TK



Prawo Gogola: Artykuł XV. O traktowaniu podwładnych w biurze

"Szynel"| czynownik| Mikołaj Gogol| Petersburg| Rosja carska

włącz czytnik

Tyle Gogolowych pouczeń… A jak się zachowywali bohaterowie jego utworów? Czy trzymali się zasady bezpośredniości? Czy atmosfera ich kontaktów z podwładnymi miała w sobie coś ze spotkań „z aniołami w obecności samego Boga”?

Zacznijmy od scenki otwierającej „Pamiętnik wariata”. Jego bohater jest od jakiegoś czasu witany przez naczelnika swego wydziału w następujący sposób: „Cóż to za bigos masz wiecznie w głowie, przyjacielu? Latasz jak kot z pęcherzem, w aktach narobisz czasem takiego grochu z kapustą, że sam Belzebub się nie rozezna, nagłówki piszesz małymi literami, nie kładziesz daty ani liczby dziennika…”. Przed kolejną sceną, która miała miejsce kilka tygodni później, pozostaje mi tylko prośba o wyrozumiałość dla obcesowej odpowiedzi bohatera, bowiem stan jego nerwów w międzyczasie się pogorszył. A więc ten sam departament, to samo biuro, rozmówcy ci sami – zaczyna naczelnik:

„– Powiedz mi z łaski swojej, co ty właściwie robisz?

 – Jak to co? – odparłem. – Nic nie robię.

 – Zastanów się dobrze! Masz już przeszło czterdziestkę, czas nabrać rozumu. Co ty sobie wyobrażasz? […] Spojrzyj tylko na siebie, pomyśl, czym jesteś! Zero, kompletne zero”.

….Czas teraz na „Szynel”. Ponieważ jego treść jest powszechnie znana, wskażę miejsce akcji, od którego zaczniemy: okrycie zostało już skradzione, a jego nieszczęsny właściciel, imieniem Akakiusz (jego nazwisko jest tłumaczone rozmaicie: Kamaszkin albo Baszmaszkin), rozpoczyna staranie o jego odzyskanie. Choć jest urzędnikiem, nie wierzy w pomoc policji i szuka wstawiennictwa u postawionych w hierarchii wyżej od siebie. Poradzono mu dotarcie do pewnej „znacznej osobistości”. Gogol ujawnił nam zasadę, którą dygnitarz ów się kierował – była to surowość. Jak to wyglądało? Ano tak: „Surowość, surowość i raz jeszcze surowość – mawiał zazwyczaj, patrząc znacząco w twarz temu, do kogo się zwracał”, po czym padały trzy pytania-zawołania: „Jak pan śmiesz? Czy pan wiesz, z kim pan mówisz? Czy pan rozumiesz, kogo masz przed sobą?”. Nie była to bynajmniej osoba demoniczna, skoro czytamy dalej: „Poza tym był to w gruncie człowiek dobry, koleżeński i uczynny”. Gdy okradziony kancelista dotarł przed jego oblicze, ten przywitał go słowami: „Czego pan sobie życzy?”, wypowiedzianymi „urywanym i ostrym tonem, którego się umyślnie uczył u siebie w domu, w samotności, przed lustrem”. To był zaledwie początek posłuchania – jego finał znamy: śmierć petenta i tułanie się jego ducha po ulicach Petersburga.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.