TK



Mankamenty demokracji przedstawicielskiej

Abraham Lincoln| Arend Lijphart| Ateny starożytne| demokracja bezpośrednia| demokracja przedstawicielska| Indeks Transformacji Fundacji Bertelsmanna| Joseph Schumpeter| obietnice wyborcze| partie polityczne| Paul E. Meehl| Philippe Schmitter| Piotr Uziębło| poliarchia| preferencje| Robert A. Dahl| równość szans

włącz czytnik

Wertykalny łańcuch delegacji władzy i preferencji nie kończy się jednak na dwóch, dopiero co opisanych, ogniwach. Prócz preferencji wyborców, etapu głosowania, są jeszcze etapy: transformacji wyniku głosowania w liczbę zdobytych miejsc w organach władzy (np. parlamentach, rządach), realizacji polityki w trakcie kadencji oraz rekurencyjnego powrotu do utrwalania czy korygowania preferencji wyborców przed kolejnymi wyborami. Zilustrować można to następująco:

Preferencje ↔ wybór → selekcja → realizacja → polityki → preferencje

Źródło: G. Bingham, The Chain of… s. 92

Etap trzeci, czyli odzwierciedlenie wyniku wyborczego, a więc także preferencji w podziale miejsc w różnych kolegialnych organach, zależy oczywiście od typu prawa wyborczego, które zostanie przyjęte. To kwestia uznania zasady większości, przy której zdominują politykę, jak się nietrafnie twierdzi, preferencje większości obywateli lub przyjęcia zasady proporcjonalności, w sytuacji, w której — jak napisał Arend Lijphart — pod uwagę będą brane preferencje „tak wielu, jak to możliwe”. Powstaje zasadnicze pytanie, dlaczego, jak się raczej uważa, system proporcjonalny miałby lepiej odzwierciedlać czy raczej krystalizować preferencje obywateli. Czy lepiej — z tego punktu widzenia — jest, gdy istnieje więcej partii i opcji w politycznej grze, czy może wystarczą dwie albo nawet jedna, ta dominująca. System jedynej partii czy partii dominującej, choć może starać się zaspokajać większość autentycznych podstawowych preferencji (np. całymi latami w Singapurze), nie może być brany pod uwagę, bo to demokracja bardzo słaba, jeśli jeszcze w ogóle nią jest. Rywalizacyjność, a zatem i odpowiedzialność władzy nie istnieją, tak jak zapewne również fasadowy jest horyzontalny mechanizm checks and balances. Systemy większościowe, z którymi wiąże się istnienie niewielkiej liczby partii w parlamentach, są oczywiście wysoce dysproporcjonalne, tak jak te quasi-proporcjonalne, czyli z wysokimi sztucznymi progami zaporowymi (powyżej 7%), czy naturalnymi, a więc z wyjątkowo małą liczbą mandatów do podziału w okręgach wyborczych. To eliminuje z państwowej polityki mniejsze partie. Jeśli one jednak istnieją i mają swoich wyborców mimo nieprzekraczania progów, to skoro zgodnie z założeniem demokracji przedstawicielskiej, że to one krystalizują preferencje wyborców, ich brak w ciałach przedstawicielskich jest ewidentną dyskryminacją jakichś preferencji.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.