Debaty



Jak polskie elity oswoiły populizm

elity| Paul Taggart| PiS| Platforma Obywatelska| polityka wykluczenia| populizm| Robert Barr| Samoobrona| Stan Tymiński

włącz czytnik

Taki specyficzny, niekonsekwentny polski populizm przeżywał w Polsce rozkwit w latach 2003-2004. Za sprawą afery Rywina stało się oczywiste, że powstała na początku lat 90-tych polska demokracja nieformalnych umów i instytucji jest pozbawiona legitymizacji. O konieczności jej gruntownej przebudowy i konieczności odejścia odpowiedzialnych za nią elit zaczęli mówić nie tylko przedstawiciele zmarginalizowanych prawicowych ugrupowań politycznych, ale i publicyści, a potem politycy z głównego nurtu.

W tym samym czasie polski rynek medialny podlegał gwałtownym przekształceniom sprzyjającym rozbiciu dominacji elit sprawujących nad nim kontrolę przez poprzednie dziesięciolecie. W 2003 r. zaczął ukazywać się pierwszy ogólnopolski tabloid z prawdziwego zdarzenia, który swoją pozycję budował na zaufaniu czytelników, nie na akceptacji elit. Nieco wcześniej zaczęła nadawać pierwsza całodobowa telewizja informacyjna, która na nowo zdefiniowała co jest w Polsce newsem i stała się forpocztą polskiej wideodemokracji.

Wszystkie te nowe głosy miały wydźwięk populistyczny. Wskazywały bowiem na wyobcowanie się „klasy politycznej”, silną homogenizację elit politycznych, biznesowych i dziennikarskich, brak ich odpowiedzialności względem obywateli, instytucjonalne wady polskiej demokracji, które umożliwiły taki rozwój wypadków. Choć proponowane rozwiązania polskich problemów początków nowego tysiąclecia często niepozbawione były finezji obcej populistom, to zasadniczy ton dyskusji politycznej nadawały niewątpliwie upraszczające i emocjonalne hasła w rodzaju „szarpnięcia cuglami”, „wywrócenia zielonego stolika”, czy „końca wersalu”.

Można więc chyba powiedzieć, że przed wyborami 2005 r. cała polska polityka stała się populistyczna. Partie nie tylko stosowały populistyczne metody mobilizacji, czy komunikacji (zwane tradycyjnie demagogią), ale istotą polskiej polityki stało się kwestionowanie ustalonego porządku lat 90-tych w imię odnowienia demokratycznych mechanizmów reprezentacji. Jak pisze bowiem Paul Taggart, populizm „ma moc zmieniania reguł gry, które obowiązują w polityce przedstawicielskiej, ponieważ podejrzliwie przygląda się tym regułom. Już samo jego istnienie wzbudza niejasne wątpliwości co do charakteru gry” i następuje zmiana trybu, w jakim toczy się dyskusja, artykułowane są problemy i mobilizowani wyborcy[6].

Wybory 2005 r. otwierają najdziwniejszą, trwającą do dziś, fazę polskiego niekonsekwentnego populizmu. Historia ruchów populistycznych dowodzi, że populiści u władzy najczęściej nie są już atrakcyjni dla wyborców i kończą jako zwykli politycy. Przestają być po prostu wyrazicielami protestu obywateli i jeżeli próbują realizować swoje postulaty, to muszą ścierać się z codzienną rzeczywistością, proponować konkretne pozytywne rozwiązania, które trudno wtłoczyć w dychotomiczny populistyczny schemat myślenia. Jeśli populistom u władzy udaje się, to podcinają gałąź, na której siedzą, gdyż mija poczucie ostrego kryzysu, a wraz z nim populistyczna mobilizacja. Jeżeli nie udaje się im, zostają odrzuceni jako kolejna grupa niekompetentnych polityków, którzy nie spełniają własnych obietnic.

Debaty

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.