Publicystyka



Wróblewska: Iść na radnego

Białołęka| dzielnica| partie polityczne| programy wyborcze| radny| Szybka Kolej Miejska| Warszawska Struktura Samorządowa| wybory samorządowe| władza lokalna

włącz czytnik

W stolicy powstała Warszawska Struktura Samorządowa, która skupia grupy kandydatów na radnych niezależnych od partyjnych polityków. Trzeba było uszyć jakąś czapkę nad terenowymi społecznikami, bo w istniejącej ordynacji wyborczej praktycznie nikt z t.zw. niezależnych nie miałby szans wejść do władz miasta. Działacze tych pozapartyjnych organizacji mówią, że zasadniczo różnią się od kandydatów partyjnych, choćby dlatego, że samorządowcy nie mają nad głową żadnej decyzyjnej „góry”. Nikt im nie mówi po linii partyjnej jak mają głosować, co popierać, co odrzucać. Radni partyjni uważają, natomiast, że właśnie oni są bardziej skuteczni w działaniu, bo decyzje uzgadniają i nie tracą czasu na puste gadanie w czasie sesji plenarnych.

W Ratuszu rządzą partie polityczne i prawda jest taka, że partyjni radni w dzielnicach, którzy stanowią większość, zwykle podejmują takie decyzje jakie otrzymali w partyjnych dyrektywach. Jeśli radny na dole miałby inne poglądy niż partyjna góra, przewodniczący może mu „przemówić do rozumu”. A jeśli będzie się za bardzo stawiał, przypomni kto układa listy wyborcze. I był w naszej Dzielnicy radny, jeden z najaktywniejszych, którego PO w poprzedniej kadencji nie wystawiło bo nie był dość pokorny. Wystartował z listy samorządowej i tam startuje ponownie. U nas – mówią radni nie partyjni, głosuje się na człowieka a nie na listę partyjną. Nieco podobnie jak w systemie wyborów jednomandatowych – wybieramy pana X bo wiemy kim jest i jak potrafi walczyć.

Właśnie o to walczenie chodzi. Przejrzałam parę ulotek niezależnych kandydatów i widzę, że ta „walka” to nic innego jak obietnice że kandydat załatwi to wszystko czego nie udało się załatwić w poprzednich kadencjach. Jak będą „walczyć”? Głosować w czasie sesji, przypominać urzędnikom. Kiedy pyta się radnych  czego dokonali w minionej kadencji, opowiadają jak dzwonili czy pisali do urzędników, żeby przyspieszyć obiecane inwestycje. Radny jest tym lepszy im bardziej uda mu się wypchnąć innych z kolejki do obiecanych pieniędzy na inwestycje. Co mogą zrobić? Mogą przypominać urzędnikom o ulicach, parkingach, komunikacji itp., słowem o tym co urzędnicy świetnie wiedzą, ale na co im nie starcza pieniędzy.

Nękanie telefonami urzędników może być o tyle pożyteczne, że urzędnik w administracji z zasady nie ma interesu w tym, żeby działać więcej i szybciej. W mojej okolicy, ku naszemu zdumieniu, w jeden weekend kiedyś zrobiono nową nawierzchnię na ważnej ulicy przelotowej, która od dawna miała straszne dziury. Okazuje się, że na sukces tego weekendu złożyło się 2,5 roku molestowania urzędy telefonami przez jednego z radnych.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.