TK



Anonimowi tomiści

"Solodarność"| Jadwiga Staniszkis| Józef Tischner| Konstytucja| OMP| Robert D. Putnam| Samuel Huntington| Zbigniew Stawrowski

włącz czytnik
Anonimowi tomiści

Tekst powstał w ramach projektu Centrum pro studium demokracie a kultury z Brna i Ośrodka Myśli Politycznej „Wartości w polityce i społeczeństwie. Podstawowe pojęcia polityki w polskiej i czeskiej perspektywie”, realizowanego dzięki wsparciu Forum Czesko-Polskiego.

Przez wieki dobro wspólne było czymś oczywistym. Nawet jeśli nie udawało się go nigdzie odnaleźć, to nikt nie kwestionował tego, że gdzieś przecież istnieje. Tradycja klasyczna i chrześcijańska były zgodne: celem życia człowieka jest dobro, które przewyższa zarówno dobro pojedynczego człowieka, jak i sumę takich dóbr. Oświecenie, które zrywało w wielu punktach z dziedzictwem Aten i Jerozolimy, nie tylko tego nie zmieniło, lecz uczyniło dobro wspólne jednym z trzech filarów – obok woli powszechnej i metody demokratycznej – własnej koncepcji polityki. Jean-Jacques Rousseau dostosował jedynie dawne koncepcje do nowych warunków.

Dopiero wiek XX zaczął dekonstruować pojęcie „dobra wspólnego”, wskazując za Josephem Schumpeterem na fundamentalny kłopot z jego definicją i swoisty brak realizmu (realna polityka – wszyscy to wiemy – nie dąży przecież do żadnego dobra wspólnego). W konsekwencji nowoczesna politologia pozbyła się mglistego i utopijnego „dobra wspólnego”, a także – równie mglistej i utopijnej – „woli powszechnej”, ograniczając analizę systemów politycznych do ostatniego filaru oświeceniowej wizji polityki: metody wyboru reprezentacji politycznej. Co więcej, ową metodę – w zgodzie z zaleceniami Schumpetera – analizowano tak, jak analizuje się konkurencję producentów (polityków) o klienta (wyborcę). Doprowadziło to do tego, że w koncepcjach – jakie rozwijał np. Samuel Huntington w klasycznej książce o Trzeciej fali demokratyzacji czy z zupełnie z innej strony Carl Schmitt w Pojęciu polityczności – dobro wspólne zostało odrzucone. Ponieważ jednak natura nie znosi próżni, to, co wyparte, powraca, ale powraca pod nowymi, początkowo nierozpoznanymi postaciami. Czym innym bowiem jest „kapitał społeczny”, który szturmem zdobył rynek naukowych i politycznych idei, jeśli nie nowym wcieleniem dobra wspólnego? Czym innym jest „kapitał społeczny”, jeśli nie uzupełnieniem ekonomicznej teorii demokracji o wspólnotowy wymiar? Robert D. Putnam to nowy Jean-Jacques Rousseau.

Poprzednia 1234 Następna

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.