TK



Żeby biurokracja działała lepiej trzeba dać jej mniej do roboty

administracja| biurokracja| Donald Devine| Reagan

włącz czytnik
Żeby biurokracja działała lepiej trzeba dać jej mniej do roboty

Aby gruntownie rozwiązać problem biurokracji potrzeba użyć taktyki topora bitewnego: wejść i rozbić instytucję na kawałki. Za późno uświadomiłem sobie, że trzeba zrobić to szybko i na początku. Ale powiedzmy sobie szczerze – taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Nie ma dobrych powodów, żeby robić reformę biurokracji. Nikt ci za to nie podziękuje, a koszty będą ogromne – mówi Donald Devine, ekspert Heritage Foundation.

Nazwano pana „złowieszczym mieczem dla administracji publicznej?” (Terrible Swift Sword of Public Administration). Dlaczego?

Donald Devine: Washington Post nazwał mnie w ten sposób, a ta gazeta jest głosem biurokracji.

Co właściwie kryje się za tym określeniem?

Jego wydźwięk jest bardzo negatywny. Oznacza kogoś w stylu religijnego fanatyka, choć ma też pozytywną konotację. Sformułowanie występuje w bardzo popularnej piosence o Johnie Brownie, abolicjoniście, wielce kontrowersyjnej postaci, który pod wieloma względami był bohaterem. Ta pieśń stała się hymnem Północy podczas wojny secesyjnej.

Kilka dni temu The Economist skrytykował Polskę za przerośniętą biurokrację, zwracając uwagę, że plan ograniczenia jej był od początku kadencji rządu Donalda Tuska zbyt skąpy i że niewiele zostało zrobione. Jak panu udało się obciąć biurokrację?

Kluczem do sukcesu było to, że Ronald Reagan był prezydentem [śmiech]. Taka zmiana nie nastąpi bez woli i determinacji najwyższego rangą przywódcy – to jest absolutnie konieczne. Byłem częścią programu Reagana, prezydent powiedział mi ogólnie co mam zrobić:  obciąć biurokrację, zlikwidować przywileje emerytalne i zdrowotne urzędników oraz wprowadzić motywacyjny system wynagrodzeń. Plusem współpracy z Reaganem było m.in. to, że on delegował zadania, ale nie wtrącał się jak mają zostać wykonane. Jeśli komuś ufał, to dawał mu wolną rękę. W czasie mojego urzędowania dzwonili do mnie nawet ludzie z Białego Domu przestrzegając żebym nie był zbyt radykalny, żebym nie szedł za daleko. Sugerowali przy tym, że mówią w imieniu prezydenta. Ja jednak znałem Reagana jeszcze z kampanii w 1976 r. i, wiedząc że mam jego poparcie, robiłem swoje.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.