć. Podawszy szczerze, i to na wstępie, że połowa ludności w wiosce wymarła, chciał się wywiedzieć, na czym w rzeczywistości stoi, „żeby potem nie było jakiegoś zaczepienia…”. Dobrze zrobimy, przysłuchując się tej rozmowie:

„– Ale przecież oni wedle spisu pogłównego się liczą? – powiedział sekretarz.

– Liczą się – odpowiedział Cziczikow.

– No to czego się pan obawia? – powiedział sekretarz. – Jeden umarł, drugi się rodzi i w końcu wszystko się zgodzi”.

Po tej efektownej rymowance, dowodzącej skądinąd cudów sprawianych przez odpowiednio użytą poezję, bohater został olśniony „najbardziej natchnioną myślą, jaka kiedykolwiek przyszła do ludzkiej głowy” (dla nas – przy okazji – jest to kompetentne, bo odautorskie, wyjaśnienie pomysłu na „Martwe dusze”). Oto co wówczas Cziczikow błyskawicznie zamierzył: „No, niech ja nakupię tych wszystkich, co pomarli, póki jeszcze nie było nowego spisu, kupię ich, powiedzmy, tysiąc, tak, a rada opiekuńcza da, powiedzmy, po dwieście rubli za duszę i już jest dwieście tysięcy kapitału!”. Co pomyślał, to i niebawem przekuł w czyn… Cała światowej sławy książka Gogola jest właściwie o tym, jak wyglądały samodzielne interesy pana Pawła w branży „duchowej”, o jego rozlicznych wojażach i przygodach z tym powiązanych, a także – o nieuniknionych kłopotach. Co ciekawe, źródłem tych ostatnich nigdy nie byli nieszczęśnicy, którymi bez ich wiedzy handlowano, ale kontrahenci, z reguły liczykrupy albo beztroscy bon-vivanci.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.