TK



Prawo Gogola: Artykuł XVI. O towarzystwach dobroczynnych

"Martwe dusze"| darczyńca| dobroczynność| filantropia| Mikołaj Gogol| Rosja

włącz czytnik

W „Martwych duszach”, powstałych parę lat wcześniej, znajdujemy kilka akapitów, które pozwalają sądzić, że Gogol miał nienajlepsze zdanie o filantropii prywatnej czy, innymi słowy, obywatelskiej. O ile w publicystyce przedstawił sprawę z kilku stron, o tyle w powieści zrobił to jednostronnie i ponuro. Sam początek szlachetnego przedsięwzięcia, owszem, pobrzmiewa tonacją radosną, nawet nieco filuterną („Ni z tego, ni z owego, niech tylko wiatr powieje, założymy nagle towarzystwo dobroczynności, opieki i licho wie jakie”). W kolejnym zdaniu atmosfera jest już inna („Cel będzie piękny, a przy tym wszystkim nic z tego nie wyjdzie”). Mimo tak minorowych zapowiedzi, stan ducha założycieli towarzystwa wydaje się niezły („Jesteśmy z siebie bardzo kontenci na samym początku”), sądzą oni mianowicie, że – mając za sobą formalne przeszkody związane z utworzeniem instytucji – przebrnęli przez najgorsze. Tak wcale nie jest, wokół toczy się bujne życie z jego towarzyskimi realiami, wobec czego „ofiarowawszy znaczne sumy, natychmiast dla uczczenia tak chwalebnego postępku wydajemy obiad dla wszystkich dygnitarzy miejskich…”. Co tam obiad! – jesteśmy gotowi protestować, ale Gogol podaje, że cena obstalunku odpowiadała „połowie ofiarowanych sum”. I tak została jeszcze druga połowa! – może wyliczyć ktoś biegły w rachunkach, niemniej autor wcale nie zakończył opisu trwonienia statutowego majątku. Oto punkt kolejny, przedostatni: „za resztę wynajmuje się zaraz dla komitetu wspaniałe mieszkanie z opałem i stróżami, za czym z całej sumy pozostaje dla biednych pięć i pół rubla”.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.