TK



Zawodowy świadek

nadzór ministra sprawiedliwości| Stefan Wiechecki| Sub iudice| świadek

włącz czytnik

- Panie sędzio, chwileczkie, ja nie mogie mówić.

- Dlaczego?

- Się mnie chce śmiać.

- Z czego?

- Z kawała. Ja nic nie widziałem, ja nie jestem ten Rozenberg.

- Jak to? Przecież panu Salomon na imię.

- Co znaczy? W Warszawie może sto, może dwieście takie Rozenbergi. Dlaczego mi wybrali nie wiem, może z powodu niedaleko mieszkam.

- Jak to? I nie zna pan oskarżonego ani oskarżyciela?

- Teraz znam, za kolegów jesteśmy, razem loterię trzymamy, ale tu u pana sędziego się poznawaliśmy.

Wobec ustalenia pomyłki Sąd uwolnił pana Rozenberga od świadczenia, ale skazał pana Bielasa na 20 złotych grzywny za czynne znieważenie obecnego serdecznego przyjaciela."

Po przeczytaniu tego felietonu przypomniała mi się sytuacja, której byłem świadkiem, nie pamiętam już dokładnie ale chyba jeszcze w czasie aplikacji. Otóż w trochę poważniejszej sprawie niż opisana przez Wiecha, podczas trzeciego podejścia do rozpoznania sprawy, gdy nareszcie wszyscy oskarżeni się pojawili i innych przeszkód nie było okazało się, że główny świadek, którego wzywano za każdym razem, z prawdziwym świadkiem ma wspólne tylko imię i nazwisko. A wynikło to z tego, że świadek przesłuchany w postępowaniu przygotowawczym wyprowadził się, więc na sędziego spadł obowiązek ustalenia jego nowego adresu. I jakoś tak się złożyło, że jedynym o tym imieniu i nazwisku jaki widniał w ewidencji meldunkowej był nasz świadek, któremu zafundowano trzykrotnie kilkusetkilometrową podróż pod rygorem grzywny. I tak samo gdy tylko doszło do jego przesłuchania okazało się, że to nie ten. Czyli czasy się zmieniają, a problemy nadal mamy takie same. Czyżby winny był tu wprowadzony w 1928 roku nadzór administracyjny Ministra Sprawiedliwości nad sądami?
Sub iudice

Poprzednia 12 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.