Budżet na przyszły rok jest napięty do granic możliwości. Utrzymanie deficytu poniżej wymaganego przez Unię poziomu będzie bardzo trudne.
PiS ma szczęście. Przynajmniej w kwestii polityki fiskalnej. Gdy w 2005 r. partia ta wygrała wybory, Polska gospodarka wchodziła w okres najszybszego rozwoju w całej dekadzie, a według prognoz nawet w całym ćwierćwieczu. Znane w momencie głosowania tempo wzrostu PKB wynosiło jedynie 2,8 proc., ale w ciągu trwania kadencji Sejmu miało osiągnąć nawet 7,7 proc.
Z produkcją i konsumpcją w niespotykanym tempie rosły wpływy budżetowe. Między 2005 a 2007 r. dochody z podatków zwiększyły się o blisko jedną trzecią ze 156 do 206 mld zł.
Co więcej, gdy powstał nowy rząd w korytarzach Ministerstwa Finansów przestało w końcu straszyć widmo dziury Bauca, a deficyt publiczny wynosił już 4,1 proc. PKB, a nie ponad 6 proc. jak kilka lat wcześniej. Dzięki temu PiS, zamiast gasić fiskalne pożary, mógł wprowadzać w życie ekspansywną politykę fiskalną, polegającą z grubsza na podwyższaniu wynagrodzeń w sektorze publicznym, obniżce podatków czy zmniejszaniu składek na ubezpieczenia społeczne.
Niestety taka polityka okazała się w dużej mierze nieodpowiedzialna i była jedną z przyczyn wystrzelenia polskiego deficytu publicznego do bardzo niebezpiecznego poziomu prawie 8 proc. PKB.
Teraz jest podobnie. Po sześciu latach naprawiania polityki fiskalnej przez rząd PO-PSL, (zamrożenie wynagrodzeń w sektorze publicznym, podwyższanie podatków i szukanie oszczędności w każdym jednym dziale budżetu), Komisja Europejska zdjęła z Polski procedurę nadmiernego deficytu. W rezultacie już na starcie, w grudniu 2015 r., PiS mógł stworzyć budżet, który nie wymagał zgody Brukseli na podnoszenie wydatków.
Rząd skwapliwie z tej możliwości skorzystał. Praktycznie z marszu wprowadził jeden z najdroższych programów socjalnych w historii, czyli kosztujące rocznie blisko 23 mld zł (1,2 proc. PKB) świadczenia wychowawcze 500+, a także szereg „pomniejszych” zmian zwiększających wydatki publiczne – przyznanie dodatku do emerytur (1,4 mld zł), odmrożenie wynagrodzeń w sektorze publicznym (2 mld zł) czy wydatki na restrukturyzację kopalń (1 mld zł).
I znów szczęście uśmiechnęło się do rządzących. Okazało się, że w 2016 r. do budżetu trafią jednorazowe wysokie wypłaty – z zysku NBP i ze sprzedaży częstotliwości LTE – o łącznej wysokości prawie 17 mld zł. Na dodatek wprowadzenie podatku bankowego i poprawa koniunktury pozwoliły na sfinansowanie innych wydatków. Z kolei zamrożenie inwestycji publicznych współfinansowanych z Unii, zwłaszcza na szczeblu samorządowym, umożliwiło obniżenie deficytu w porównaniu z 2015 r.
Brak komentarzy.