TK



Dyletanci

włącz czytnik

Agencja ratingowa S&P obniżyła rating polskiego długu w walutach zagranicznych z A- do BBB+. Co gorsze, z perspektywą negatywną. Wizerunek finansowy i inwestycyjny Polski w jednej chwili został zrujnowany.

Stało się to tuż po tym, jak kancelaria prezydenta, reprezentowana przez ekonomicznego dyletanta Macieja Łopińskiego przekazała „frankowiczom” prezydencki projekt ustawy o wsparciu państwa dla tej kategorii kredytobiorców (pojawił się w niej zastanawiający "sprawiedliwy kurs" franka szwajcarskiego, ekonomiści mają o czym debatować). Nawiasem mówiąc, stało się to na 1,5 godziny przed oficjalną prezentacją tego dokumentu. Komisja Nadzoru Finansowego zapowiedziała wszczęcie procedury sprawdzającej, gdyż nie wszyscy uczestnicy rynku kapitałowego mieli równy dostęp do informacji, mogącej mieć wpływ na ten rynek.

Wcześniejsza, nieoficjalna prezentacja projektu mogła być naruszeniem art. 154 ustawy o obrocie instrumentami finansowymi. Artykuł ten zakłada wymóg równego dostępu do informacji dotyczących spółek giełdowych. W przypadku ustawy dotyczącej pomocy dla frankowiczów, spółkami, co do których pojawiają się nowe okoliczności, są banki.

- Nic się nie stało! Mówił minister Łopiński na konferencji prasowej w ten sposób odniósł się do wątpliwości inwestorów giełdowych, co do ewentualnego naruszenia prawa przez Kancelarię Prezydenta.

- No minęło 1,5 godz., ale czy sądzicie państwo, że w ciągu tych 1,5 godz. naprawdę coś się takiego stało, co zatrzęsło warszawską giełdą papierów wartościowych? - pytał na konferencji Łopiński. - Ja bym proponował, żebyśmy zachowali jednak spokój i powagę - dodał autor projektu wsparcia dla frankowiczów.

Łopiński poinformował też, że projekt, przygotowany w Kancelarii Prezydenta po kilku miesiącach konsultacji ze środowiskami frankowiczów, został im przekazany. Będzie też skierowany, z prośbą o opinię, do KNF. - Nie jest to projekt uzgodniony z bankowcami, część banków będzie zapewne niezadowolona - przyznał.### br br ###

- Liczymy, że ten projekt będzie korzystny dla gospodarki - powiedział Łopiński, dodając, że dzięki niemu "zwiększy się poziom podatków, uzyskiwanych przez budżet państwa".

Tymczasem, wkrótce po prezentacji projektu, na polską gospodarkę spadł wspomniany komunikat Standard&Poors, którego uzasadnienie jest znacznie poważniejsze, niż tylko prosta, chwilowa/ przejściowa obniżka ratingu długu zagranicznego do „BBB+” z „A-„. Agencja obniżyła także długo- i krótkoterminowy rating w walucie krajowej do „A/A-2” z „A/A-1”. To pierwsza zmiana ratingu agencji S&P dla Polski od 2007 r. Od lutego 2015 r. perspektywa polskiego ratingu w S&P była pozytywna. Jeszcze nigdy w historii Polski żaden rating nie został obniżony.

Agencja S&P uzasadnia obniżenie perspektywy swoją oceną zmian instytucjonalnych, jakie rząd Prawa i Sprawiedliwości przeprowadza w Polsce. Według S&P inicjatywy legislacyjne podjęte w Polsce osłabią niezależność i skuteczność kluczowych instytucji w Polsce. Agencja podaje również, że ocenia prawdopodobieństwo dalszego obniżenia ratingu dla Polski w ciągu najbliższych 24 miesięcy na co najmniej 1/3, jeśli podważona zostanie wiarygodność polityki pieniężnej lub jeśli finanse publiczne pogorszą się bardziej od naszych obecnych oczekiwań.

A takie sugestie można znaleźć w prognozach najważniejszych wskaźników makroekonomicznych, jakie agencja publikuje dla Polski. Według tych prognoz, po tym jak w 2015 roku z Polski została zdjęta procedura nadmiernego deficytu, w 2016 r. stosunek deficytu finansów publicznych do PKB w Polsce ponownie przekroczy poziom 3%, osiągając 3,2%, co może oznaczać ponowne wejście w tę procedurę.

Ciekawi mnie, w jakim stopniu wpłynęła na rating wojna rządzącej partii, legislatury i prezydenta z najważniejszą instytucją, gwarantującą prawidłowość procesu prawotwórczego – Trybunałem Konstytucyjnym? Jaki wpływ mogły mieć na ocenę analityków bliżej nieokreślone pomysły „repolonizacji” sektora bankowego, obłożenie banków i sieci handlowych (zagranicznych) specjalnym podatkiem, nieskrywane groźby wobec zachodnich koncernów medialnych? W jakim stopniu rolę odegrały wypowiedzi Pawła Szałamachy: jedna, że „Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za pozostawieniem złotego polskiego jako naszej waluty, przyjęcie euro nie jest dla nas priorytetem” – (napisał to na Facebooku) i druga, (w której naśladował tromtadrackie wezwanie Jarosława Kaczyńskiego sprzed kilku lat), że „Złoty może stać się jedną z walut rezerwowych, naturalnie mniej popularnych, bo 95 proc. rezerw jest trzymanych w dolarze, euro, jenie”.

Najbardziej niedoświadczony obserwator wie, że trwające od kilku tygodni osłabienie złotego i spadki na giełdzie są świadectwem nieufności inwestorów do polityki gospodarczej i finansowej rządu. Stabilność polityki pieniężnej jest – na razie – zagwarantowana przez niezależną, umocowaną w konstytucji Radę Polityki Pieniężnej. Dokonuje się jednak zmiana jej składu, latem kończy się kadencja prezesa NBP. Czy nowi członkowie RPP i przyszły szef banku centralnego – jeszcze nieznany – mogą już dziś uspokoić inwestorów, zapewnić ich, że nie będzie żadnych gwałtownych działań? Najbardziej niedoświadczony obserwator wie, że to niemożliwe. Bardziej doświadczony wie, że Prawo i Sprawiedliwość nie cierpi niezależnych instytucji, choćby Rady Polityki Pieniężnej, która w projekcie konstytucji tej partii w ogóle nie istnieje.

Klimat polityczny w Polsce oddziałuje nie tylko na coraz liczniejsze grupy społeczne, ale – jak się okazuje – także na czułe detektory analityków rynkowych, których nie interesują nadbudowa, podsłuchy i aksjologia, o ile nie mają wpływu na interesy. A w przypadku Polski, niestety – mają. Nieoczekiwanie dla dyletantów w dziedzinie polityki gospodarczej – jest to wpływ negatywny.

Ani lekceważenie, ani tupanie nóżką ratingu nie zmienią.

Piotr Rachtan

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.