TK



Kto się boi niezależnego prokuratora?

Gowin| Parulski| prokuratura| Seremet

włącz czytnik
Kto się boi niezależnego prokuratora?

Mówimy o prokuratorze czy sędzim, a w istocie myślimy o sprawiedliwości. Bo to właśnie w czynnościach i kondycji etycznej osób wykonujących obie te profesje zawiera się idea traktowania podmiotów podobnych podobnie, czyli sprawiedliwości właśnie. Idea, która bywając fundamentem praworządnego państwa, pozwala jego obywatelom na domniemanie, że na straży ich osobistego bezpieczeństwa i uczciwie zgromadzonych majętności  stoi prawo.  A nie przypadek, ideologia  albo kaprys tej czy innej partii, koterii czy grupy aktualnie trzymającej władzę.

Przypadek Rywina dowiódł, że absolutnie koniecznym warunkiem zaistnienia demokratycznego państwa prawnego jest niezależna od polityków prokuratura. Jak niektórzy pamiętają, komisja sejmowa nie była wtedy w stanie uzyskać od prokuratury informacji, które pod każdym względem znacząco poszerzyłyby ławę oskarżonych. Dopiero wówczas można byłoby mówić naprawdę o aferze, a przesłuchiwany wtedy przez sejmową komisję młody prokurator nie musiałby zmuszony przyznawać, że narzędziem pracy prokuratora był telefon. Od zwierzchnika.

Zatem pomysł uzyskania niezależności prokuratury poprzez rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego był trafny, lecz niekonsekwentnie, by nie powiedzieć nieszczerze, zrealizowany. Nie minęło wiele czasu, by okazał się piarowym chwytem, a szydło wyszło z worka przy pierwszej okazji.

Rozdzieleniu funkcji nie towarzyszyło bowiem założenie: tyle niezależności ile autonomii prokuratury. Cóż to za autonomia, gdy szef nie decyduje o swoim zastępcy, budżet prokuratury ustala rząd, a nie parlament, zaś w strukturze prokuratury pozostawiono peerelowskie kukułcze jajo, a ściślej wojskową minę, która wybucha przy pierwszej sugestii jej rozbrojenia? Istnienie Naczelnej Prokuratury Wojskowej jest absurdem nie tylko dlatego, że – w porównaniu z cywilną - obciążenie w niej pracą jest rażąco niskie, przywileje większe, a administracja i funkcyjne synekury nieprzyzwoicie rozdęte. Absurd polega również na tym, że w sytuacji, gdy przychodzi prokurator kapitan do generała, żeby ustalić prawdę, kto ma większą skłonność do stawania na baczność?

Nie ma tego złego... Tragikomiczny strzał płk. Przybyła rykoszetem trafił w pozorny dylemat: więcej kontroli czy więcej niezależności w prokuraturze? Zwolennikom większej kontroli, do których zdaje się niechętnie przystał min. Gowin, godzi się przypomnieć, że praca żadnego funkcjonariusza państwa nie jest tak dogłębnie, wyczerpująco i starannie kontrolowana, jak praca prokuratora. Publicznie dokonuje jej konstytucyjnie niezawisły sąd, mający do pomocy adwokata, który ma prawny i moralny obowiązek oraz interes poddania wszechstronnej kontroli akt oskarżenia, czyli końcowy efekt pracy oskarżyciela publicznego. O jakąż tu więcej kontrolę może jeszcze chodzić?

Premier natomiast ma ustawowe prawo zwrócenia się do prokuratora generalnego w każdej sprawie z wyjątkiem – tu wykrzyknik - przebiegu konkretnego śledztwa. I tak ma pozostać, jeśli nie chcemy powrotu do czasów prokuratorów Czubińskiego, Kosztirki, Cieśluka czy Wolińskiej.

Ilekroć słychać o tzw. polityce karnej przypomina się jej pomysłodawca, sowiecki prokurator Andriej Wyszyński oraz rodzimy poczet komunistycznych działaczy w togach z czerwonymi wypustkami realizujących wytyczne aktualnych komitetów partii. Gdy do wymiaru sprawiedliwości wkracza jakakolwiek polityka, również tzw. karna, sprawiedliwość wycofuje się chyłkiem i tyle po niej, że zostaje pozór. Prokuratura niezależna sama dostrzeże nagminność czy wzrost danych bezeceństw i zareaguje wysokością proponowanej kary. Jej wymiar zależy wszak wyłącznie od niezawisłego sądu, na którego jakikolwiek nacisk przecież wykluczamy. Polityka karna, owszem, ale tylko w parlamencie, który może wprowadzić np. drakońską i pewnie  tylko lekko niekonstytucyjną  karę konfiskaty auta. Czym łatwo zmniejszy ilość nietrzeźwych kierowców, gdyż tylko pijany milioner poważy się na jazdę.

Obecnie szczytem skutecznej, sterowanej przez państwo polityki karnej jest sytuacja Michaiła Chodorkowskiego w Rosji i Julii Tymoszenko w Ukrainie. U nas całkiem niedawno bywało, że prokurator wespół z urzędnikiem skarbowym niszczył Romana Kluskę i podobnych mu biznesmenów z uwagi na ich ideologiczną obcość i niechęć do alimentowania rządzącej wówczas partii politycznej.

Szermujący argumentem, że autonomiczna i niezależna prokuratura przerodzi się w państwo w państwie, prześlepiają, iż jest ona tegoż państwa segmentem na tyle istotnym, na ile sprawiedliwość – jak głosi napis na frontonie warszawskiego sądu – jest ostoją Rzeczypospolitej. Podobnie bałamutnie brzmi zarzut, że prokuratura może stać się korporacją wyjątkową. Ona właśnie taką korporacją jest i takąż ma pozostać. Bo jej wyjątkowość polega na tym, że jest jedyną państwowo, choć niestety jeszcze nie konstytucyjnie umocowaną korporacją przeznaczoną funkcjonalnie do oskarżania publicznego innych, zgoła antypaństwowych zakonspirowanych „korporacji” -  gangów, sitw czy koterii organizowanych w celach przestępczych. To jest jej zadanie główne i trudne w czasach kryzysu i globalizacji. Pojedynczych złoczyńców oskarża niejako przy okazji, co piszę bez ironii i lekceważenia.
Wymiar sprawiedliwości dość długo wydostaje się z opłotków PRL, gdyż nie miał swojego Balcerowicza. Czy będzie nim nazwany przez premiera „pozytywnie zakręconym” Jarosław Gowin? Obecny minister sprawiedliwości wobec prokuratury ma sytuację zdaje się niepowtarzalną z dwóch powodów.
Po pierwsze, na czele prokuratury stanął kompetentny prawnik wyróżniający się kulturą osobistą, jasnością argumentacji oraz wyraźną bezstronnością. Tę ostatnią Andrzej Seremet okazał przy okazji krytyki obecnego usytuowania Naczelnej Prokuratury Wojskowej, nie dezawuując przy tym pracy jej szefa, gen. Krzysztofa Parulskiego. A miał po temu i powód, i spectrum różnorakich argumentów. Widać wyraźnie, że prokurator generalny w bezstronności i niezależności stanu prokuratorskiego upatruje główny cel zmian i nie interesuje go bycie czyimkolwiek dworakiem, nawet prezydenta.

Po drugie, mimo usilnych, zarówno medialnych jak i zakulisowych prób szczucia na siebie Andrzeja Seremeta i szefa Krajowej Rady Prokuratury Edwarda Zalewskiego, Rada stanęła na wysokości zadania. W tym szczuciu, poza Januszem Palikotem, odważnie, choć z pewnych względów nieroztropnie, błysnął były minister sprawiedliwości  prof. Leszek Kubicki i - jakże by inaczej - czołowy harcownik rządzącej partii, poseł  Stefan Niesiołowski mając za sojusznika posła Palikota. Panowie ci de facto optowali za usunięciem Seremeta nawet za cenę pozbawienia stanowisk obu adwersarzy. Tymczasem Rada całkiem rozsądnie nie nadała sobie prawa mediacji, suflowanego nota bene przez prezydenta, co w świetle i faktów i prawa byłoby ewidentną uzurpacją. Równocześnie wyraziła dezaprobatę dla bezprecedensowego zachowania gen. Parulskiego.

Co najważniejsze, Rada otwarcie wsparła pilność zmian w ustawie mających na celu całościowe uregulowanie pozycji prokuratury wzmacniające jej niezależność. Nie wypadało jej zgłosić w tym momencie postulatu konstytucyjnego zapisu statusu prokuratury, ale zrobi to, tuszę, niechybnie prawnicza communis opinio doctorum. Oraz Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów Ad Vocem, które wprawdzie nie zabrało na razie głosu, ale w przyszłości....nazwa przecież zobowiązuje.

W zaistniałej sytuacji prezydent zmuszony został do wycofania wcześniejszego, nieudolnie kamuflowanego poparcia swojego, wcześniej awansowanego na generała, faworyta. Nota bene to poparcie nie dziwiło nikogo, kto pamięta rok temu odznaczenie Orderem Polonia Restituta prokuratora Pannerta, nazywanego przez olsztyńskich opozycjonistów Zarako-Zarakowskim stanu wojennego. W finale personalnej awantury, której finał Pałac projektował zupełnie inaczej, prezydent zaakceptował propozycję personalną Seremeta.

Na koniec dwie uwagi do sztambucha członków Krajowej Rady Prokuratury. Elita zawodu oskarżyciela publicznego powinna pamiętać, że kiedyś upór dwóch dziennikarzy, Boba Woodwarda i Carla Bernsteina oraz jednego niezależnego jak diabli prokuratora, Archibalda Coxa, doprowadził do upadku prezydenta Nixona za łamanie prawa. Również warto pamiętać, że przecież nic tak nie podnosi autorytetu prokuratury, jak stosunek tego – hermetycznego i słusznie wyróżnionego przywilejami płacowymi i emerytalnymi - środowiska do osądzania nieprawości popełnionych przez jego członków. Jawność zatem postępowań dyscyplinarnych nie tylko pełniłaby funkcję prewencji generalnej, ale równocześnie znacząco zwiększyłaby cenny społecznie autorytet niezależnej prokuratury.

Minister Gowin, niegdyś szef istotnego miesięcznika, optował na rzecz poglądu, który można streścić następująco: niezależność wzmacnia odwagę odmowy czynienia zła, która – będąc herbertowską kwestią smaku – bierze się z chęci zachowania do siebie szacunku. Można odnieść wrażenie, że panowie Seremet i Zalewski w kwestii niezależności wyznają pogląd zbliżony. Co dobrze rokowałoby przyszłemu, znowelizowanemu statusowi prokuratury i niezależności każdego oskarżyciela publicznego.

Oby jednak obaj panowie mieli więcej do powiedzenia niż politycy. Ci zwłaszcza, którzy dobrze pamiętają kazus Archbalda Coxa. Ale nie pomni minionych i nowszych, Rywinowych doświadczeń uważają, że w nawet demokratycznym państwie prawnym istota państwa sprowadza się nadal do kierowniczej roli partii rządzącej nim w każdym wymiarze. Sprawiedliwości również.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


Piotr Rachtan | 03-02-12 13:58
Instytucją prokuratora generalnego została w Polsce zaimplementowana w 1950 roku. Przedwojnie nie znało tej instytucji. Może wrócić do wzoru sędziego śledczego?

Konrad | 04-02-12 21:16
W 100% rację ma R.Kalisz mówiąc, że obecnie funkcjonujący model prokuratury wywodzi się z czasów stalinowskich i nie ma takiego modelu w cywilizowanej Europie.Metody pracy prokuratorów również sięgają tych czasów.Jako dowód króluje pomówienie, a metoda pracy śledczej areszt tymczasowy (sądy klepią praktycznie wszystkie wnioski).Ilość kompromitacji tej instytucji jest niespotykana w żadnym państwie prawa, żeby wspomnieć sprawy Olewnika, prof. Podgórskiego, p.Kluski, prezesów stoczni szczecińskiej,białoruskiego opozycjonisty, czy ,co jest najgorsze, setek niewinnie oskarżonych i przetrzymywanych w aresztach zwykłych obywateli.W Polsce dano prokuraturze niezależność ale nie poszła za tym odpowiedzialność za działania, co w praktyce zapewniło całkowitą bezkarność prokuratorom, a poczucie bezkarności demoralizuje.Stworzono korporację,,Państwo w państwie''(warto obejrzeć na Polsacie). Radzę autorowi zapoznać się ze statystykami ETPC i Eurostatu w zakresie wymiaru sprawiedliwości, bo wygląda na to, że jest oderwany od rzeczywistości. Jedynym rozwiązaniem tej patologii jest nowa ustawa i całkowita zmiana roli prokuratora poprzez wprowadzenie instytucji sędziego śledczego oraz zmiany kpk i kk.