TK



Bajki o nierównościach

American Dream| Global Wealth Databook| Jarosław Kuisz| kapitalizm| Michał Sutowski| mobilność społeczna| nierówności społeczne| ubóstwo| współczynnik Giniego

włącz czytnik

Prawda czasu i prawda ekranu

USA i Polska to jednak dwa skrajnie odmienne przypadki. Po pierwsze, mobilność społeczna utrzymuje się u nas na wysokim poziomie. „Odsetek ludzi dziedziczących przynależność klasową ojca wynosi 30-32 proc. Innymi słowy, reszta zmienia pozycję, zwykle awansuje, co wynika z pojawiania się coraz to nowych pozycji zawodowych sytuujących się na górnych piętrach hierarchii społecznej” – twierdzi socjolog prof. Henryk Domański (5).

Co więcej, w naszym kraju nierówności dochodowe jeśli nie maleją, to z pewnością od kilku lat nie rosną. Przyznają to nawet autorzy ze strony lewicowej w polemikach z liberałami. Na przykład Michał Polakowski i Dorota Szelewa piszą, że od 2004 r. „według Eurostatu nierówności dochodowe w Polsce zmalały, podczas gdy GUS podaje, że za bardzo się nie zmieniły” (6). Ale, co ciekawe, dosłownie w następnym zdaniu Szelewa i Polakowski zmieniają perspektywę i stwierdzają, że nierówności powinniśmy mierzyć nie w skali kilku lat, ale porównując stan obecny z rokiem… 1988. A wtedy okaże się, co oczywiste, że wręcz wystrzeliły w górę. Podobne podejście proponuje na stronach Instytutu Obywatelskiego Michał Sutowski (7).

Okazuje się, że gdy dane nie pasują do tezy, to po prostu trzeba… nieco zmienić dane. Żaden z autorów lewicy bynajmniej nie wyjaśnia, z jakiego powodu to właśnie schyłkowy okres PRL-u – czyli całkowitego rozkładu polskiej gospodarki – powinien być punktem odniesienia do pomiaru nierówności. Być może autorzy uznają nierówności za najważniejszy problem społeczny – tak ważny, że jeśli tylko wskaźnik Giniego utrzymuje się na niskim poziomie, wszelkie inne patologie systemu schodzą na dalszy plan.

Nierówności to nie bieda

Kłopot w tym, że „nierówności nierównościom nierówne”. Wyobraźmy sobie trzy stuosobowe społeczności. W pierwszej z nich jedna osoba zarabia milion złotych rocznie, a pozostałe po sto tysięcy, mamy więc do czynienia z ogromnymi nierównościami. To jednak społeczność zupełnie inna od takiej, w której jedna osoba zgarnia 100 tys. złotych, a pozostałe muszą przeżyć za sumę dziesięciokrotnie mniejszą. Tutaj do nierówności dochodzi jeszcze problem biedy. Są to jednak dwa odmienne zjawiska. Widać to doskonale na przykładzie naszej trzeciej wyobrażonej społeczności, gdzie wszyscy otrzymują po 10 tys. złotych rocznie. Nierówności w niej nie ma, a jednak daleko jej do ideału.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.