TK
J. Łukaszewski: Król Kazimierz i rosyjska ruletka
Akademia Krakowska| cenzus majątkowy| cenzus wykształcenia| elektorat| Jan Długosz| Kazimierz Wielki| Krzyżacy| wybory| Łokietek
włącz czytnikZdaję sobie sprawę, że jakiekolwiek majstrowanie przy czynnym, bądź biernym prawie wyborczym zawsze napotka na sprzeciw znacznej części społeczeństwa niezależnie od zastosowanej argumentacji.
Także pomimo istniejących i dziś ograniczeń w rodzaju wiekowych, gdzie umowną granicą jest wiek 18, 21 bądź 30 lat życia.
A skoro umowną, to przecież można by umówić się inaczej, prawda?
Otóż okazuje się, że nieprawda.
To, czy ktoś ma 18 lat czy nie, jesteśmy w stanie sprawdzić obiektywnie na podstawie posiadanych dokumentów.
I w zasadzie niczego innego obiektywnie nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Smutny to fakt, ale fakt.
Skomplikowana materia współczesnego świata aż się prosi o powoływanie na najwyższe urzędy ludzi kompetentnych, wykształconych, doświadczonych, mających za sobą doświadczenia itd.
Prawo wyborcze takich warunków nie stawia, bo i jak ma to robić?
Nie da się obiektywnie stwierdzić, że startujący w wyborach kandydat jest idiotą, choć na pierwszy rzut oka widać, że jest. Narzędzi zobiektywizowania tego faktu jednak nie posiadamy, co skazuje nas i demokrację jako taką na stały dopływ w szeregi „elit” ludzi mających niewiele wspólnego z cechami jakich powinno się wymagać od rządzących.
Mylą się również ci, którzy odpowiedzialność za taki stan rzeczy chcą przerzucić na wyborcę.
Bo któż jest wyborcą? W ogromnej masie tacy sami ludzie jak kandydaci, a więc nie dający żadnej gwarancji wyboru najlepszego z najlepszych.
Wyobrażacie sobie państwo, co by się działo, gdyby np. prawo wyborcze pozwalało żądać od wyborcy i kandydata jakichkolwiek kompetencji?
Po pierwsze nie wierzę, by w pokojowy sposób dało się uzgodnić czego powinniśmy żądać. Po drugie, kto miałby te żądania formułować, dlaczego ten, a nie inny – oraz dlaczego te, a nie inne?
Kiedy w XIX-wiecznej Anglii ewoluowało prawo wyborcze, kryteria dotyczyły posiadanego majątku, co w pewnej mierze było uczciwym postawieniem sprawy. Rozumowano logicznie, że trudno osobom bez majątku dawać prawo decydowania o tym, co ze swoim (szeroko rozumianym) majątkiem mogą, a czego nie mogą zrobić ludzie go posiadający.
Dodatkowym argumentem był fakt płynności owego majątku, a więc teoretyczna przynajmniej możliwość dla każdego, że z czasem znajdzie się on w gronie elektorów.
Te czasy mamy jednak już za sobą i nie widzę realnej możliwości do ich powrotu.
W rezultacie wybory w dzisiejszej wersji przypominają nieco rosyjską ruletkę, bo nigdy nie mamy gwarancji, że polityk, na którego zagłosujemy nie wystrzeli w przyszłości z czymś, za co będziemy się wstydzili. My – na niego nie ma co liczyć.
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.
Artykuły powiązane
Brak art. powiąznych.
Załączniki
Komentarze
Polecane
-
Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Andrzej Rzepliński -
Kaczorowski: Mitteleuropa po triumfie Trumpa
Aleksander Kaczorowski -
Piotrowski: Trybunał Konstytucyjny na straży wolnych wyborów i podstaw demokracji
Ryszard Piotrowski -
Prawnicy wobec sytuacji Trybunału Konstytucyjnego, badania i ankieta
Kamil Stępniak -
Skotnicka-Illasiewicz: Młodzież wobec Unii w niespokojnych czasach
Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz
Najczęściej czytane
-
O naszym sądownictwie
Jan Cipiur -
Przepraszam, to niemal oszustwo
Stefan Bratkowski -
iACTA alea est
Magdalena Jungnikiel -
TK oddalił wniosek Lecha Kaczyńskiego dotyczący obywatelstwa polskiego
Redakcja -
Adwokat o reformie wymiaru sprawiedliwości
Rafał Dębowski
Brak komentarzy.