TK



Criminal tango

Gdynia| milicja| MO| PRL| prostytucja| Solidarność| Stalin| Trynkiewicz| UNRRA

włącz czytnik

No, ale to były lata 80-te. Czytelny podział, żadnych wątpliwości, ech… gdzie to się podziało…

Całkiem przypadkiem trafiłem ostatnio na dane dotyczące przestępczości w moim rodzinnym mieście w latach 1945-1956. Dane jak dane, suche  liczby, ale rodzaje przestępstw – istna poezja.

Zaczęło się wyjątkowo ciekawie zaraz po wojnie, kiedy to oficjalne statystyki notują kilka przypadków strzelaniny między Rosjanami, a polską milicją, a także między UB a milicją. Niewiarygodne? A jednak.

Potem notowano jedynie przestępstwa „normalne”. Np. kradzieże.

Na podstawie opisów kradzieży spokojnie można by stworzyć obraz zaopatrzenia (a raczej jego braku) w placówkach handlu uspołecznionego (kiedy to Hilary Minc wygrał już swoją „bitwę o handel”).

Śledzie z „Dalmoru” kradziono na potęgę, ale największe nawet wysiłki złodziei nie były w stanie zmienić statystyk, wg których zmarnowano tego towaru w firmie więcej, niż oni bidule zdołali wynieść. Jeden urzędniczyna nieudolnie organizujący transport bił ich w tych statystykach na głowę. No, ale on to robił legalnie, w ramach obowiązujących przepisów, nie jak ta hałastra wrogów klasowych, która z żądzy zysku ratowała część śledzi przed urzędnikiem sprzedając je pokątnie obywatelom celem konsumpcji wspomagającej monopol spirytusowy.

Systematycznie okradano transporty z UNRR-y i wówczas potworzyły się już prawdziwe gangi, które kradnąc część zawartości paczek, uzupełniały je np. kamieniami, przez co sama kradzież wychodziła na jaw stosunkowo późno, za późno, by kogoś złapać za rękę.

Nieuspołeczniony handel, który się w formie szczątkowej uchował to była istna siatka wrogów ustroju, którzy przy pomocy marynarzy podstępnie zaopatrywali  ludność m.in. w kakao, przyprawy itd. przyzwyczajając ją do konsumpcji dóbr nie licujących z prostotą bytowania klasy robotniczej i wpędzając ją wręcz niekiedy w szpony hulaszczego trybu życia!

Z czasem to się zmieniało, aż doszło do tego, że pod okiem najwyższych czynników, mimo ich czujności, powstało całe osiedle domków budowanych przez marynarzy, do dziś zwane „zegarkowo”, ponieważ nieoficjalny import zegarków marki „Delbana” czy „Omega” miały w jego powstaniu niebagatelny udział.

Przemycano również leki, np. streptomycynę, która wobec obecnej wówczas gruźlicy ratowała życie. Oczywiście, przemyt ten zwalczano z całą surowością, bo taki ktoś bezideowo wyleczony nie miał żadnej wartości dla budującego świetlaną przyszłość społeczeństwa. Trochę to przypomina zaciekłe zwalczanie Owsiaka tylko dlatego, że „nie jest ich”. W każdym razie są dobre wzory, jak widać.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.