TK



O problemach polskiego ustawodawstwa

legislacja| projekty ustaw

włącz czytnik

Rok 1989 to czas nie tylko przełomowy w polskiej historiografii, ale i w polskim prawie. Wraz z jego przyjściem rozpoczął się długi i pracochłonny okres reformowania struktur tworzenia prawa i przebudowy całego systemu prawa w ogóle. Jednym z czynników, które zmusiły polskiego prawodawcę do wyżej wspomnianych reform była przede wszystkim nowa ustawa zasadnicza,      do której należało dostosować przepisy prawa obowiązującego, a także stworzyć zasady nowego procesu legislacyjnego. Mimo wielu lat pracy i zmian w polskim ustawodawstwie, które zdaje się winny były doprowadzić do niezawodnych rozwiązań prawnych, jego jakość w dalszym ciągu budzi powszechny niepokój. Dlaczego tak się dzieje?

Żaden z europejskich systemów prawa nie jest pozbawiony wad, jednakże podczas porównania ilości wydanych ustaw w Polsce, do tych wydanych w innych państwach europejskich, zarówno w sensie ilościowym jak i pod względem szczegółowości polskiego ustawodawstwa, rażąca staje się nadprodukcja ustaw i mnogość przepisów prawnych. Co nie mniej ważne, przepisy te z reguły są dość niejasne i zawiłe, co dla zwykłego obywatela staje się niemożliwe do zrozumienia bez pomocy wiedzy specjalisty. Problemem jest tutaj łatwość z jaką możliwe jest zmienianie prawa, bo choć sama procedura legislacyjna jest dość skomplikowana, to towarzyszący inicjatywie ustawodawczej pośpiech prowadzi wielokrotnie do tworzenia regulacji prawnych niekompletnych i nieprzemyślanych. Prowadzi to m.in. do niespójności polskiego prawa (tak pod względem aksjologii jak i spójności prakseologicznej) oraz jego dezintegracji, przez co rozumieć należy skupianie się ustawodawcy na pojedynczych ustawach, często regulujących wąskie dziedziny spraw, a nie koniecznie już zgodnych z procedurami wcześniejszymi i ogólniejszymi. Wypiera się więc regulacje o charakterze zasadniczym, zatraca się szacunek do wielkich kodyfikacji, kosztem tworzenia prawa naszpikowanego wyjątkami i naruszającymi porządek ustawodawstwa fundamentalnego, skupiając się na interesach poszczególnych ministerstw. Jest to   o tyle niebezpieczne, że zaciera się znaczenie prawa jako elementu, który winien wskazywać jasne zasady postępowania, porządkować ład społeczny.

Spójności prawa nie sprzyja także fakt jego upolitycznienia. Udział prawników w procesie tworzenia prawa uległ raczej zmarginalizowaniu na przestrzeni lat, czego wynikiem są ustawy skomplikowane i nieprzejrzyste, tworzone przez chcących szybkiego i efektywnego wyniku polityków. Proces prawodawczy jest niezwykle żywiołowy, prowadzący do powstawania ciągle to nowych przepisów, stanowiących nowelizacje bądź poprawki do przepisów wcześniejszych. Zwraca się także uwagę na znikomą obecność społeczeństwa w procesie tworzenia prawa, a więc kwestionowany jest jego demokratyczny charakter. Prawo uznaje się za „nałożone” na obywatela, bez przeprowadzenia wcześniejszego dialogu ze społeczeństwem. Owszem, prawo tworzą wybrane demokratycznie instytucje, postawić jednak należy pytanie: czy są one w stanie wykalkulować kwestie istotne dla społecznego interesu bez przeprowadzania debaty publicznej?

Praktyka, którą można by oprzeć chociażby na głośnym ostatnio problemie „ACTA”, wyraźnie pokazuje niezadowolenie społeczeństwa oraz to jak wielka jest potrzeba odbudowania autorytetu władzy i prawa samego w sobie. Legalistyczny model tworzenia prawa, nie może być oparty tylko na niezbędnych ku temu instytucjach, ale musi też tworzyć podstawy pod rozległą opiniotwórczość i dyskusję publiczną nad wprowadzanymi zmianami, co zwiększy autonomie prawa i jego autentyzm  jako prawa powstałego za społeczną zgodą i w interesie społeczeństwa.

By zapobiec problemowi tworzenia licznych poprawek i nowelizacji, należałoby w pierwszej kolejności zbadać jak dane ustawy funkcjonować będą w społeczeństwie, powinno się wyzbyć pewnego rodzaju przypadkowości wiążącej się z brakiem oceny skutków jakie nieść będą ze sobą wprowadzane regulacje prawne. W końcu należy też zwiększyć odpowiedzialność redaktora za tekst prawny, za wady polskiego prawodawstwa, co ostatecznie wyszłoby na dobre wszystkim, zarówno obywatelom, dla których przepisy stałyby się bardziej przejrzyste, jak i dla państwa, które zaoszczędziłoby koszta ponoszone ostatnimi czasy na rzecz obywatela, wynikające ze stanowiska sądów, uważających, że nikt inny nie powinien ponosić odpowiedzialności za „złe prawo”, niż sam ustawodawca i jest to stanowisko według mnie jak najbardziej słuszne.

Red.: Autorka jest studentką Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, działa w Europejskim Stowarzyszeniu Studentów Prawa ELSA Poland

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.