Publicystyka



Mankamenty demokracji przedstawicielskiej

Abraham Lincoln| Arend Lijphart| Ateny starożytne| demokracja bezpośrednia| demokracja przedstawicielska| Indeks Transformacji Fundacji Bertelsmanna| Joseph Schumpeter| obietnice wyborcze| partie polityczne| Paul E. Meehl| Philippe Schmitter| Piotr Uziębło| poliarchia| preferencje| Robert A. Dahl| równość szans

włącz czytnik

III. Pułapki poliarchii oraz schumpeterowskiej demokracji

Pułapka poliarchii Dahla polega na tym, że — jak świadczy nazwa użyta po raz pierwszy w 1953 r. — miała być ona „rządami wielu”, a otworzyła furtkę „rządom nie-wielu”, czyli klasie zawodowych polityków, którzy — jak ujął to Philippe Schmitter — nie tyle pracują dla polityki, co z niej po prostu żyją. To dlatego różni „spin-doktorzy” stali się ważniejsi niż projekty ustaw, a koszty kampanii wyborczych niepomiernie wzrosły.

W trakcie mojej poprzedniej próby konceptualizacji pojęć demokracji przedstawicielskiej oraz odpowiedzialności władzy, także na łamach „Przeglądu Sejmowego”, starałem się potwierdzić zasadność stosowania do opisu kategorii „dobrej jakościowo demokracji” takich parametrów jak: zgodność polityki z preferencjami wyborców, rywalizacyjność czy partycypacja społeczna. Dahl je niewątpliwie uznawał, bo żądał dla obywateli warunku dostępu do wieloźródłowej informacji oraz prawa do organizowania się w stowarzyszenia polityczne w celu każdorazowego wpływania na władzę. Dostęp do nieograniczonej informacji oraz niczym nieskrępowane podstawy tworzenia stowarzyszeń politycznych to tylko warunki konieczne, nie zaś wystarczające. Bez chociażby spełnienia katalogu zasad równości szans w wyborach, tych związanych z zasadą fair play czy finansowaniem polityki, o których szeroko w naszej literaturze pisał m.in. Piotr Uziębło, rywalizacyjność i społeczna partycypacja (ta ostatnia rozumiana jako realny wpływ na decyzje państwowe, co przedstawia Indeks Transformacji Fundacji Bertelsmanna, dalej: BTI), pozostaną fasadowe. Budowanie poliarchii może się więc skończyć mało rywalizacyjną i nisko partycypacyjną oligarchiczno-demokratyczną hybrydą z partią dominującą pośrodku sceny politycznej. Być może, również z tego faktu, że fraza o „równych rzeczywistych możliwościach” nigdy już nie padła w kontekście poliarchii, choć często wymieniana była na etapie koncepcji demokracji-stowarzyszenia, ponieważ miała zapewnić wszystkim równe prawa w podejmowaniu decyzji. Czyżby zatem sama poliarchia miała być źródłem kryzysu demokracji przedstawicielskiej. Dahl jednak zostawił jakieś światełko w tunelu — moim zdaniem — we fragmencie o wyborach, gdzie zaznaczył, że muszą być one „uczciwe i częste”. Sam jednak nie zagłębił się specjalnie w wyjaśnienie wagi obu pojęć.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.