TK



W labiryncie demokracji – z teorii w praktykę

Arystoteles| deliberatywna demokracja| demokracja| demokracja socjalistyczna| Edward Łukawer| Leszek Kołakowski| Manifest Komunistyczny| Radosław Markowski

włącz czytnik

Demokratyczne procedury stanowią, że wybory są: powszechne, równe, bezpośrednie, proporcjonalne i tajne. „Innowatorzy demokracji” uznali, że „[…] głosowanie jest ze swej istoty najbardziej płytki, prywatny i w pewnym sensie aspołeczny [akt polityczny], bo indywidualny, tajny i ukrywany. A tymczasem, powiadają orędownicy deliberatywnego otwarcia, to, co nam jest potrzebne, to wspólnotowe debatowanie, otwarta wymiana argumentów, intensywna ludzka interakcja […] Dlaczego nie miałby właśnie dzielić się swoimi politycznymi przemyśleniami z innymi współobywatelami, przekonywać ich i otwarcie uzasadniać wybory, jakich dokonuje?”[13].

Zdaniem licznych amerykańskich socjologów i politologów ową innowacją jest „deliberatywna demokracja” (i znów demokracja przymiotnikowa), która staje się instytucją, zatem przymusem wedle zasad którego, każdy ma obowiązek „wytłumaczenia” się ze swoich indywidualnych wyborów. Owo podjęcie dodatkowej procedury deliberacyjnej oznacza, jak pisze Markowski, że akt głosowania powinien być „poprzedzony rozmowami, wymianą poglądów, sporami o racje i racjonalnym uzasadnianiem decyzji politycznych. Na ile hasło first talk, then vote traktować dosłownie?”[14].

Gdy napotykam kolejne pojęcie przymiotnikowej demokracji – to przede wszystkim sięgam po mój stuletni słownik języka polskiego Arcta, w którym czytam hasło „deliberować (z łc.) – przemyśliwać, łamać sobie głowę, rozmyślać, debatować[15]. Jeśli deliberować to znaczy rozmyślać i debatować – to demokracja jest właśnie z definicji taką procedurą podejmowania decyzji i dokonywania wyborów na mocy uprzednich rozmyślań i debaty między równymi sobie obywatelami. Temu właśnie służy odwołanie się do demokracji. Tak mnie dotychczas uczono – i nadawanie demokracji nowego przymiotnika nie wydaje mi się działaniem podnoszącym stopień i jakość racjonalnego dyskursu nad demokracją.

 „Demokracje ludowe” doświadczały już owej szczególnej „deliberatywnej demokracji” na cotygodniowych zebraniach partyjnych, gdzie każdy musiał się deklarować dlaczego jest „za”, a bardziej „przeciw” – słynne samokrytyki „nieposłusznych” decyzjom podjętym jednogłośnie przez aktyw partyjny. Odwołanie się do doświadczeń „demokracji ludowej” w pewnym sensie potwierdza słuszność hasła „deliberować” – jako łamanie głowy, i to nie tyle sobie, co innym.

Publicystyka

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.