TK



Karen Ho: antropolog na Wall Street

amerykańska kultura pracy| antropologia| Karen Ho| kryzys finansowy| Lehman Brothers| Merill Lynch| Wall Street| Wielka Recesja| zlikwidowani

włącz czytnik

Przejście ze świata akademickiego do rzeczywistości wielkich banków z ich tempem pracy i naciskiem na ryzyko musiało mocno Panią zaskoczyć.

Wyobrażałam sobie, że ludzie z sektora finansowego są rekinami zmiany, że czują się w tej kulturze świetnie, a w centrum ich starań jest jedynie sprostanie oczekiwaniom prezesów banków co do maksymalizacji zysku. Okazało się jednak, że wszyscy wysoko uprzywilejowani bankierzy, których rekrutowano z najlepszych, najbardziej elitarnych szkół w Stanach Zjednoczonych i Europie, są tak samo przerażeni niestabilnością swoich miejsc pracy jak reszta Ameryki. Pamiętam, jak jeden z bankierów powtarzał: „Pewnie za pół roku mnie zwolnią, teraz więc pracuję jak szalony, żeby dostać ogromny bonus”.

Co jest podstawą kultury Wall Street?

Sektor finansowy to specyficzny świat wierzeń, który jako naukowiec próbowałam zdekodować. Jednym z praw jest opozycja: „szybko” kontra „wolno”. Młodzi bankierzy trafiają do świata, w którym w procesie socjalizacji stają się częścią symbolicznego „rynku finansowego” – a ten działa przecież non stop. Ich domeną jest szybkość. Z kolei instytucje zewnętrzne – regulatorzy, politycy – uważani są za przynależących do sfery „wolno”. Ważną dla bankierów wartością jest też tzw. smartness (ang. obrotność, bystrość), której nie definiuje się zdolnościami intelektualnymi, ale dyplomem dobrego uniwersytetu. Smartness charakteryzuje się agresywnością i determinacją, chociażby do tego, żeby pracować od 9 rano do 1 w nocy siedem dni w tygodniu i spać pod własnym biurkiem.

Tak jak Moritz Erhardt, stażysta z londyńskiego Merill Lynch, który zmarł z przepracowania. Dlaczego ludzie chcą to robić? Dla pieniędzy?

Częściowo, tak. Ale proszę też zrozumieć kontekst. Ludzie pracujący w finansach są uważani za najmądrzejszych na świecie, za rynkowych awatarów. Kiedy dołączają do banku, zostają wtłoczeni w ramy świata, w którym z jednej strony stają się głosem rynku, ale z drugiej, daje im się do zrozumienia, że ich praca ma wyraźny termin ważności. Ocenia się ich na podstawie ilości, nie jakości transakcji. Taka lokalna kultura prowadzi do kryzysów, niestabilności i nierówności.

Świat

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.