Debaty



Jan Rokita: O paradoksie władzy w czasach pryncypatu

Adam Michnik| AWS| Donald Tusk| Jarosław Kaczyński| Platforma Obywatelska| Prawo i Sprawiedliwość| pryncypat| republikanizm

włącz czytnik
Jan Rokita: O paradoksie władzy w czasach pryncypatu
Kwartalnik "Rzeczy Wspólne", nr 6, rysunek z okładki

Dostrzec i nazwać można obecnie fakt spontanicznej i mało przejrzystej dekoncentracji, rozproszenia zwyczajnej władzy, a w efekcie jej ewidentnego odpolitycznienia. Taka depolityzacja potestas, kierującej się racjonalnością nie ściśle polityczną, ale ekonomiczno-rządową, stanowi logiczne następstwo koncentracji w ręku sternika politycznej auctoritas, sprawowanej na dodatek w warunkach niedorozwiniętego organizacyjnie i instytucjonalnie centrum władzy. Rozpad władzy jest więc paradoksalnie ceną jej skupienia. I zaświadcza o kryzysie polityki, rozgrywającym się w samym jej rdzeniu.

Wiele się zmieniło ostatnimi czasy, gdy idzie o kształt i repartycję władzy w Polsce. Jeszcze parę lat temu polska polityka wyglądała dość republikańsko: mnogość ośrodków wpływu, rozwinięta aż do przesady konkurencja polityczna, liczni zwalczający się i aspirujący do władzy liderzy, partie publicznie debatujące nad stanem własnym i kondycją kraju. Nawet postkomunistyczna lewica przestała udawać partyjny beton, upodabniając się do nieco warcholsko-sarmackiego polskiego modelu. Co charakterystyczne dla takiego republikanizmu – w teatrze polityki mieszali się aktorzy wybitni i beztalencia, żarliwi i cyniczni, wyrafinowani i prostacy, wiodąc nawzajem spory prawdziwie wielkie na przemian z groteskowymi.

Ale pod spodem tej nieco rozwichrzonej republiki czaiło się niebezpieczeństwo koterii. Czyli takiej struktury władzy, która po pierwsze – jest nieformalna i jak rdza zżera oficjalne instytucje i procedury; po drugie – po cichu dystrybuuje korzyści i przywileje; a po trzecie – grozi przekształceniem oficjalnego porządku polityki w nieprawdziwą fasadę. To zagrożenie dla republikańskiego kształtu władzy niektórzy nazwali „towarzystwem”, nieświadomie raczej nawiązując do ateńskich „heterii” wspieranych dwa i pół tysiąca lat temu przez Alkibiadesa (Zygmunt Kubiak tłumaczył właśnie grecką Εταιρεία jako „towarzystwo”. A Jarosław Kaczyński z właściwą sobie przesadą uogólnił ów niejawny mechanizm władzy przy pomocy sławnej figury układu.

Powstanie pryncypatu

Czasy tamtego republikanizmu minęły, a ich najpełniejszym i najbardziej urokliwym wspomnieniem pozostanie zapewne Akcja Wyborcza Solidarność (choć przyznać trzeba, że spektakl rządów sprawowanych w trójkącie Kaczyński-Giertych-Lepper miał także dość podobną naturę). Przełomowy dla kształtu władzy stał się dopiero rok 2007. Platforma Obywatelska wygrała tamte wybory, a jej przywódca wziął po prostu pełnię władzy dla siebie i zachował ją do dzisiejszego dnia. Najpierw przy pomocy zręcznej, choć niezbyt czystej intrygi, pozbył się nie tylko konkurencji wewnątrzpartyjnej, ale także wyeliminował lub co najmniej obezwładnił wszelakie potencjalnie podmiotowe figury we własnym obozie. Nawet aferę korupcyjną, jaka wybuchła w PO (tzw. afera hazardowa) potraktował jako daną przez los szansę na odsunięcie i upokorzenie swego zastępcy oraz rozbicie stworzonego wcześniej wokół urzędu premiera polityczno-towarzyskiego dworu.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.