Publicystyka



Prawo Gogola: Artykuł XIX. O wyglądzie pomieszczeń służbowych

"Martwe dusze"| "Szynel"| horodniczy| Lapkin-Tiapkin| Mikołaj Gogol| Mirgorod| Petersburg| Rewizor

włącz czytnik

Jesteśmy w Petersburgu – akcja „Szynela” w pełnym toku. Oto co usłyszeliśmy: „Powiadają nawet, że jakiś radca tytularny, gdy zrobiono z niego kierownika jakiejś niewielkiej kancelarii, natychmiast wzniósł tam przepierzenie, nazwał to „gabinetem przyjęć” i postawił u drzwiczek jakiegoś woźnego w czerwonym kołnierzu ze złotą naszywką, który ujmował za klamkę i otwierał drzwiczki interesantowi, aczkolwiek w „gabinecie przyjęć” z ledwością mogło się zmieścić zwykłe biurko”. Ponieważ powtórzenie takiej sytuacji dzisiaj jest absolutnie wykluczone (skąd wziąć kołnierz ze złotą naszywką?), przenosimy się gdzie indziej…

Gubernialne miasto NN – kolejny epizod „Martwych dusz”. Dwóch petentów przemierza sąd w drodze do gabinetu prezesa – są w doskonałym nastroju, wszak idą do znajomego. Szukamy w książce ich spostrzeżeń. Autor przedstawił je nie wprost, nader delikatnie: „Wzroku ich nie uderzyła czystość ani korytarza, ani pokojów”, dodając usprawiedliwienie: „Wówczas nie troszczono się o nią jeszcze: i to, co było brudne, pozostawało takim nie nabierając pociągającej powierzchowności”. Wydawać by się mogło, że w tym ogromnym gmachu, prócz szefa, nie ma nikogo, ale nic bardziej błędnego. Do gabinetu przylegała bowiem „izba kancelaryjna, cała wypełniona przez urzędników, którzy byli podobni do pracowitych pszczół rozsypanych po plastrach, jeżeli tylko plastry można upodobnić do spraw kancelaryjnych”. Tu kolejna niespodzianka... Zamiast oczekiwanego przez nas cichego i melodyjnego brzęczenia, przyszło nam usłyszeć całkiem inne dźwięki: „Pióra sprawiały taki hałas, jakby kilka wozów chrustem przejeżdżało przez las, zawalony na ćwierć arszyna uschłymi liśćmi”. Nie mając innego wyjścia, zatykamy uszy i spieszymy w dalszą drogę…

Trafiamy do niewielkiej powiatowej mieściny na głębokiej prowincji – pierwsza scena „Rewizora”. Przed chwilą dotarła tu „arcyniemiła nowina” o przybyciu urzędnika ze stolicy. Horodniczy, najważniejszy rangą czynownik, po westchnieniu – „Dobierali się do innych miast, teraz i na nas kolej przyszła” – nie traci wcale głowy i wydaje rzeczowo instrukcje. Zainteresowały nas te, które skierował do sędziego: „Panu, panie Lapkin-Tiapkin, radziłbym zwrócić uwagę na stan lokali urzędowych. W poczekalni sądu, tam gdzie zazwyczaj schodzą się strony, stróż zaprowadził hodowlę gęsi…”. Nie był to jednak koniec jego obiekcji: „Oprócz tego, panie sędzio, nieładnie, że w urzędzie pańskim ciągle suszą się jakieś łachy. A nad samą szafą z aktami wisi myśliwski harap! […] nie zaszkodzi na pewien czas zdjąć go ze ściany”. By jednak nie wyszło na to, że się na niego zawziął, pocieszył zakłopotanego sędziego: „Kiedy rewizor wyjedzie, może pan znowu powiesić”.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.