TK



O mowie polskiej i innych skarbach narodowych

Aleksander Gieysztor| dziedzictwo kulturowe| Henryk Sienkiewicz| język polski| Julusz Słowacki| Leopold Kronenberg| Rada Języka Polskiego| Rada Narodowego Centrum Nauki| wulgaryzm

włącz czytnik

Oto na każdym kroku przekonujemy się, że mimo najlepszych intencji członków Rady Języka Polskiego, w życie nasze potężną falą wlewa się straszliwy żargon członków korporacji a także unijnych urzędników. Presji ich ulegają bez oporu pracownicy wszelkich stopni administracji państwowej i samorządowej, od kancelarii ministerialnych po urzędy wójta czy burmistrza. Co więcej, fala ta opanowuje także nasze uniwersytety, które wszak powinny stać na straży piękna naszego języka. W tej sytuacji coraz mniej już dziwi porażający stan polszczyzny, z jaką spotykamy się na ulicy, w tramwajach, autobusach, na stadionach sportowych, a nawet – w literaturze, zwanej do niedawna „piękną”. Niestety, znaczący udział w okaleczaniu naszego języka mają także niektóre media.

Wiadomo, że ziemię można zabrać lub wykupić, dom, w którym mieszkamy, można spalić, chleba można pozbawić, ale mowy, języka rodzimego nie zabierze człowiekowi największy nawet wróg, jeśli tylko ów człowiek będzie go bronił. Tak, jak bronił go bohater znanego opowiadania Henryka Sienkiewicza „Wspomnienie z Maripozy”, który, mieszkając od kilkudziesięciu lat w kalifornijskich lasach, czytał codziennie jedyną polską książkę, jaką posiadał: „Biblię”, a robił to, aby – jak mówił - nie zapomnieć mowy mojej, aby nie stać się niemym w języku ojców moich!

Żyjemy dziś w innych czasach. Setki tysięcy naszych rodaków pracuje obecnie wśród Anglików, Niemców, czy Skandynawów, na co dzień posługując się językiem kraju, w którym mieszkają. Nie tylko na nich, ale w równej mierze na nas, a może – przede wszystkim na nas, mieszkających tu, nad Wisłą i Odrą, w Polsce, spada odpowiedzialność za to, aby potomkowie tych wychodźców „za chlebem” nie wyrzekli się naszej narodowej kultury, naszego języka, ale głównie za to, abyśmy my przekazali naszym bliższym i dalszym potomkom polszczyznę piękną!

W czasach zaborów to właśnie mowa polska była najcenniejszą bronią w walce o Polskę. Jedni nazywali ją mową świętą, inni: mową aniołów. Maria Konopnicka, która w imieniu milionów Polaków w 1910 roku dumnie oświadczała: Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, // Nie damy pogrześć mowy!, w języku widziała przede wszystkim „budziciela” narodu do walki o niepodległą Ojczyznę. W jednym ze swoich poematów wołała też:            

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Artykuły powiązane

Brak art. powiąznych.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.