Publicystyka



Quo vadis, lingua?

chamstwo| elity| empatia| Jerzy Łukaszewski| język nieparlamentarny| przyzwoitość| wulgaryzmy

włącz czytnik

Dziś, kiedy osobnicy szumnie zwani politykami prześcigają się w wyszukiwaniu przykładów na to „kto pierwszy zaczął” (ten etap zakończyliśmy gdzieś w piątej klasie szkoły powszechnej), zbierający zamiast znaczków pocztowych przykłady „mowy nienawiści” ze strony politycznego przeciwnika, można się zastanawiać, czy posiadamy jeszcze elity, czy nie?

W dawnych czasach chłop mógł pana nawet nienawidzić, ale … brał z niego przykład. Oczywiście w dostępnym sobie zakresie. Warstwy „nierobów i krwiopijców” wyznaczały standardy, do których usiłowali dobić pozostali. W ten sposób społeczeństwo „rosło” m.in. kulturalnie. Literatura czasów minionych zawiera tysiące z humorem zarysowanych postaci, które póki co nie dostając poziomem do warstw, do których aspirowały, naśladowały je namiętnie. Często nieudolnie, często śmiesznie, ale za to konsekwentnie.

Nie było innego wyjścia. Chciałeś być kimś, musiałeś zachowywać się, jak ktoś. Z czasem te wysiłki przynosiły efekty, zdrowy snobizm gwarantował zachowanie właściwego kierunku.

Ten kierunek widać było wyraźnie także w PRL-u, gdzie ustrój z zasady przeciwny „ciemiężycielom” całymi garściami czerpał wzorce ich zachowań i transponował na własny, proletariacki grunt. Chyba jeszcze w żadnym okresie naszej historii nie było takiego powszechnego „ciągu wzwyż”. Miałem przyjemność pracować w tym czasie także z robotnikami i pamiętam ich dezaprobatę, gdy których z kolegów zachował się niewłaściwie. Bo oni wiedzieli, co to znaczy niewłaściwie.

Równouprawnienie chamstwa i prostactwa zaburzyło ten marsz. Może to i niepoprawne politycznie stwierdzenie, ale za to prawdziwe do bólu.

Czy jest jeszcze możliwe zawrócenie z tej drogi?

Myślę, że na obecnym etapie człowiek ma jeszcze w zasięgu tę możliwość.

Musiałby jednak mieć motywację, a cóż mogłoby nią być?

Pracodawca nie tolerujący chama w swoim zakładzie pracy, dziewczyna kończąca znajomość po randce z „prezentacją” poziomu absztyfikanta (i abarotno), rodzic nie życzący sobie chamstwa w ścianach rodzinnego domu?

Odpowiedź wydaje się oczywista: wszystko. Każdy z nas , jeśli zechce, jest w stanie rozpocząć powrót na „zdrowe ścieżki”. Oczywiście, jeśli na początek wyzbędzie się megalomanii i nie zechce zbawiać od razu całego świata. Wystarczy, jeśli skłoni do zmiany zachowań męża, przyjaciela, współpracownika.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.