TK



Trzydzieści siedem

awizo| doręczenie per aviso| doręczyciel| GPS| InPost| monopol| przesyłka sądowa

włącz czytnik

Po pierwsze dowiadujemy się, że rzeczoną przesyłkę sąd przygotował do wysyłki w dniu 20 stycznia 2014 r. (mała data po lewej stronie nad naklejką ZPO) a dotyczyła ona rozprawy wyznaczonej na 19 marca 2014 r. - a więc znacznie później niż owe magiczne 37 dni. Doręczyciel odebrał przesyłkę z sądu w dniu 21 stycznia 2014 r. (datownik pod nadrukiem "opłata pobrana"), i zgodnie z własnymi zapowiedziami winien ją doręczyć w terminie 7 dni, to jest - jeżeli mój kalendarz nie kłamie - najpóźniej 29 stycznia 2014 r.

Niestety jak wynika z adnotacji doręczyciela (oraz z niebieskiego datownika), doręczycielowi udało się nie zastać adresata dopiero w dniu 6 lutego 2014 r., to jest szesnastego dnia po odebraniu przesyłki. A przesyłka była jak najbardziej miejscowa, według Google Maps odległość pomiędzy siedzibą sądu a mieszkaniem adresata wynosi jakieś 10 km. Następnie mamy adnotację o drugim awizie w dniu 14 lutego 2014 r. - co jest poprawne, ósmy dzień po dniu pozostawienia pierwszego awiza - i towarzyszący mu datownik InPostu. Czy faktycznie je zostawiono, czy tylko napisano, że zostawiono to inna sprawa, ale w to wnikał w tym miejscu nie będę. W każdym razie formalnie wszystko jest w porządku - awizowano powtórnie, i ósmego dnia po powtórnym awizie przesyłka powinna być zwrócona do nadawcy, czyli 22 lutego 2014 r. a w zasadzie to 24 lutego 2014 r., bo 22 lutego wypadał w sobotę. Z adnotacji na przesyłce (i odpowiedniego datownika) wynika zaś, że zwrotu przesyłki dokonano dopiero 3 marca 2014 r. to jest - jak łatwo obliczyć - siedem dni po terminie. Przesyłka zaś - co skądinąd mi wiadomo - dotarła do sądu dopiero 7 marca 2014 r, a do właściwych akt i rąk sędziego dopiero 12 marca 2014 r., to jest nie po magicznych 37, a po realnych 46 dniach. I gdyby rozprawę wyznaczono - jak to było w zwyczaju za czasów Złego Monopolisty -  na termin przypadający po sześciu tygodniach od wysłania to sprawa by spadła. Ciekawe z czyjej winy...

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.