TK



Imperatyw tolerancji

demokracja| kprzyść| nietolerancja| tolerancja| wartości| wyrozumiałość| zero tolerancji

włącz czytnik

I właśnie z powodu tej wysokiej pozycji nie toleruję, gdy tę najintymniejszą sprawę człowieka ideologizuje się i używa do osiągania politycznych korzyści.

Żałosne przy tym jest nadużycie polegające na tym, że już samo wyartykułowanie powyższego jest powszechnie piętnowane jako brak tolerancji.

Chętnie toleruję opinie podważające sens demokracji, gdyż możność wygłaszania takich opinii jest tej demokracji najgłębszym sensem.

Nie mogę natomiast tolerować działań zmierzających do pozbawienia wrogów demokracji możliwości wyrażania swych poglądów, zwłaszcza jeśli działania podejmą oni sami. I tu zaczyna się problem, bowiem zgoda na to byłaby jednoznaczna albo z kapitulacją, albo z odstąpieniem od własnych wartości, niezgoda natomiast oceniania jest jako „nietolerancja”. Niesłusznie. Czegoś takiego, jak „nietolerancja” nie ma. Używa się tego potocznie na określenie dolnej granicy tolerancji. Nie byłoby w tym nawet nic złego, gdyby przy tym nie nadano temu pojęciu konotacji pejoratywnej.

Zero tolerancji nie budzi w nas żadnych ujemnych skojarzeń. Zwłaszcza, gdy dotyczyć ma ludzi, których tolerować nie chcemy. Gdy to „zero” dotyczy nas, nazywamy „nietolerancją” i staje się ono złem samoistnym. Jest to tendencja fatalna dla życia społecznego, gdyż w takim układzie pojęć człowiek lub grupa źle tolerowana nie musi się już zastanawiać nad przyczynami „nietolerowania”. Nawet jeśli te przyczyny tkwią w nas, nie musimy ich już szukać, ani tym bardziej zwalczać. Lub, jeżeli w nas nie tkwią, czujemy się zwolnieni z konieczności przekonywania do meritum i zamiast poprzez dialog doprowadzić do wyższego stopnia tolerancji u adwersarza, zwalczamy samego adwersarza, tego nietolerancyjnego kołtuna, lub betona. Zależy z której strony zwalczamy.

Straszak „nietolerancji” stal się instrumentem nacisku, ba szantażu, ze strony wielu grupek które, łamiąc prawa innych, domagają się w imię tolerancji praw dla siebie. Instrument ten jest używany najchętniej na skrajach politycznego spektrum. Czy to brunatna pleśń, czy czerwony syf – pragnienie tolerancji artykułują równie głośno i w podobny sposób, awanturą i biciem. Droga do jakiegokolwiek porozumienia zamyka się definitywnie.
A większość nie ma innego wyjścia, jak tylko to jedno: być „nietolerancyjną”.
Studio Opinii

Poprzednia 12 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.