Publicystyka



Walcz z Rosją – jedz jabłka!

embargo| Grupy Producentów Rolnych| jabłka| Marek Sawicki| Rosja| Samuel Smiles| sankcje| Ukraina

włącz czytnik

Obniżka kosztów w takich wypadkach jest oczywistością. Podział pracy pozwalał na zajmowanie się kilkoma rzeczami jednocześnie, co oszczędzało czas i zwiększało wydajność „spółdzielni”. W cztery lata opanowali lokalny rynek, co wystarczyło na godne życie wszystkich uczestników przedsięwzięcia. Nie korzystali z pomocy żadnych pośredników, sery sprzedawali we własnym sklepie w miasteczku, biznes kwitł.

Kiedy dziś słyszę narzekania rolników na skandalicznie niskie ceny oferowane im przy skupie przez koncerny przetwórcze – przypominają mi się owi francuscy serowarzy.

To prawda, że jest skandalem gdy cena skupu jest dziesięciokrotnie niższa od ceny detalicznej, ale któż taką sytuację wytwarza?

Czy nie są jej współtwórcami sami rolnicy, którzy biernie czekają na firmy odbierające ich produkty i z płaczem, ale godzą się na postawione warunki „nie mając wyjścia”?

A gdyby odmówili sprzedaży? Nie ma takiej firmy na świecie, która w kilka dni zdążyłaby sobie zagwarantować dostawę z innego źródła z podobną opłacalnością. Musiała by się dogadać.

No tak, ale co w sytuacji gdy Nowak nie sprzeda, a wykorzysta to Kowalski i sprzeda dwa razy więcej? Nie zarobi, bo cena podła, ale przynajmniej będzie się cieszył, że Nowakowi zgniło.

Co zrobić, by jakakolwiek wzmianka o współpracy nie kojarzyła się polskiemu rolnikowi z kołchozem, a on sam przestał być karykaturą Ślimaka?

Jak trafić do sadownika, który słusznie klnie, że za jabłko  płacą mu kilkanaście groszy za kilogram, a który wystawiając je na własnym straganie przy drodze żąda za kilo 10 złotych „bo po tyle są w mieście”? A gdyby wystawił po 5 zł? Może sprzedałby więcej?

A co gdyby jednak dogadał się z Nowakiem i pracowaliby razem? Doprosiwszy Wiśniewskiego i Dąbrowskiego mogliby stworzyć spółdzielnię dyktującą warunki firmom, a z czasem nawet je zastępującą. Nie? Mam wrażenie, że tak. Doświadczenia rolników francuskich i niemieckich (innych nie znam) potwierdzają moje przypuszczenie.

Wspólna praca to jednoczesne mniejsze obciążenie nią dla pojedynczego człowieka. Może przy takim systemie Nowak znalazłby czas, by pojechać do stolicy i spróbować rozmów z attache handlowymi z ambasad azjatyckich krajów, w których jabłka od dawna są towarem dobrze widzianym? Ci panowie w końcu od tego są. Po co czekać, aż pan minister wpadnie na taki „rewolucyjny pomysł”? Wówczas  jakiekolwiek embargo nie byłoby takie straszne. A znając życie, w takiej sytuacji i Rosja szybko by się „przeprosiła” z polskimi towarami wiedząc, że jedynie zubaża swój rynek nie odnosząc sukcesu politycznego. To oczywiście obraz uproszczony, ale chcę tylko zasygnalizować ideę. Ministerstwo zajmujące się wyłącznie „załatwianiem dotacji” polskiemu rolnictwu na dobrą sprawę szkodzi.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze


Piotr Rachtan | 28-07-14 12:28
Na świecie już dawno wymyślono tzw. Grupy Producentów Rolnych. Opisałem to w 2009 roku w tekście opublikowanym m. in. w Kontratekstach (http://kontrateksty.pl/index.php?action=show&type=news&newsgroup=6&id=4848). Przytoczę mały fragment:
[...]W starej unijnej Piętnastce proces łączenia się rolników w grupy trwa od 30 lat. Szacuje się, że GPR mają tam 9 mln członków. Niektórzy rolnicy należą do kilku grup, np. producent zboża może jednocześnie być w spółce handlującej nasionami, sprzedającej ziarno i tej, która zajmuje się jego przerobem. Dzięki temu rolnicy unijni zgarniają marżę pośredników, co zwiększa ich dochody. Mogą więc sprzedać taniej zboże, bo zarabiają na jego przetwórstwie.
Dla Komisji Europejskiej, która popiera tworzenie grup, to czysty zysk. Liczy, że dzięki temu zmniejszy dotacje z budżetu dla rolników. W sumie w tej chwili w krajach Unii grupy producentów dostarczają rolnikom ponad połowę środków do produkcji, a sprzedają ponad 60 proc. wytworzonych przez nich produktów. W czołówce najlepiej zorganizowanych krajów jest Holandia i Belgia, które sprzedają ponad 70 proc. produktów. Najgorzej jest w Portugalii – tylko 4 proc., i w Polsce – 2 proc.
Według Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi 11 sierpnia 2009 r. w Polsce zarejestrowanych było 447 grup producentów rolnych – od listopada 2008 ich liczba wzrosła o 76. Zdecydowana większość GPR działa w formie spółki z o.o. (271) oraz spółdzielni (124), zrzeszenia i stowarzyszenia są nieliczne (52). Według opracowania Krajowej Rady Spółdzielczości najwięcej GPR działa – jakże by inaczej – w województwie wielkopolskim: aż 76. W czterech województwach zachodnich (wielkopolskie, kujawsko-pomorskie, dolnośląskie i opolskie) zarejestrowanych było latem tego roku 237 grup, a zatem ponad połowa działających w Polsce! Na drugim krańcu jest – to też nie jest niespodzianka – ściana wschodnia: województwo lubelskie – 15, podkarpackie – 14, podlaskie – 12, świętokrzyskie – 6. Choć niewiele więcej jest w łódzkim (8), małopolskim – (10) i – to jest pewna niespodzianka – w śląskim zaledwie 12. [...]
***
3 sierpnia 2014: wykaz GPR liczy 1062 pozycje. Szalony wzrost nastąpił w województwie świętokrzyskim – z 6 do 18. Wszystko przed naszymi rolnikami.