Świat



Zmierzch merytokracji (Metablog Obserwatora Finansowego)

merytokracja| occupy London| occupy Wall Street

włącz czytnik
Zmierzch merytokracji (Metablog Obserwatora Finansowego)
Londyńskie City. Foto: sxc.hu

Śmierć merytokracji ogłosił ostatnio Bagehot, popularny blog tygodnika The Economist. Bagehot twierdzi, że Brytyjczykom dużo łatwiej jest dziś zaakceptować wysokie koszty obsługi dworu królewskiego Elżbiety II niż  ogromne pensje bankierów i szefów publicznych spółek. Dlaczego? Ponieważ królowa nie epatuje przekonaniem, że "jej się należy".

Zgodnie z Barometrem Zaufania Edelmana 2012 (Edelman Trust Barometr) 65 proc. ankietowanych nie ma zaufania do biznesu, a 79 proc. respondentów nie wierzy jego przywódcom. Nie zawsze tak było. A w każdym razie nie w Wielkiej Brytanii. W czasach, kiedy rodziła się potęga Partii Konserwatywnej, Brytyjczycy wierzyli w biznes. Później, w latach 90., kiedy monarchia przechodziła potężny kryzys wizerunkowy, Anglicy upajali się „merytokracją”, czyli systemem, w którym pozycja człowieka na drabinie społecznej uzależniona jest od jego kompetencji i talentu.

“Britain, an unusually free-market minded place, likes to think it is organised around such principles as open competition and rewards for merit“, pisze dziś  Bagehot.

Brytyjczycy tracą właśnie poczucie, że żyją w merytokratycznym systemie. Wyraża się to w niechęci, którą manifestują wobec menedżerów instytucji finansowych i spółek publicznych:

“Merit is a fine principle. But the most painful revelation of the debate on high pay may be this: many Britons are not convinced that they live in a functioning meritocracy (…) Somewhere in amongst the public rage, I think the British are losing faith in the idea that they live in a meritocracy”.

Miasteczko przedstawicieli ruchu Occupy London zlokalizowane przed katedrą św. Pawła, musiała zlikwidować policja i urzędnicy. Zatrzymano 20 osób, ale nie rozpędzono antykapitalistycznego ruchu, który w Wielkiej Brytanii zawiązał się na wzór amerykańskiego Occupy Wall Street. W rzeczywistości ofensywa przeciw wpływowym bankierom dopiero się rozpoczęła. Jedną z jej głównych przyczyn są nienormatywne zarobki top managementu brytyjskich korporacji. Według indeksu FTSE roczne zarobki liderów firm notowanych na londyńskiej giełdzie wynoszą przeciętnie 4,2 mln funtów. Tymczasem średnia pensja w Zjednoczonym Królestwie wynosi ok. 26 tys. funtów.

Od roku funkcjonuje na Wyspach społeczna High Pay Commission (Komisja ds. Wysokich Uposażeń). W końcu listopada 2011 roku wydała swój pierwszy raport Cheques with balances: why tackling high pay in the national interest, a jej przewodnicząca, Deborah Hargreaves, stwierdziła, że „stratosferyczne wzrosty wynagrodzeń rujnują brytyjską gospodarkę poprzez zniekształcanie rynków, drenowanie kluczowych sektorów z talentów oraz nagradzanie porażek”.

T takiej atmosferze brytyjski bank HSBC, na wniosek ministerstwa skarbu, ujawnił właśnie zarobki swojego prezesa oraz top-managementu za rok 2011. W roku, w którym zysk banku wyniósł 21,9 mln dolarów i był o 15 procent większy od ubiegłorocznego, prezes banku Stuart Gulliver pobrał ponad 7 mln funtów wynagrodzenia (to pensja połączona z premiami za osiągnięcie rocznych celów – bonus maks. 3 x pensja, oraz celów długookresowych – maks. 6 x pensja).

Ponieważ nie udało mu się zrealizować wszystkich celów kapitałowych, nie dostał maksymalnego wynagrodzenia, które mogło wynieść ponad 12 mld funtów. Za to wynagrodzenia aż 192 wysokiego szczebla menedżerów w jego banku wyniosły ponad 1 mld funtów każde. Brytyjscy komentatorzy ubolewają nad taką sytuacją. Zwłaszcza gdy mowa jest o menedżerach banków, które odnotowały straty. Ich liderzy, na przykład były CEO Lloyda, który stracił w 2011 roku 3,2 mld funtów, nie kwapią się do zwrotu zainkasowanych premii.

Christopher Bones z The Guardian przekonanych o swojej wyjątkowej wartości menedżerów nazywa „pokoleniem L’Oreala”:
„When I started out in business, it was more highly regarded than most other instututions in the country. While its demise parallels that of many other institutions, it is a tragedy for those of us who accept that the market will have to play the greatest role in rebuilding the wealth we need to support the public services, retirement support and social mobility that underpins a successful liberal democracy. This is the legacy of a generation who dominated leadership positions in big business, in politics and the media over the last 30 years. A generation whose values were driven by a desire to be seen as successful: and embracing the trappings of success was at the core of their self-promotion. I call them L’Oreal generation: they ramped up their pay, their power, their expenses and their self-importance because >they were worth it<
”.

Bagehot twierdzi, że przekonania prezesów banków o ich ponadprzeciętnych kompetencjach, społeczeństwo nie podziela od dawna. W istocie, jak wyczytać można w blogu The Economist, społeczeństwo ma za złe bankierom, że ściągnęli na Wyspy kryzys ekonomiczny. Nie rozumieją, dlaczego wysoko opłacana kadra menedżerska za wykonywaną pracę ma dostawać jakiekolwiek bonusy oraz domagają się sprawiedliwości. Bagehot pisze:

“The public does not believe that executives are as exceptional as today’s pay levels would suggest. (…) For months there has been angry scrutiny of the sums paid to the bosses of public or publicly controlled bodies, from the BBC to the railways and the bailed out Royal Bank of Scotland (RBS). The BBC says that its next director-general will take a big pay cut. Network Rail directors this week bowed to ministerial nagging and promised to donate any annual bonuses they receive to a fund for improving safety at level crossings”.

Bagehot przywołuje też debatę polityczną, która toczy się wokół kwestii uposażeń liderów rynku. Cytuje ministra biznesu i innowacji, Vince’a Cable’a, który uważa, że w kwestii wynagrodzeń kadry zarządzającej to udziałowcy spółek powinni mieć decydujący głos. W szczególności powinni oni mieć możliwość odebrania części wynagrodzeń (bonusów) tym, którzy nie są w stanie osiągnąć stawianych przed menedżerami przez rady nadzorcze celów. Z drugiej strony padają obawy o odpływ talentów z Wielkiej Brytanii, powodowany ograniczaniem uposażeń.

Debaty nie wieńczą więc konkretne ruchy:

“Ministers have spectacularly failed to make any significant changes to the status quo,” said Brendan Barber, general secretary of the Trades Union Congress umbrella organization“, pisze Bagehot. I dalej:

“Ed Miliband, the Labour leader, presents today’s voter anger as a yearning for “fairness in tough times”. The Conservative chancellor of the exchequer, George Osborne, vows to fight unnamed foes trying to create an >anti-business culture in Britain<”.

Potyczki lewicy z rządzącymi konserwatystami, zdają się redaktorom The Economist czcze z jeszcze z jednego powodu: oderwania liderów politycznych od rzeczywistości i braku świadomości co do istoty nastrojów społecznych. Wołanie Eda Millibanda, przewodniczącego Partii Pracy, o “zasadę sprawiedliwości w ciężkich czasach” to zarazem zachęta do wyższego opodatkowania milionerów. Zdaniem Bagehota, Brytyjczycy owszem wspierają tę  koncepcję, ale jeszcze bardziej domagają się obniżenia świadczeń socjalnych, żeby zmotywować do pracy tych, którzy pozostają poza systemem:

“Higher taxes on millionaires are strongly backed in opinion polls, but—unluckily for the left—voters also overwhelmingly back a government plan to cap payments to those on welfare. Britons are only partly in Robin Hood mode: they want to take from the rich, but also to kick the poor to look for work”.

Na fałszywym podłożu rośnie też, zdaniem Bagehota, argumentacja  konserwatywnego kanclerza skarbu George’a Osborne’a i jego przeświadczenie o tym, że w Wielkiej Brytanii rosną w siłę hasła antykapitalistyczne, które mogą wysadzić gospodarkę.

“Brytyjczycy nie lubią tłustych korporacyjnych kotów za to, że są tłuste. A nie za to, że są kotami”, uspokaja konserwatystów Bagehot.

Blogerzy zauważają, że wraz z odpływem miłości wobec bankierów i merytokracji, wraca przywiązanie Anglików do arystokracji i dworu, a Elżbieta II w 60. roku swojego panowania osiąga szczyty popularności:

“The queen has rarely been as popular as she is now, in her Diamond Jubilee year. The contrast with other arms of the establishment is striking, and revealing. For most people at the top of the public sector, this is a perilous time”.

Powód? Królowa, w przeciwieństwie do bankierów i szefów spółek z udziałem skarbu państwa, ma głębokie poczucie obowiązku wobec społeczeństwa, wynikające z przekonania, że nie zrobiła nic, by zarobić na swoją wysoką pozycję.

Opracowała Katarzyna Kozłowska obserwatorfinansowy.pl

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.