TK



Dyrektywa współdziałania władz w konstytucji RP z 1997 roku jako przykład ustrojowego wishful thinking

Aleksander Kwaśniewski| Donald Tusk| Jerzy Buzek| kohabitacja| kompetencje| Lech Kaczyński| Leszek Miller| Marek Belka| Prezydent| Rada Mini­strów| weto| współdziałanie władz

włącz czytnik

Objęcie kompetencji do wetowania ustaw obowiązkiem uzyskania kontrasygnaty premiera rozpatrywać należy jako posunięcie alternatywne wobec propozycji wypo­sażenia Prezydenta RP w prawo wnoszenia poprawek do wszelkich projektów ustaw. Uzależnienie bowiem skuteczności weta od uzyskania aprobaty Prezesa Rady Mini­strów czyniłoby całkowicie iluzorycznymi „koncyliacyjne” oddziaływanie wprowadzenia w życie tej drugiej propozycji. Skoro bowiem Prezydent nie byłby w stanie za pomocą wniosku o ponowne rozpatrzenie ustawy realnie sprzeciwić się woli rządu, to i zwykle mijałoby się z celem wnoszenie przezeń poprawek do projektu ustawy (chyba że byłyby to tylko niekontrowersyjne korekty technicznolegislacyjne). Bez „miecza Damoklesa” w postaci groźby weta stanowiący zaplecze rządu posłowie mogliby nic nie ryzykując sprzeciwiać się poprawkom prezydenckim.

Obie przedstawione propozycje zmian w Konstytucji RP prowadziłyby do lepsze­go rozwinięcia dyrektywy współdziałania władz na gruncie jej przepisów szczegóło­wych dotyczących kooperacji poszczególnych organów w dziedzinie ustawodawstwa. Weto mogłoby wówczas służyć także rzetelnej współpracy, a nie tylko blokowaniu.

Specyficznego rozwinięcia dyrektywy współdziałania władz upatrywać wol­no w wyposażeniu Prezydenta RP w prawo inicjatywy ustawodawczej. Jak zauważa M. Kruk, w systemie parlamentarno-gabinetowym jest to rzadko spotykana kompetencja głowy państwa; chodzi o to, „aby nie tworzyć konkurencyjnych ośrodków decyzyjnych w obrębie władzy wykonawczej”. W aktualnej polskiej konstytucji kompetencja ta ma prima facie – w przeciwieństwie do weta ustawodawczego – charakter „pozytywny”, jed­nak głębszy namysł nad jej sensem pozwala na wyciągnięcie bardziej zniuansowanych wniosków, odnoszących się do sytuacji „kohabitacji”. Wnoszenie przez głowę państwa istotnych politycznie projektów do Sejmu zdominowanego przez nieprzychylną jej więk­szość zwykle mijałoby się z celem, projekty takie nie zostałyby bowiem uchwalone. Natomiast w razie istnienia gabinetu mniejszościowego realizującego odległą od prezydenckiej wizję polityki Prezydent mógłby – jako sojusznik opozycji – stać się inicjatorem „antyrządowej” działalności legislacyjnej, pozostając zarazem podmiotem niepodlegającym odpowiedzialności parlamentarnej. Taki rozwój zdarzeń – w którym prawo inicja­tywy ustawodawczej służyłoby wrogiej konkurencji dwóch ośrodków egzekutywy – nie byłby pożądany i w istocie stanowiłby zaprzeczenie dyrektywy (harmonijnego) współ­działania władz, a jednak nie został wykluczony przez obecnie obowiązującą Konstytucję. Wprawdzie praktyka dotychczasowych „kohabitacji” nie potwierdza przedstawionych tu obaw (głównie ze względu na większą atrakcyjność polityczną weta ustawodawczego), lecz nie sposób wykluczyć urzeczywistnienia się podobnego zagrożenia w przyszłości.

Trybunał Konstytucyjny

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.