TK
Litwa: nazwiska to sprawa gramatyki, nie polityki
język litewski| Litwa| pisownia nazwisk| Soleczniki| Wilno
włącz czytnikDlaczego doszukując się problemu tam, gdzie go nie ma, tworzycie przeszkody, a później chcecie rozważać, czy należy poszerzyć litewski alfabet? Bowiem nie tylko nie należy, nawet nie można. Nie ma takiej potrzeby. Politycy powinni się zająć tym, czym powinni się zajmować. Można współczuć ministerialnym specjalistom, którym zlecone zostanie przygotowanie projektów ustaw.
A wystarczyłoby przecież, aby jeszcze w końcu XX wieku (do decyzji Sądu Konstytucyjnego) ministrowie sprawiedliwości i spraw wewnętrznych ustalili, że służby, wydające obywatelom dokumenty, mają kierować się zasadami gramatyki. Zdrowym rozsądkiem, inaczej mówiąc. Jeden litewski dziennik wszystkie obcobrzmiące nazwiska pisze w oryginale, inny – tylko litewskimi literami; w jednym piszą Wolfgangas, w innym – Volfgangas, znowuż w jednym – Giuseppe, w innym – Džiuzepė. Bo można, bo nikt nie broni. Bo to jest zgodne z ustalonymi jeszcze przez J. Jablonskisa zasadami. Język litewski nie zginie, jeżeli w paszporcie będzie napisane, na przykład, Tomaszewski.
Wszystko to przychodzi tłumaczyć dla dobra lepszej komunikacji politycznej. Współczesny świat obnaża ograniczenia polityczne, co nie jest dobre dla naszego wizerunku. Oczywiście, jeżeli takie nazwiska jak Jonas Jablonskis czy Aleksas Girdenis nie są autorytetami w tej materii, to nie tylko należy pisownię nazwisk uregulować ustawą, należy się też wtedy „pochwała głupoty”.
Mamy natomiast powody do obaw, że prace nad jakąkolwiek ustawą mogą mieć podłoże zupełnie innej natury. Przecież w tym magicznym cylindrze, o którym wspominałem, znajduje się też sporo innych rzeczy. Prawdopodobnie po to, aby wywołać jeszcze większy zamęt, niektórzy mogą wręcz pomyśleć, że demokracja może pozwalać nawet na rozpad państwa.
Nazwy własne. Czy chodzi tylko o tablice, informujące o wjeździe do miasta? Dowiedzieliśmy się przecież i o bardziej zawiłej sprawie – zamiarze „ruszenia” litewskich nazw miejscowości, bo niby „nadszedł czas”. Polityk, który wyraża taki pogląd, powinien sprecyzować, z którego wieku je weźmiemy. Może weźmiemy plik map z XVI-XIX wieku i wybierzemy, z którego okresu zaborów dokument będzie najlepiej pasował.
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.
Artykuły powiązane
Brak art. powiąznych.
Załączniki
Komentarze
Polecane
-
Oświadczenie Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego
Andrzej Rzepliński -
Kaczorowski: Mitteleuropa po triumfie Trumpa
Aleksander Kaczorowski -
Piotrowski: Trybunał Konstytucyjny na straży wolnych wyborów i podstaw demokracji
Ryszard Piotrowski -
Prawnicy wobec sytuacji Trybunału Konstytucyjnego, badania i ankieta
Kamil Stępniak -
Skotnicka-Illasiewicz: Młodzież wobec Unii w niespokojnych czasach
Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz
Najczęściej czytane
-
O naszym sądownictwie
Jan Cipiur -
Przepraszam, to niemal oszustwo
Stefan Bratkowski -
iACTA alea est
Magdalena Jungnikiel -
TK oddalił wniosek Lecha Kaczyńskiego dotyczący obywatelstwa polskiego
Redakcja -
Adwokat o reformie wymiaru sprawiedliwości
Rafał Dębowski
Brak komentarzy.