TK



Ordynacja Wyborcza

jednomandatowe okręgi wyborcze| liczenia głosów| lista partyjna| okręgi wielomandatowe| Ordynacja wyborcza| sejmik wojewódzki| Wielka Brytania| wybory samorządowe

włącz czytnik
Ordynacja Wyborcza

Już 16 listopada wybory samorządowe. Po raz pierwszy wybory do rad gmin nie będących miastami na prawach powiatu odbędą się w okręgach jednomandatowych. Niestety, wybory do rad powiatowych i sejmików wojewódzkich odbywać się będą według starych i skomplikowanych zasad.

Od lat jestem zwolennikiem przeprowadzania wyborów właśnie w okręgach jednomandatowych. Taki system wyborów od wielu lat funkcjonuje np. w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Póki co to te właśnie kraje są nie tylko potęgami gospodarczymi ale i ostoją demokracji. Mimo kryzysu gospodarczego młodzi Polacy wyjeżdżają do pracy właśnie do Wielkiej Brytanii. Coraz częściej zdarza się też, że startują tam w wyborach lokalnych w miejscach swego zamieszkania i wcale nie są bez szans. Tam szanse ma każdy a to gwarantuje ordynacja wyborcza. Niestety, w Polsce takich szans nie mają i to też gwarantuje ordynacja wyborcza, tyle że nasza. Dlaczego tak jest? Wyjaśnia to krótki kurs jak zostać np. radnym powiatowym w Polsce, a Ty drogi czytelniku sam wyciągnij wnioski.

Najbardziej prosty sposób to zapisać się do jakiejś partii politycznej i znaleźć się na liście kandydatów do rady, najlepiej na pierwszym miejscu bo to daje większe szanse wyboru. W okręgach wielomandatowych a więc takich, gdzie wybiera się wielu radnych, szczególnie w dużych miastach, czy w wyborach do sejmiku wojewódzkiego, o sejmie nie wspominając, miejsce na liście jest bardzo ważne. Można też założyć swój komitet wyborczy. By to uczynić trzeba znaleźć minimum pięciu chętnych. Wybrać spośród nich pełnomocnika wyborczego komitetu i pełnomocnika finansowego. Następnie zebrać minimum dwadzieścia podpisów poparcia dla tego komitetu i zarejestrować go w terytorialnej komisji wyborczej. Potem uzyskać w urzędzie statystycznym numer REGON a w urzędzie skarbowym numer NIP. Później trzeba założyć konto i już mamy z górki. Tu zrównujemy się z komitetami partyjnymi bo te zarejestrowane są centralnie w Warszawie i z tej biurokratycznej mitręgi są zwolnione. To jednak nie koniec. Teraz trzeba znaleźć osoby, które zechcą razem z nami kandydować, bo samemu się nie da. Musi być minimum trzech, a najlepiej jak jest dwukrotnie więcej niż jest miejsc. To bardzo ważne, bo liczy się lista a nie pojedynczy kandydat. Teraz wystarczy tylko zebrać minimum dwieście podpisów na listę poparcia kandydatów w każdym z okręgów wyborczych. W naszym powiecie jest ich siedem, a więc bagatela minimum 1400 podpisów. Następnie trzeba te listy zarejestrować w komisji wyborczej dostarczając zgody kandydatów, oświadczenia lustracyjne i wypełnić jeszcze parę kwitów pamiętając by na liście kandydatów było minimum 35% kobiet i minimum 35% mężczyzn. Po zarejestrowaniu list kandydatów można już przystąpić do kampanii wyborczej, choć większość ma to gdzieś (by nie użyć innego słowa) i kampanię prowadzi już od dawna najczęściej wieszając się na słupach. By to jednak robić trzeba wpłacić pieniądze na konto komitetu wyborczego i zamawiać materiały wyborcze, np. plakaty lub ulotki. Na każdym takim plakacie czy wizytówce musi być zawarta adnotacja, że materiał wyborczy jest sfinansowany z funduszu komitetu wyborczego choć, jako żywo, są to prywatne pieniądze kandydatów (jest tak w zdecydowanej większości przypadków, a w moim - zawsze).

Potem już tylko wybory i w końcu liczenie głosów. Tu trzeba skończyć maturę i studia niektóre by sie w tym połapać. U nas liczy się tzw. metodą d'Hondta. Najpierw więc (dzieląc i mnożąc) przydziela się miejsca w radzie listom zgłoszonym przez komitety wyborcze, a następnie osobom z listy. Na liście jest już OK, bo mandat radnego uzyskuje ten, kto uzyskał największą liczbę głosów, a nie ten, kto jest na niej wyżej. Taki sposób przydzielania mandatów powoduje często, że osoby, które miały dużo głosów, nie zastają jednak radnymi, bo cała ich lista zdobyła za mało głosów. Bywa, że uzyskuje mandat ktoś, kto tych głosów zdobył mało, ale za to lista, na której on jest, zebrała ich więcej. Tak na przykład radnym nie zostanie osoba, która ma np. 600 głosów, a został nim ktoś, kto miał ich tylko ledwie 300. Niesprawiedliwe? Ależ skąd, powiedzcie to tym, którzy uchwalili naszą ordynację wyborczą. Większość uważa, że nasza ordynacja jest wspaniała.

A jak to jest Wielkiej Brytanii? Otóż tam wystarczy zgłosić chęć kandydowania w „swojej” okręgowej komisji wyborczej i dostarczyć 10 podpisów poparcia swojej osoby jako kandydata. Do zgłoszenia należy także dołączyć dowód wpłaty na kwotę 500 funtów kaucji, która po wyborach i uzyskaniu minimum 5% głosów zostaje kandydującemu zwrócona. Potem kampania wyborcza z jednakowym dla wszystkich limitem wydatków. Głosowanie i publiczne – tak, publiczne – liczenie głosów w jednym miejscu z całego okręgu. Odbywa się to np. w jakiejś hali sportowej do której przywożone są solidnie wykonane urny na głosy, zabezpieczone dwoma zamkami i w obecności zainteresowanej publiczności, mediów i oczywiście kandydatów. Radnym (posłem) zostaje ten, kto uzyskał największą liczbę głosów. Proste? Drogi czytelniku, oceń sam.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.