TK



Rasmus Nielsen: Polityczne 24 godziny

demokracja| facebook| informacja| Internet| media| media społecznościowe| Rasmus Kleis Nielsen| twitter

włącz czytnik

To chyba naturalny proces? W czasach, gdy królowały radio i telewizja, było przecież podobnie.

Oczywiście, różnice te nie powstały w dobie Internetu i mediów społecznościowych. Jednak dziś są one szczególnie widoczne. Papierkiem lakmusowym popularności polityków może być choćby liczba obserwujących dany profil na Facebooku czy Twitterze. Przyglądałem się tym procesom w wielu krajach i w większości z nich schemat jest podobny: uwaga wyborców skupia się na dwóch, trzech politykach. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest bardzo prosta. Internet daje nieograniczone możliwości wyboru. Polityka zaś nie wytrzymuje konkurencji i przegrywa w tej grze. Stąd uwagę internautów są w stanie przyciągnąć tylko najważniejsi politycy.

Oraz ci najbardziej kontrowersyjni lub polaryzujący. Czy skrajność poglądów coraz częściej będzie kluczem do powodzenia w politycznych projektach internetowych, jak choćby w przypadku republikanki Sarah Palin?

Spierałbym się ze stwierdzeniem, że polaryzowanie czy stronniczość w debacie są warunkiem popularności w Internecie. Oczywiście Palin jest takim przykładem. Kluczem do jej popularności było jednak umiejętne połączenie działań w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Zainteresowanie tych pierwszych automatycznie zaś pociągnęło za sobą uwagę w tych drugich.

Republikankę z Alaski można już właściwie uważać za celebrytkę. Jednak to wyjątek potwierdzający regułę. Z badań, które przeprowadziłem w Stanach Zjednoczonych wśród wszystkich kandydatów Izby Reprezentantów bardzo jasno wynika, że stronniczość kandydata nie wpływa na jego popularność w sieci. Oczywiście, czasem przy pomocy bardzo polaryzującego przekazu udaje się zdobyć uwagę internautów. Z reguły na krótko.

Internet jednak coraz bardziej polaryzuje polityczną debatę. Bułgarski politolog Ivan Krastev idzie nawet o krok dalej, mówiąc, że „sieć zamyka nas w politycznych gettach i sprawia, że coraz trudniej będzie nam zrozumieć ludzi, którzy nie myślą tak jak my”.

Internet rzeczywiście w pewnym stopniu przyczynia się do rozwarstwienia się politycznej debaty. Nie obwiniałbym jednak tylko i wyłącznie technologii. Oczywiście przyglądając się tak zinformatyzowanym państwom jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, gdzie polityczne podziały są bardzo widoczne, można odnieść takie wrażenie. Co jednak z krajami typu Niemcy, Holandia czy Dania? Dostęp do szerokopasmowego Internetu wcale nie jest tam równoznaczny z podziałami w społeczeństwie i na scenie politycznej. Co więcej polityczna dyskusja nie tylko się nie polaryzuje, lecz coraz częściej opiera się na konsensusie. Doskonale było to widać chociażby w ostatnich wyborach do Bundestagu.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.