TK



Prawo Gogola. Artykuł X: O długach karcianych

długi| dłużnik| gra w karty| hazard| Mikołaj Gogol| szuler

włącz czytnik
Prawo Gogola. Artykuł X: O długach karcianych

Prawo od czasów antycznych nie chroni zobowiązań powstałych przy prywatnym hazardzie, traktując je jako niepełne vel naturalne. Starożytność, znając zwodnicze uroki gry w kości, wyposażyła następne epoki w oręż przeciw podobnym sporom, na przykład karcianym, lub – w czasach dzisiejszych – wynikłym z gier elektronicznych w internetowym podziemiu. Nie dotyczy to oczywiście długów karcianych we współczesnym ujęciu tego słowa, a związanych z pretensjami banków wobec niesolidnych posiadaczy kart kredytowych. W tym artykule zajmiemy się wyłącznie kartami tradycyjnym, z papieru…

Jak kiedyś wspomniałem, Gogol wkuwał w gimnazjum prawo rzymskie, z czego wynika, że musiał znać definicję obligationes naturales, bo to ABC kursu tego przedmiotu. Że znał ją bardzo dobrze, to pewne… Jeden z utworów jego pióra wyjaśnia ten problemat równie dobrze jak wykład lub podręcznik. Jest to krótka, dynamiczna sztuka: nosi tytuł „Gracze”. Występują w niej sami faceci, atmosfera jest trochę westernowa, czasy te same (pierwsza połowa XIX wieku), tyle, że to Rosja, a nie Ameryka. Popatrzmy! Kurtyna idzie w górę…

Zawodowy szuler Ichariew przybywa do miejskiego zajazdu ze sługą, Gawriuszką. Wypytuje zaraz hotelowego chłopca, Aleksego, czy wśród gości są jacyś karciarze i dostaje potwierdzenie: trzech gra. Ci zaś – Pocieszliwy i dwóch kompanów – też pilnują swego: indagują Gawriuszę, a ten nieopatrznie chwali pryncypała, że ograł niedawno pewnego pułkownika na 80 tysięcy rubli. Obie strony na osobności zacierają ręce, tyle, że Ichariew wcześniej dał hotelowemu setkę rubli i talię znaczonych kart. Kiedy doszło do spotkania i propozycji zrobienia „banczku”, a Ichariew zawołał o karty, nie dziwota, że dostarczył je ekspresowo rzeczony boy Aleksy. Gra się rozpoczęła, stawki szybko rosły, ale rósł też niepokój trójki graczy, którzy co rusz prosili o przerwę. Przyczyna: zorientowali się, że karty są znaczone, i nici z obłupienia czwartego. Oświadczywszy wprost Ichariewowi: „Dość tego marnowania pańskiej energii!”, pochwalili go setnie („Widzieliśmy kunszt pański…”), acz nie bez przymilania się („Swój swego zwącha po węchu”). Na koniec przemówił Pocieszliwy: „W imieniu mych kolegów ofiaruję panu przyjacielski sojusz. Zespoliwszy wiedzę i kapitały, będziemy mogli działać bez porównania skuteczniej niźli w pojedynkę”. Oferta została przyjęta. Po wymianie doświadczeń przy kieliszku nastąpiła niewesoła konstatacja, że w zajeździe brak kogoś do „obębnienia”. Owszem, jest na sali ogólnej bogaty ziemianin Głow, tyle że leciwy, nie pijący i wróg kart. Ichariew nalegał jednak na Pocieszliwego, by go sprowadzić, bo nigdy nic nie wiadomo, polecił też pozostałym dwóm, by z boku i po cichu zabawiali się „karciętami”.

Poprzednia 123 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.