Publicystyka



Quo vadis, lingua?

chamstwo| elity| empatia| Jerzy Łukaszewski| język nieparlamentarny| przyzwoitość| wulgaryzmy

włącz czytnik

W ramach dygresji przypomnę znaną kiedyś anegdotkę o sposobach polowania na słonie. Jeden z nich polegał na umieszczaniu na drodze, którą słonie szły do wodopoju tabliczki z wypisanym równaniem z dwiema niewiadomymi. Słoń przychodził, patrzał, łamał sobie głowę nad równaniem, a jak już złamał … był upolowany.

Niestety, to tylko żart. W życiu słoń zdepcze tabliczkę, a jej autor będzie szczęśliwy jeśli ujdzie z przygody cało. Ale zasady to zasady, silniejszy zwycięża.

Wracając do języka. Również na żart, tym razem ponury, zakrawa dziś tak niedawno jeszcze aktualne powiedzenie „słowa nieparlamentarne”.

Niewiele lat minęło pomiędzy dwoma znaczącymi wydarzeniami w naszym sejmie. Pierwsze – zdenerwowany bałaganem na stole z dokumentami, nie mogący któregoś z nich odnaleźć marszałek dał upust swoim emocjom rzucając krótkie, a treściwe „k***!” wprost do mikrofonu. Mimo, iż sytuacja do pewnego stopnia go usprawiedliwiała, bo prowadził ważne posiedzenie i brak tego papierka wprowadzał zamieszanie w porządek obrad, pamiętamy jego zawstydzoną minę i słowo „przepraszam”, gdy zorientował się, że został usłyszany.

Drugie, tegoroczne, gdy bogobojna posłanka z tytułem podwórkowego profesora w ferworze  „dyskusji” krzyknęła „sp***j!” do niepodzielającego jej poglądów kolegi, które to słowo znalazło się w stenogramie obrad. Próżno szukalibyśmy na jej twarzy zawstydzenia, czy zmieszania. Nie wyglądała też na szczególnie zdenerwowaną, czy rozdrażnioną. Ot, taka sobie wrzutka w trakcie rozmowy.  Prezes jej partii, od jakiegoś czasu także szalenie bogobojny, nie widział niczego zdrożnego w jej zachowaniu.

Odległość czasowa, to ok. 10 lat. Odległość mentalna – też 10, ale świetlnych.

Aby nie być posądzony o stronniczość, przyznam, że pośród wielu znaczących osób, których poglądy na ogół podzielam, znam całkiem sporo takich, których słucham (i czytam) z niesmakiem. Wylewająca się z ich wypowiedzi agresja przeszkadza mi, bo każe wątpić w słuszność ich argumentów. Tak się bowiem składa, że przywykłem agresję w dyskusji uważać za przejaw braku argumentów rzeczowych, bądź wiary w ich prawdziwość.

Żadne społeczeństwo, także demokratyczne, nie będzie się rozwijało bez elit. Prawdziwych, nie tabloidowych. Jeśli więc osoby zdolne do formułowania myśli na wysokim poziomie intelektualnym uciekają się do agresji, to wg znanych mi zasad z bycia elitą same dobrowolnie rezygnują. Pamiętać bowiem należy, iż rozwój społeczny to nie tylko strona techniczna zagadnienia. Także etyczna, moralna, emocjonalna i każda oddalająca nas od modelu życia organizmów prymitywnych.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.