Publicystyka



Prawo Gogola: Artykuł XII. O zatrudnieniu w administracji rządowej

Aleksander II| gubernia| Mikołaj Gogol| Mikołaj I| Rosja

włącz czytnik
Prawo Gogola: Artykuł XII. O zatrudnieniu w administracji rządowej
Mikołaj I w powozie przed Pałacem Aniszkowa, 1820, autor nieznany. Źródło: Wikimedia Commons

Całe dorosłe życie Mikołaja upłynęło pod berłem jednego władcy; Mikołaj I przeżył go o kilka lat: zmarł po trzydziestoletnich rządach, których wyróżniającą cechą był brak znaczących reform.

Czy jednak ówczesna Rosja była rzeczywiście państwem, nie wymagającym zmian? – takie pytanie nasuwa się samo przez się. Odrzuciwszy możliwe odcienie interpretacyjne, poprzestańmy na dwóch przeciwstawnych odpowiedziach. Pierwszej, na „nie” udzielił – czynem – kolejny car, Aleksander II, wprowadzając energiczne zmiany w kwestii chłopskiej i organizacji sądownictwa. Drugą, na „tak” – piórem – dał Gogol uważając swój kraj, wyłączając plagę łapownictwa, za tak doskonale ukształtowany, że jakiekolwiek zmiany mogły go tylko popsuć. Nie tylko monarcha, ale i szlachta rosyjska, także prawosławne duchowieństwo, nie wspominając już o prostym ludzie, byli nosicielami wartości, które gdzie indziej doznały szwanku lub poszły w zapomnienie.

Nie może więc nas dziwić, że w artykule napisanym w roku 1845 Mikołaj Wasyljewicz doszedł do wniosku, że pomysł podziału Imperium na gubernie nie pochodził tylko od ludzi. By nie być gołosłowny, posłużę się cytatem: „Im bardziej człowiek wpatruje się w organizm administracji guberni, tym bardziej wprawia go w podziw mądrość założycieli: powiada się, że sam Bóg konstruował ją w sposób niewidzialny rękami monarchów”. Po takim wyznaniu całkiem naturalna jest kolejna konstatacja pisarza: „Wszystko jest kompletne, wystarczające, wszystko jest zbudowane właśnie tak, aby urząd sprzyjał dobrym działaniom”. Jasnym jest więc, że skoro wszystko toczy się dobrym torem, to należy trzymać z daleka tych, co mogą temu zaszkodzić, nawet jeśli ich intencje będą dobre, bo tłumaczone nowymi zadaniami, polami działania, potrzebami etc. Powiedzmy jednak, że jakiś nowy gubernator – cóż, Czytelnik i tak nazwie ten urząd po swojemu – zechce przybrać sobie kilku nowych ludzi, by robota, oczywiście ku dobremu, poszła jeszcze sprawniej. I wtedy rozlega się głośne wołanie szeroko znanego autora: Koniec z tym! Basta!

Jakież w takim razie są Twoje racje, szanowny twórco? – burknie w przypływie łaskawości ówże gubernator. I usłyszy wcale niespeszony głos: „Ja nawet nie mogę się domyśleć, do czego jest potrzebny jakiś dodatkowy urzędnik; każda nowa osoba byłaby tutaj nie na miejscu, wszelka innowacja – jest zbytecznym wtrętem”. Jak sami możemy stwierdzić, ów głos protestu dotyczy sprawy, która – niezałatwiona – trwa przez całe wieki, wyłączając czasy pierwotne, kiedy to, z racji nieznajomości pisma u tamtych pokoleń, urzędnicy potrzebni nie byli.

Poprzednia 123 Następna

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.