TK



Tobolewski: Powiedzieli, napisali... (Odcinek 83)

włącz czytnik

Moim marzeniem – i podejrzewam wielu prawników – byłoby mieć taką posadę. Bezkarnie, bez grzechu – ba, z błogosławieństwem władz czytać projekty ustaw i odsiewać, odsiewać i jeszcze raz odsiewać plewy, tak by z tej mąki wyszedł dobry chleb (czytaj: dobry przepis prawa). Zgłaszam się na ochotnika na taką posadę. (…)

Encyklopedia wyrażeń prawnych

Pomijając moje wywody półżartem, uważam na serio, że osoba taka bardzo by się przydała. Gdy tylko zaczynałem pisać felietony do „Rzeczpospolitej” – jeszcze za rządów PO-PSL, krytykowałem powstające akty prawne za brak dalekowzroczności, za sprzeczność postanowień w tym samym akcie prawnym, sprzeczność z aktami nadrzędnymi i inne niedoróbki. I co? Nic. Nowy rząd, nowa ekipa, a błędy i bzdury te same. Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie ma encyklopedii wyrażeń prawnych w różnych aktach prawnych tak, żeby tworzący nowy akt nie naruszali – przy okazji norm już istniejących (i nie chodzi mi o zasady legislacji, tylko o zbiór wyrażeń prawnych używanych w ustawach). Żeby był ktoś, kto – nie będąc włączony w proces legislacji, oceni z boku, na zimno, bez emocji zarówno treść, jak i długofalowe konsekwencje, jakie może mieć przyjęcie takiego czy innego rozwiązania. Tak by, jak przy poprawkach do kodeksu cywilnego dotyczących przyjęcia spadku z inwentarzem, nie stworzono kolejnych potencjalnych problemów ze sporządzaniem inwentarza. By nie trzeba było odwracać głowy, gdy znajdzie się na drodze zgubiony przez kogoś przedmiot, którego podniesienie przyniesie znalazcy więcej kłopotów niż potencjalna nagroda – o czym pisałem za rządów poprzedniej ekipy.

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.