TK



Znów 11 listopada

11 Listopada| Bronisław Komorowski| Kurkiewicz| Marsz 11 listopada| Marsz Niepodległości| Młodzież Wszechpolska| Prezydent| Roman Dmowski| Roman Giertych| wszechpolacy

włącz czytnik

Jak żywa jest u nas historia (wbrew tym, którzy dowodzą, że nie ma ona lub nie powinna mieć znaczenia) dowodzą najlepiej obchody święta 11 listopada. W żadnym chyba kraju, w którym święto narodowe budzi takie zainteresowanie i obchodzone jest z takim zaangażowaniem niezależnie niemal od orientacji politycznej.

Ta popularność naszego święta związane jest niestety z poważnymi, jak wiadomo,  kontrowersjami, a część z nich, co gorsza, to kontrowersje uliczne. W tym roku zapowiada się podobnie.

Będziemy więc mieli trzy imprezy. Uroczystości oficjalne organizowane przez Prezydenta RP, „marsz niepodległości” organizowany przez Młodzież Wszechpolską i ugrupowania prawicowe oraz lewicowy marsz kolorowych, wspierany przez Gazetę Wyborczą. Trzy różne znaczenia przypisywane świętu niepodległości.

Inicjatywa Prezydenta Komorowskiego i jego apel, by święto obchodzić wspólnie dowodzi, że polityk ten świadomy jest wielkiego znaczenia polityki historycznej. Warto wspomnieć, że to właśnie prezydent Komorowski otwierał we wrześniu nowo wybudowaną nekropolię w Bykowni pod Kijowem – kolejny cmentarz polskich ofiar stalinowskiego terroru. W osobie prezydenta mamy więc polityka zainteresowanego historią, dobrze historię znającego, dla którego 11 listopada stoi w centrum narodowej pamięci. Nie wiem jak odnosi się Prezydent i jego otoczenie do analogii 11 listopada i 4 czerwca – dwóch dat symbolizujących odzyskanie przez  Polskę niepodległości, domyślam się jednak, że jako aktywny działacz opozycji demokratycznej sprzed 89 roku dopatruje się wielu podobieństw. Dla działaczy tej opozycji 11 listopada miał szczególne znaczenie, bowiem władze PRL z oczywistych dla siebie względów za istotniejsze święto uważały rocznicę rewolucji październikowej. Jasne jest więc, że oficjalne obchody organizowane przez Pałac mają wskazywać na trwałość i potrzebę patriotycznego zaangażowania wszystkich obywateli. Ma być to święto państwowe, ale nie polityczne. Ma łączyć, a nie dzielić.

Ściśle polityczny charakter chce natomiast nadać świętu 11 listopada „Młodzież Wszechpolska”, będąca głównym organizatorem „Marszu niepodległości”. Ma to być manifestacja patriotyzmu nie państwowego lecz narodowego. Organizatorzy marszu odnieśli w zeszłym roku sukces, ponieważ ich impreza okazała się bez porównania liczniejsza i huczna niż konkurencyjny marsz kolorowych. Mimo licznych oskarżeń, że wszystko to „faszystowska” impreza i blokady sił „antyfaszystowskich” marsz liczył 20-30 tys. uczestników i aż trudno uwierzyć, że w Polsce znalazło się aż tylu faszystów i ich sympatyków.

Nawet jednak, jeśli w tym roku zjawi się tyle samo, a nawet więcej uczestników, wydaje się, że „wszechpolscy” ponieśli już polityczną porażkę. Nie zgodzili się na wspólny marsz z Prezydentem, co byłoby ich wielkim politycznym sukcesem. W gruncie rzeczy dzisiejsze powodzenie obchodów 11 listopada zawdzięczamy wszyscy, paradoksalnie, ich awanturnictwu. Gdyby nie oni - odbywałyby się jedynie jakieś skromne i pro forma obchody. A tak wszyscy o tym dyskutują i muszą się wobec 11 listopada opowiedzieć. Idąc za prezydentem mogliby wszechpolacy powiedzieć „osiągnęliśmy swoje”, „zmusiliśmy państwo (a nawet prezydenta, którego nie lubimy, a który prawdopodobnie nas nie lubi) do wielkiej patriotycznej manifestacji”. Prezydentowi wypadałoby zaprosić przynajmniej kilku wszechpolaków do pierwszych szeregów marszu. I z tego pierwszego szeregu mogliby nawet pokazać figę „kolorowym”, którzy nie wiedzieliby, co począć.

Wszechpolacy to proste chłopaki i nie są tacy wyrafinowani. Propozycję Prezydenta RP odrzucili. Wolą własną imprezę, podczas której  przez chwilę może im zdawać, że mają tylu zwolenników, gdy tymczasem na co dzień jest ich tylko garstka.

To postępowanie jest wynikiem czegoś więcej niż tylko koncepcji marszu niepodległości. Wszechpolacy to próba konstruowania tradycji polskiej narodowej demokracji. Reanimował tę tradycję Roman Giertych, ale dość nieodpowiedzialnie wszechpolaków porzucił. Kolejni przewodniczący tej formacji nie bardzo dają sobie z trudną tradycją radę. Nie można wykluczyć, że przy pewnym wysiłku intelektualnym i pogłębionym rozrachunkiem z przeszłością tego ruchu, wyrosnąć by mogli na jakieś ciekawe środowisko polskiej prawicy. Nie umieją jednak podołać temu zadaniu. Kulturalnie wyglądający i umiejący w udany sposób polemizować z lewicowymi oponentami Robert Winnicki (obecny przewodniczący MW) nie posiada jednak poważniejszego zmysłu politycznego. Woli pozostawać organizatorem hucznej imprezy (bowiem poza marszem niepodległości o MW głucho), niż podjąć poważniejszy temat, np. czym mogłaby być dzisiaj polska prawica. Otoczony już znacznie mniej kulturalną od niego łysą młodzieżą, nie potrafi zdystansować się od ONR-u ani pokazać coś więcej niż historyczną etykietkęjh. Może więc zaistnieć tylko wtedy, gdy  stoi w opozycji do neokomunisty Romana Kurkiewicza i obaj są radością dla gawiedzi, która lubi starcie skrajności.

Zostają jeszcze „Kolorowi”.  Z pewnością nie organizowaliby swego marszu 11 listopada, gdyby nie chęć protestu wobec domniemanych „faszystów” z marszu niepodległości. Choć 11 listopada to nie święto gejowskie i feministyczne, wychodzą na ulicę w tym dniu w obronie zagrożonej przez wszechpolaków demokracji. Czytając „Krytykę polityczną” (ciekawy magazyn intelektualny, którego wysokiego poziomu  środowisko MW mogło by tylko pozazdrościć, którego spora cześć „kolorowych” jest z pewnością czytelnikami), można jednak podejrzewać, że akurat 11 listopada  nie wychodzą na manifestacje najchętniej. Są to bowiem kręgi, które polską tradycję chciałyby gruntownie przenicować. Tradycję polską, taką jaka ona jest w obecnym stanie, uważają za zapyziałą, skażoną nacjonalizmem i nietolerancją. Składanie kwiatów pod pomnikami Piłsudskiego to nie jest ich genre, a Prezydent RP z wieńcem pod pomnikiem Dmowskiego („faszysty przecież i prawie zwolennika Hitlera”) z pewnością będzie budzić ich niesmak. 11 listopada będą jednak obchodzić na złość wszechpolakom.

Ostatecznie więc wszyscy świętują 11 listopada, niezależnie od tego jakie znaczenie świętu temu ma być przypisywane, i polska tradycja pozostaje wyjątkowo żywa. Tylko nie wszystkie powody, że taką pozostaje, mogą jednakowo cieszyć.  

Kazimierz Wóycicki

 

 

 

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.