TK



Dzieci Pana Samochodzika

archeologia| artefakt| Bill Wyman| kolekcjonerstwo| muzeum| poszukiwacze skarbów| prawo własności| skarb| zabytki

włącz czytnik

Takie to trudne? No nie.

To wszystko rzutuje na stosunek obywatela do państwa i jego służb. Na angielskiej wsi pani poproszona o dostęp do swego ogródka (poproszona!), na którym według archeologów mogły znajdować się resztki rzymskiej łaźni, nie tylko wpuściła ekipę (która poniszczyła jej rabatki z kwiatami), ale przez cały czas poszukiwań dbała, by poszukiwaczom nie zabrakło herbatki i ciasteczek. Można? Można. A nas ogarnia żałość jak o tym czytamy.

Prosiłem kiedyś pracowników zaprzyjaźnionego muzeum archeologicznego o zorganizowanie spotkania z moją bandą poszukiwaczy celem ustalenia wspólnego stanowiska i próby wzajemnego zrozumienia się. Spotkałem się z dość stanowczą (i nerwową) odmową. Dlaczego? Nie umiem podać państwu argumentów, bo ich nie usłyszałem. „Nie, bo nie”.

Pseudo ochrona znalezisk historycznych ma, niestety, swoją cenę. Traktowanie obywatela jako przestępcy (już nawet nie potencjalnego) owocuje tym, że ci, którzy rzeczywiście nastawieni są na zysk (jest ich mniejszość zdecydowana, ale jest) nigdy nie ujawnią swoich odkryć, zbywając je najczęściej na Zachodzie, co przy otwartych granicach jest dość proste. My tracimy rzecz najcenniejszą, cenniejszą od tych znalezisk – informację. Wiedza, że taka a taka rzecz była znaleziona w Polsce, w konkretnym miejscu i kontekście, jest ważniejsza, niż wszystkie skarby świata. Dziwne, że „fachowcy” jakoś nie biorą tego pod uwagę.

Co ciekawe, z własnej praktyki wiem jak łatwo dogadać się z sołtysem, wójtem gminy i całą tą armią lokalnych urzędników. Oni doceniają fakt poszukiwań na swoim terenie, potrafią go wykorzystać dla promocji własnej miejscowości itd. Pamiętam jedną z akcji, gdy jeszcze nie skończyliśmy prac, a już zawiadomione były służby konserwatora wojewódzkiego, które potwierdziły nasze znalezisko (kamienie graniczne) i wpisały je do rejestru zabytków. Puchliśmy z dumy i nie oczekiwaliśmy żadnych nagród (choć pieczona kiełbasa od pani sołtys smakowała fantastycznie).

Centralne prawodawstwo nadal uważa nas za przestępców. Nasi najmądrzejsi pojęcia nie mają, że poszukiwacze skarbów mają swój własny kodeks honorowy i ten, kto zrobiłby cokolwiek przeciw ochronie zbytków, niszczyłby stanowiska archeologiczne itd. zostałby przez samo to środowisko odsądzony od czci i wiary z powiadomieniem policji włącznie.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.