Państwo



A. Wróblewska: Dobry urzędnik, bo partyjny

biurokracja| Choszczówka| geodezja| klasyfikacja gruntów| Służba cywilna

włącz czytnik

Nawet kiedy już obywatel przebrnie przez urzędniczy żargon o aktualizacji i operatach, trudno mu pojąć co kierowało kwalifikowaną kadrą urzędniczą, żeby działki otoczone już domami, w rejonie uznanym wcześniej przez miejscową architekturę za tereny do zabudowy, nagle uznać za las, na którym budować nie wolno? W okolicy tej przemianowanej działki, na takim samym gruncie wyrosło w ostatnich latach pełno nowych domów. I teraz, po owych „operatach” widać, że inne puste jeszcze działki między zamieszkałymi domami, na mocy „nowej klasyfikacji gruntów” stały się lasami.

W Choszczówce u progu lat 90. wszędzie rosły drzewa. Przedwojenne domy poległy tu niemal wszystkie na froncie, a na prywatnych działkach władza w czasach PRLu nie pozwalała ludziom niczego budować – miała tu jakieś industrialne zamiary, na które szczęśliwie nie starczyło jej pieniędzy. Działki czekały, wyrosły na nich samosiejki. A kiedy po 90-ym roku przyszło nowe i odrodził się obrót ziemią, zbudowano na niej setki prywatnych domów jednorodzinnych. Dziś by ich nie było, bo rosły na nich drzewa i Geodezja nazwałaby je lasem.

Ale prawdziwy las też tu jest. Żeby go ochronić, a zarazem dopuścić budowę domów, architekci wytyczyli granicę krajobrazu chronionego. Strefę chronioną, gdzie budować nie wolno, dzieli w Choszczówce od terenów przewidzianych pod zabudowę ulica, która nomen omen nazywa się Ślepa. Działka pp. Kowalczewskich, oraz inne, niezabudowane jeszcze w tym sąsiedztwie, zostały przemianowane na leśne, czyli bez prawa do zabudowy, chociaż znajdują się po tej stronie granicy gdzie do czasu owego „operatu” wolno było budować domy. Teraz na nowej mapce zaznaczone są kawałki, które urzędnik wykonujący „operat” nazwał lasem. Dostały ksywę LsVI, a razem z nią wyrok – bez zezwolenia na budowę.

Nasuwa się parę pytań – najpierw o sens całej tej operacji urzędniczej. Z pism jakie w tej sprawie poznałam nie wynika po co w 2009 roku ktoś na wysokim urzędzie zlecił przeprowadzenie  nowej „gleboznawczej klasyfikacji”. I dlaczego, przy okazji, obalił dotychczasowe ustalenia architektów dotyczące tego terenu?

Lasy miejskie sprawują nadzór nad terenami, które są im przypisane, gospodarka leśna ma różne przywileje, lasy to nasz skarb narodowy itp. Ale po co lasom państwowym rozrzucone między domami zadrzewione kawałki, na których żadnej gospodarki leśnej nie będą prowadzić? Nie każdy grunt na którym rosną drzewa nazywa się lasem. Jaki sens ma pozostawianie małych kawałków gruntu bez prawa zabudowy, kiedy dookoła zabudowa już jest i w ślad za nią wkroczyła kosztowna infrastruktura za publiczne pieniądze? Energia, kanalizacja, gaz, wodociągi – nawet jeśli nie wszystko jeszcze tu doprowadzono, to jest w planach. Wydatki na takie inwestycje opłacają się kiedy więcej ludzi może z nich korzystać. Na pustych „leśnych” działkach infrastruktura jest niepotrzebna. Wydawałoby się, że urzędnicy z Ratusza w pierwszym rzędzie powinni mieć na uwadze interes publiczny. W operacji którą przeprowadzili sensu nie widać. Urzędnik który nazwał te kawałki gruntów lasami kierował się zapewne tym co widzi – na działkach rosły drzewa, a więc las. O tym, że gospodarki leśnej nie będzie sensu tu prowadzić i że działek leśnych nie będzie można także zabudować, albo nie wiedział, albo się nad tym nie zastanawiał.

Państwo

Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.

 
 
 

Załączniki

Brak załączników do artykułu.

 
 
 

Komentarze

Brak komentarzy.